polish internet magazine in australia

NEWS: POLSKA: W niedzielę 18 maja w Polsce odbyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Do rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich potrzebna będzie druga tura - wynika z sondażu exit poll. Badanie wskazuje, że w decydującej walce o prezydenturę zmierzą się kandydat KO Rafał Trzaskowski i popierany przez PiS Karol Nawrocki. * * * AUSTRALIA: Trzy osoby zginęły w jednych z najgorszych powodzi w Nowej Południowej Walii, jakie pamiętamy. W całym stanie Mid North Coast wprowadzono wiele nakazów ewakuacji, a tysiące ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Biuro Meteorologiczne twierdzi, że region zacznie odczuwać łagodzenie ekstremalnych opadów deszczu, ale ostrzega, że ​​zjawisko pogodowe jest dalekie od zakończenia, ponieważ ulewne deszcze przesuwają się na południe. * * * SWIAT: Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump w odróżnieniu od przywódców w Unii Europejskiej, oswiadczyl, że „wcale nie martwi się” wzmacnianiem rosyjskich sił przy granicy z Finlandią i Norwegią. Według niego, każdy kraj w tym Rosja ma prawo rozmieszczać wojska na swoim ternie dowolnie.
POLONIA INFO:

wtorek, 27 grudnia 2011

Morska pasja życia - rozmowa z Anną i Grzegorzem Haremzami (1)

Anna i Grzegorz Haremzowie. Fot. K..Bajkowski
Mieszkające w Sydney polskie małżeństwo, Anna i Grzegorz Haremzowie realizuje przygodę życia, o której marzy nie jeden globtroter czy żeglarz – rejs jachtem dookoła świata. Anna jest grafikiem i malarką, Grzegorz* - fotografem. Oboje łączą pasję podróżowania z życiem zawodowym. Pływanie jachtem po morzach i oceanach to myśl, która od najmłodszych lat zaprzątała głowę Grzegorzowi. W kilkutygodniowej przerwie ponad 5-cio letniego rejsu oboje małżonkowie odpoczywają w Sydney. W przeddzień powrotu do Europy, gdzie czeka  ich pływający dom – jacht La Boheme, z Anną i Grzegorzem Haremzami rozmawia Krzysztof Bajkowski.

Krzysztof Bajkowski: od jak dawna podróżujecie po świecie w taki wyszukany i niezwykły sposób?

Anna Haremza: 15 czerwca 2008 roku Grzegorz wraz z dwuosobową załogą: przyjaciółmi – Tomem i Jeremym wyruszyli z Sydnejskiej zatoki Pittwater rozpoczynając rejs dookoła świata. Ja dołączylam do nich na Wyspie Czwartkowej na północy Australii i stamtąd juz tylko we dwójkę z Grzegorzem ruszyliśmy dalej do Darwin a potem opuściliśmy wybrzeże Australii, tym samym rozpoczynając na dobre 5-letnią podróż dookoła świata. Tak więc obecnie minęły już trzy lata naszej podróży.

Grzegorz Haremza: Podróż dookoła świata to brzmi tak fajnie i romantycznie, ale jest to sprawa niesamowicie skomplikowana, praktycznie i technicznie. Żeby takie marzenie zrealizować to trzeba mieć przede wszystkim sprzęt – odpowiedni jacht i ten jacht musi być doskonale dostosowany do żeglugi oceanicznej w każdych warunkach pogodowych. Kilka słów zatem o jachcie, który nazywa sie La Boheme. Jest to piąty nasz jacht w Australii. Kupiliśmy go specjalnie do tej podróży dookoła świata w Nowej Zelandii, w Auckland w 2007 roku. Płynęliśmy nim z Auckland do Sydney początkowo w idealnych   warunkach pogodowych, ale potem sytuacja atmosferyczna się zmieniła. Spotkały się dwa  systemy niskiego ciśnienia i powstał niesezonowy cyklon, przez którego oko mieliśmy „przyjemność”  przepłynąć. W tym to sztormie – a był to jeden z trzech największych sztormów w ostatnich 60-ciu latach  w rejonie Sydney - nasz jacht przeszedł  prawdziwy chrzest bojowy. Ja czułem się niekomfortowo. W ogóle nie znałem tego jachtu ani jego charakterystyki zachowania sie w sztormie. Płynęłem wraz z Peterem McKenzie i Wojtkiem Wierzbickim i obawialiśmy się tego, czy ten jacht potrafi wszystko znieść.  Okazało się, że zniosł wszystko pomyślnie, bez większych usterek. Jednocześnie w trakcie tego sztormu dokonałem szeregu notatek dotyczących zmian technicznych, jakie  chciałbym wprowadzić na jachcie, aby nadawał się jeszcze lepiej do światowej podróży. I te zmiany zostały wprowadzone. Pracowaliśmy nad tym cały rok z pomocą kolegów: Jurka Trojana, Grzegorza Gawrońskiego i mojego brata Wawrzyna Haremzy. Został zainstalowany nowy komplet żagli i cały sprzęt  potrzebny do takiej żeglugi. Można powiedzieć jacht został perfekcyjnie przygotowany.

K.B.: Kiedy po raz pierwszy przyszła myśl aby razem wybrać się w taki rejs?

A.H.: Mnie niedawno ale Grzegorzowi to chyba wtedy gdy mial sześć czy dziewięć lat, bo jego zawsze pasjonowało morze i żagle. To jego życiowe marzenie. A ja poprzez małżeństwo i znajomość dołaczyłam do spełnienia tego marzenia Grzegorza. Bo tak jak Grzegorz jest fantastyczny, jeśli chodzi np. o modyfikacje i naprawy jachtu, nawigacje, żeglowanie, tak ja z kolei jestem bardzo dobra w organizacji całego przedsięwzięcia. Bo to jest przewrócenie życia do góry nogami. Wszystko trzeba zaplanować od podstaw. Poza tym trzeba mieć niezwykłą ilość wiedzy aby móc bezpiecznie taką podróż zrealizować.

K.B.: Jak oswoiliście się z myślą o niebezpieczeństwach, których w takiej wyprawie zapewne  nie brakuje?

G.H.: Niebezpieczeństwem są rafy i zła pogoda, statki na oceanie, pływajace kontenery, piraci itp. Jacht, jak już wcześniej wspomniałem został perfekcyjnie przygotowany i wyposażony w urządzenia nawigacyjne. Mamy więc na pokładzie trzy chart-plotery, dwanaście GPSów, sekstansy, AIS, telefon satelitarny, automatyczne boje wzywające pomoc, tratwę ratunkową, cztery kotwice, zapasowe żagle, żagle sztormowe itd. Oddzielna sprawa to przygotowanie załogi.  Innymi słowy nie radziłbym nikomu wybierać się w tego typu podróż bez tego sprzętu i dużego doświadczenia bo z rejsu, który może być stosunkowo przyjemny i spokojny, gdy tych przygotowń nie zrobimy,  może stać się tragedia. Jeżeli chodzi o piratów to w miare możliwosci omijamy niebezpieczne akweny, a
oswoić się z myślą o niebezpieczenstwach jest trudno. Staramy sie być bardzo ostrożni.
La Boheme. Fot.G.Haremza

K.B.: Jakie są podstawowe wymiary Waszego jachtu La Boheme i jak jest sklasyfikowany?

G.H.: Jacht ma 16 m długości, 4,6 m szerokości , 2,05 m głębokości. Waży 20 ton. Jest to bardzo duży jacht. W porcie za ciężki aby np. odepchnąć go ręką. Wszystko odbywa sie wyłącznie przy pomocy silnika i musi być przy tym wielka precyzja manewrowania porównywalna z operowaniem wielką cieżarówką.
Jest to jacht marki Amel, Super Maramu 2000, dwumasztowy ketch.

K.B.: Co dotychczas zwiedziliście w ramach tego rejsu?

A.H.:  Zaczynając od Sydney wschodnie wybrzeże Australii, Wielka Rafa Koralowa, Darwin a pierwszym dłuższym przystankiem była wyspa Bali. Potem Christmas Island, dalej Cocos Keeling, Rodrigues, Mauritius, Reunion, dalej wzdłuż wschodniego wybrzeża Afryki mijając Przylądek Dobrej Nadziei do Kapsztadu w RPA. W Kapsztadzie 6 tygodni postoju i stamtąd wzięliśmy udział w regatach Heineken do Salvador Bahia w Brazylii. Po drodze niezapowiedziana akcja ratunkowa, o czym opowiemy za chwilę.

G.H.: Długość trasy tych regat to 3600 mil morskich czyli ok . 6,5 tys km. To jedne z dluższych regat organizowanych na świecie.
A.H.: Wspomnijmy, że w Kapsztadzie dołączył do nas nasz przyjaciel z Sydney Ben Rodanski, ktory płynał z nami aż do Karaibów.

G.H.: Ben Rodański – profesor z UTS, który nota bene poprzednim naszym jachtem ‘Il Vento’ opłynął Australię.
W  czasie tych regat z Kapsztadu, na oceanie dowiadujemy sie przez radio dalekiego zasiegu ze w odległości 180 mil przed nami znajduje sie uszkodzony jacht. Jacht ze złamanym masztem i samotnym ciężko rannym żeglarzem na pokładzie. Tak więc zmieniliśmy kurs i popłynęliśmy aby znaleźć ten jacht. Zadanie porównywalne do znalezienia szpilki w stogu siana. Ale jakimś cudem udało nam się ten jacht znaleźć. Okazało się, że żeglarz ma złamane cztery żebra. Sytuacja beznadziejna, bo nawet nie mogliśmy podpłynąć do niego zbyt blisko z uwagi na dużą falę. Podaliśmy mu więc linę i przez 320 mil morskich ciągnęliśmy go na linie do Św. Heleny. Jak się później  okazało, było to jedno z najdłuższych holowań jachtu przez jacht pod żaglami.

A.H.: I z tej okazji dostaliśmy ogólnopolską nagrodę miesięcznika Jachting wręczoną nam w styczniu w zeszłym roku przez Krzysztofa Baranowskiego za tzw. „pomocną dłoń” – za udzielenie pomocy na oceanie.
Ale kontynuując przegląd naszej trasy, od Salvador Bahia popłynęliśmy na Karaiby, dalej Bermudy, Azory i przez Atlantyk do Lagos w Portugalii. Do tego momentu zajęło nam to dokładnie rok i trzy dni. Potem Barcelona, Majorka i we francuskim Gruissan w Zatoce Lyońskiej  zostawilismy jacht na zimę. W następnym sezonie z Gruissan popłynęliśmy  przez Korsykę, Sardynię, Capri, Sycylię, wyspy Jońskie, Cyklady do Turcji, gdzie w porcie w Alanyi  zostawiliśmy jacht na kolejną zimę. W tym roku plynęlismy na północ wzdłuz wybrzeża tureckiego, a wracaliśmy Wyspami Greckimi Dodekanezu spowrotem do Alanyi. Tak więc można powiedzieć, że spędzilismy trzy sezony na Morzu Środziemnym. Ta część naszej podróży zakończyła się 12 września tego roku. W maju 2012 będziemy jacht ponownie wodować i przygotowywac do podróży powrotnej.


K.B.: Najciekawsze zakątki świata jakie Wam utkwiły w pamięci.

G.H.: Spośród wielu wybiorę wyspę Cocos Keeling. Jest to australijska wyspa na Oceanie Indyjskim. Wyspa w stanie dziewiczym, która jest ewenementem we współczesnym swiecie, gdzie mamy piekna rafę koralową, atole, no coś o czym żeglarze tylko marzą żeby zobaczyć. Mówiąc o tej wyspie mogę wymienić  50 innych miejsc o zbliżonym pieknie, które widzieliśmy.
A.H.: Ja z kolei  mam zupełnie inne zainteresowania. Fascynują mnie wyspy wulkaniczne i to z czynnymi wulkanami. Pierwszą taką wyspą był Reunion na Oceanie Indyjskim , drugą Stromboli za Sycylią. Również fascynujące dla mnie są inne kultury, egzotyczne bazary, egzotycznie wyglądający ludzie. Zupełnie inne kulinarne i kulturalne przeżycia. Pierwsza taka styczność z obcymi kulturami to było Bali, potem Rodrigez, Mauritius. Następnie Afryka i Karaiby.


K.B.: Najniezpieczniejsze momenty jakie przeżyliście.

A.H.: Dla mnie to było zderzenie z wielorybem. To było przerażające ponieważ uderzyliśmy w wieloryba przy wybrzeżu Afryki Południowej i byliśmy w ciągłej niepewności, czy jacht nie pęknął i czy w pewnym momencie nie zaczniemy tonąć. Okazało się, że nic się nie stało jachtowi a i wieloryb też przeżył to zderzenie. Wszystko dobrze się skończyło a mogło być naprawdę tragicznie.

G.H.: Trzeba dodać, że jacht wówczas pędził z maksymalną prędkością jaka teoretycznie jest możliwa i to uderzenie w wieloryba dźwiękowo przypominało wystrzał z armaty. Prędkość porównywalna do jazdy samochodem  - 200 km/godz. Szczęście było tego rodzaju, że zderzyliśmy się bokiem a nie dziobem, więc te siły rozeszły się na poślizg. Gdyby ktoś myślał, że wieloryb jest miękki, to się grubo myli.

A.H.: A druga rzecz dla mnie przerażająca to jak pływaliśmy w Zatoce Lyońskiej w drugim sezonie pobytu na Morzu Środziemnym i mieliśmy na pokładzie jeszcze jednego przyjaciela Włodka Wieczorkiewicza.  Nagle z wody wynurzyła się piramidka - cała obrośnięta muszlami - zupełnie blisko naszego jachtu. Byl to wierzchołek potężnego kontenera. Zderzenie z nim mogło nas pogrązyć w głębi morza na zawsze.

G.H.: Dla mnie najbardziej tragicznym momentem było zdarzenie w okolicy Brazyli, kiedy to ciężko zachorowałem na pełnym morzu. Po konsultacji przez telefon satelitarny z lekarzami okazało się, że mam zapalenie płuc. I z zapaleniem płuc bez możliwości szybkiego dostania się do szpitala zaczęliśmy żeglować w stronę Fortalezy w Brazylii. Na dodatek popsuł nam się silnik, skrzynia biegów, i w związku z tym byliśmy zdani tylko na żagle w strefie podrównikowej, gdzie nie ma prawie w ogóle wiatrów. Pierwsze 24 godziny dryfowaliśmy do tyłu. Później w ciągu szeregu dni, bardzo powoli udało nam się dotrzeć do brzegu, do szpitala i uzyskać jakąś pomoc.

A.H.: Na szczęście mieliśmy antybiotyki na pokładzie, gdyż mamy bardzo dobrze wyposażoną apteczkę.

G.H.: Tak więc potem od Brazylii całą resztę podróży do Europy – całe 8 tys. mil musieliśmy odbyć tylko na żaglach, bo niestety nie było możliwości naprawienia naszej skrzyni biegów.

Druga część rozmowy wkrótce.
___________ 
* Pierwsza żoną Grzegorza Haremzy była Terasa Iwaniszewska- Haremza, znana piosenkarka polska, bardzo ceniona w latach 70-tych i 80-tych, głównie w środowisku wielbicieli poezji śpiewanej. Teresa zmarła w Sydney  w 1996 roku po długiej chorobie.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Boże Narodzenie w Polsce wg dzieci




Dzieci opowiadają jak spędzają Święta Bożego Narodzenia w Polsce  i z czym w ogóle te święta im się kojarzą.
A jak Wy  spędzacie Święta,  niezależnie gdzie mieszkacie - w Australii w Polsce lub w jakimkolwiek innym  miejscu na ziemi? Napiszcie i  prześlijcie fotkę z Waszej świątecznej celebracji.
Adres: [email protected]
Najciekawsze materiały umieścimy na stronach Bumeranga Polskiego.

Tymczasem miłego odpoczywania świątecznego!

piątek, 23 grudnia 2011

Kolęda dla wszystkich

Zespół redakcyjny Tygodnika Powszechnego nagrał "Kolędę dla wszystkich".

Słowa napisał Michał Kuźmiński, muzykę - Aleksander Kardyś. Śpiewa cała "Tygodnikowa" rodzina: redakcja i wydawnictwo, a także dzieci pracowników.

Redakcja "Tygodnika Powszechnego" zaprasza do nagrywania tej kolędy z rodziną lub przyjaciółmi – kamerą, telefonem lub na magnetofon – i wysyłania. Nagrania należy dostarczyć  na płycie (CD, DVD) bądź zamieścić w internecie (na FTP, w portalu Facebook, na YouTube itp.) i wysłać na adres [email protected] link do nagrania.

Autorzy najlepszych nagrań – w kategoriach audio i audiowideo – otrzymają: książki ks. Adama Bonieckiego „Lepiej palić fajkę niż czarownice...” z autografem oraz zaproszenie do studyjnego nagrania  przyszłorocznej kolędy.

Na nagrania redakcja TP czeka do 19 stycznia.
Więcej:  Tygodnik Powszechny




KOLĘDA DLA WSZYSTKICH muz. Aleksander Kardyś
sł. Michał Kuźmiński




1.Pójdźmy wszyscy – dostatecznie długo już czekamy
Pójdźmy wszyscy do stanowisk własnych przywiązani
Pójdźmy wszyscy do sił kresu wojujący wściekle
Pójdźmy nieobyci w niebie i zapiekli w piekle

Ref.
Pójdźmy czym prędzej
Zejdźmy na ziemię
By się w stajence
Spotkać w milczeniu
Zejdźmy na ziemię
Zróbmy krok w przód
Tylko w milczeniu
Rodzi się Bóg

2.
Pójdźmy tam gdzie więcej uczniów niż nauczycieli
Pójdźmy tam gdzie kraj nie kraje niedziela nie dzieli
Tam gdzie nie zjadają wszystkich rozumów prorocy
Gdzie bliźniego swego drzazgą nie kłuje się w oczy  

Ref.
Pójdźmy czym prędzej...

3.
Pójdźmy wszyscy stąd gdzie gwiazdy szopkę sobie robią
Gdzie aniołek ze skarbonką smętnie kiwa głową
Pójdźmy wszyscy stąd gdzie mędrcy świata monarchowie
Zachowują się jak w stajni i tłoczą przy żłobie

Ref.
Pójdźmy czym prędzej...

4.
Pójdźmy wszyscy doświadczeni oraz doświadczani
Pójdźmy wszyscy dostojnicy razem z pastuszkami
Pójdźmy wszyscy z twierdz i świątyń z drewna i kamieni
Gdzie nie będzie już rozłamów gdzie się przełamiemy

Ref.
Pójdźmy czym prędzej...
Zejdźmy na ziemię
By się w stajence
Spotkać w milczeniu
Zejdźmy na ziemię
Zróbmy krok w przód
Tylko w milczeniu
Rodzi się Bóg

Zejdźmy na ziemię
Pójdźmy czym prędzej
By się w milczeniu
Spotkać w stajence
Pójdźmy w milczeniu
Zróbmy krok w przód
Pokój na ziemi!
- rodzi się Bóg

czwartek, 22 grudnia 2011

HIKE, RUN, WALK on Mt Kosciuszko - 10-12 Feb 2012

Trzy duże sportowo - turystyczne wydarzenia na  Mt Kosciuszko odbędą się od 10 do 12  lutego przyszlego roku organizowane wspólnie przez Strzelecki Heritage Inc. z Melbourne oraz Strzelecki Hiking Club z Sydney:

1. Strzelecki Hiking Club- dwudniowa wędrówka na Górę Kosciuszki
2. Kosciuszko Run 2012
3. Strzelecki Walk 2012
+ AUSSIE BBQ & AFTER PARTY w Jindabyne.

Wkrótce więcej informacji.

Bumerang Polski jest patronem medialnym imprezy.





ORGANIZERS






Strzelecki Heritage Inc.
As a part of the festivities commemorating the 172th anniversary of the discovery and naming of Mount Kosciuszko by Sir Paul Edmund Strzelecki, the newly formed Australian organization ‘Strzelecki Heritage Inc.’ wishes to invite distinguished guests and competitors to participate in these festivities. This will be a commemoration not only for the Australian or Polish Community, but also for all Poles who take pride in the achievements of their national heroes.


Strzelecki Hiking Club
Our goal and objective is to bring people for exploration of the Strzelecki's Track in Snowy Mountains in Australia. From Geehi Valley across Swampy Plain River, over Hannels Spur via Mt Townsend to Mt Kosciuszko and back to Charlotte Pass
(approx. distance:30km).
Strzelecki Hiking Club is Sydney based bushwalking club for people who have a spirit of adventure and a reasonable level of physical fitness and agility. Anyone who is over 18 years old and who has the necessary fitness and agility to take part in the Club’s activity program is welcome to join our event.








środa, 21 grudnia 2011

Kartki z podróży: Majorka - Sa Calobra

Ujście wąwozu Torret de Pareis
Majorka kryje oprócz atrakcyjnego, pełnego beztroskiego życia wakacyjnego południa wokół Palmy, niesamowite inne ciekawe miejsca. Jednym z nich jest na północnym wybrzeżu Sa Calobra.

To głęboka zatoka leżąca w paśmie górskim Serra de Tramuntana. Zatoka jest wyjątkowo malownicza, a na plaży zamiast piasku, są białe kamienie o średnicy 4cm.  Jeszcze większym przeżyciem jest przejście przez potężny (długości 8 km) wąwóz Torrent de Pareis, ktory ujście ma w tej zatoce. Przy dłuższym postoju można stąd wybrać się do leżącego niedaleko Sanktuarium Monasteri de Lluc będącego duchowym centrum Majorki.
 
Sanktuarium Monasteri de Lluc, które powstało po tym, jak znaleziono w tym miejscu figurkę  La Morenety – Czarnej Madonny. Na jej cześć wzniesiono w XIII wieku kaplicę, która z czasem rozrosła się do sporego Sanktuarium, w którym zwiedzać można renesansową świątynię zbudowaną w XVII wieku.
 
 Nazwę Sa Calobra, każdy zapamięta gdy uda się tam samochodem, bo  to niezapomniane wrazenia mrożące krew w żyłach: stromy zjazd z wysokosci prawie 1000 metrów do poziomu morza , ok 360 zakrętów , droga waska z trudem mijają się 2 samochody , wiszace skały nieomal spotykają się ze soba ...
 
Sa Calobra była do 1932 r. małą osadą rybacką, składającą się z 9 domów. Rozwój turystyki na Majorce podsunął mieszkańcom pomysł na zbudowanie właśnie takiej zwariowanej drogi, będącej dziś wielką atrakcją turystyczną. Serpentyny na dlugości 4 km zapierają dech w piersiach, a przewężenia powodują, że tylko doświadczeni kierowcy mogą tędy przejechać. Mimo to trasa jest tak popularna wśród turystów, że ruch na drodze jest dość duży, przy sporym udziale autobusów turystycznych. Autobusy mają utrudnione pokonywanie skrętów na wąskich odcinkach, co także jest  swoistą atrakcją turystyczną.
 
Nie ma innej drogi powrotnej, kto boi się wjechać spowrotem musi pożegnać sie z samochodem i udać sie promem wzdłuż równie atrakcyjnego wybrzeża do położonego  10 km na zachód portu Puerto de Soller , urokliwej miejscowości otoczonej plantacjami drzewek pomarańczowych i cytrynowych. W centrum miasteczka rostawione są ogródki kawiarniane, w których turyści popijają oczywiście swieżo wyciśnięty sok pomarańczowy, a między stolikami od czasu do czasu przejeżdża  zabytkowy - pochodzący jeszcze z 1913 roku - tramwaj.
 
Majorka kryje wiele innych atrakcji, dla których można porzucić wszystko, a szczegolnie dla Polaków cenną miejscowaścią jest Valldemosa – romantyczne miasteczko, w którym to pewnej zimy w XIX wieku przebywał wraz ze swą kochanką Fryderyk Chopin.
Na Majorkę – do raju Europy – jak niektóre przewodniki turystyczne określają największą wyspę archipelagu Balearów, leci się z Polski 2 godziny. Coraz więcej połaczeń do jej stolicy- Palmy de Mallorca - jest planowanych na stałe. I słusznie. Raj jest dostępny już nie tylko dla wybrańców. 

Ostatnia część fotoreportażu Krzysztofa Bajkowskiego z Majorki. 
"Węzeł krawata" czyli zjazd serpentynami do  Sa Colobra
La Moreneta
Wewnątrz Sanktuarium Monasteri de Lluc
Puerto de Soller

wtorek, 20 grudnia 2011

Fakty i mity o polskich szkołach średnich

Dlaczego o sobotnich polskich szkołach średnich przed wakacjami ?
Otóż szkoły te są częścią Departamentu Edukacji. Nie są jednak nigdzie reklamowane, poza etnicznymi społecznościami. Nabór nauczycieli i decyzje o podziale , łaczeniu klas i naborze nauczycieli zapadają w czasie wakacji na podstawie zgłoszeń przed rozpoczęciem się nowego roku szkolnego. Dlatego też należy zgłosić dziecko do szkoły sobotniej jak najszybciej. Wykorzystajmy nasze podatki , tak skutecznie jak to robią inni. Zapisujmy polskie dzieci do darmowych sobotnich szkół średnich – Saturday School of Community Languages.

A oto kilka faktów o sobotnich szkołach średnich języka polskiego:
- szkoły średnie języka polskiego są bezpłatne
- poziom nauczania języka polskiego jest dostosowany do poziomu naszych uczniów - urodzonych w Australii
- język polski liczy się do australiskiej matury na poziomie „2-Units” i dobrze zdany (co dotyczy znakomitej większosci maturzystów) podnosi ogólną ocenę maturalną
- liczy się wysoko przy punktacji na studia – do 20% ATAR
- rozwija i poszerza możliwości w zglobalizowanym świecie.
- można uczyć się polskiego nie rezygnując z innych zajęć sobotnich (w klasach 7 - 10 to tylko 2 godziny zajęć)
- dla zamieszkałych daleko od centrów nauczania jest możliwoś
uczenia się „na odległość”(w ramach tzw. Distance Education).

NIE ZWLEKAJ. ZADZWOŃ. DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ.

Dokładniejszych informacji udzielają:
- Gosia Vella tel: (02)9311 37 23 email: [email protected]
- Marianna Łacek - Tel: (02) 9798 86 90 email: [email protected]

Protester - człowiek roku

W kilka godzin po naj­więk­szym trium­fie wize­run­ko­wym Pol­ski w ostat­nich dzie­się­cio­le­ciach, w PE odbyła się uro­czy­stość wrę­cze­nia tego­rocz­nej Nagrody Sacha­rowa. Jak wia­domo, przy­znano ją pro­ta­go­ni­stom Arab­skiej Wio­sny: Ahme­dowi as-Sanusiemu – człon­kowi Naro­do­wej Rady Libij­skiej i potom­kowi ostat­niego króla Libii Idrysa I, Asmie Mah­fuz, mło­dej blog­gerce egip­skiej, Syryjce Razan Zaj­tu­nie, wybit­nej praw­niczce i obroń­czyni praw czło­wieka i jej roda­kowi, zna­nemu w świe­cie arab­skim rysow­ni­kowi saty­rycz­nemu Alemu Farza­towi. Nie­stety tych ostat­nich z Syrii nie wypusz­czono… Piątą nagrodę pośmiert­nie przy­znano domo­krąż­nemu sprze­dawcy warzyw Moha­me­dowi Buazi­ziemu, który w grud­niu ub. roku pod­pa­lił się na znak pro­te­stu prze­ciwko bez­ro­bo­ciu, co dało począ­tek rewol­cie w Tune­zji i całym świe­cie arabskim.
„Tota­li­ta­ryzm gnę­bił nas przez 42 lata, pod jego butem doj­rze­wa­li­śmy do rewo­lu­cji - powie­dział odbie­ra­jąc nagrodę Ahmed as-Sanusi. – Naszym celem jest budo­wa­nie pań­stwa opar­tego na demo­kra­cji, pra­wach dla wszyst­kich, pra­wie do gło­so­wa­nia i kan­dy­do­wa­nia, a także praw dla kobiet, które pono­siły ofiary na rzecz lep­szego bytu”.
Hmmm… Bar­dzo tego Libij­czy­kom i wszyst­kim Ara­bom życzymy, ale czy ten sen się ziści?
Jestem zaszczy­cony, wrę­cza­jąc nagrodę Sacha­rowa Par­la­mentu Euro­pej­skiego za wol­ność myśli pię­ciu odważ­nym kobie­tom i męż­czy­znom, akty­wi­stom Arab­skiej Wio­sny - powie­dział prze­wod­ni­czący PE Jerzy Buzek. - Prawa czło­wieka są uni­wer­salne, wszy­scy cenimy ludzką god­ność, swo­bodę poglą­dów i ich wyra­ża­nia, jak rów­nież odpo­wie­dzialne i wia­ry­godne rządy. Wszy­scy mamy do tego prawo”.

Tego samego dnia, ame­ry­kań­ski maga­zyn Time uho­no­ro­wał okładką i tytu­łem czło­wieka roku rebe­lianta, Pro­te­stera. „Pro­te­sters were prime makers of history” – napi­sał TIME w uza­sad­nie­niu … „W latach 60 Ame­ryka masze­ro­wała o prawa czło­wieka i prze­ciw woj­nie w Wiet­na­mie, w latach 70 pro­te­sty zmie­niły Por­tu­ga­lię i Iran, w latach 80 wołały o Europę bez broni nukle­ar­nej, o koniec izra­el­skiej oku­pa­cji Zachod­niego Brzegu i Gazy, prze­ciw komu­ni­stycz­nej tyra­nii na placu Tie­nan­men i w Euro­pie Wschod­niej… Pro­te­sty uliczne zawsze były prze­dłu­że­niem poli­tyki. A potem nad­szedł koniec histo­rii, prze­po­wia­dany przez Fran­cisa Fukuy­amę… Mie­li­śmy dojść do końca ide­olo­gicz­nej ewo­lu­cji, zachodni libe­ra­lizm miał odnieść glo­balny triumf… Dwie dekady, roz­po­częte w r. 1991 były świad­kiem naj­więk­szego skoku w pozio­mie życia, jakiego kie­dy­kol­wiek zaznała histo­ria. Kre­dyt był tani, zapa­no­wało przy­zwo­le­nie i apa­tia, a pro­te­sty uliczne wyda­wały się prze­sta­rzałe i bez­sen­sowne, jak kawa­le­ria w XX-wiecznych woj­nach”.
Aż nade­szła Arab­ska wio­sna i wszystko zmieniła.
To jest pozy­tywna wizja pro­te­stów, pozy­tywna wizja arab­skiej wio­sny. Nie­stety nie jedyna. Jak dotych­czas, arab­ska wio­sna przy­nosi triumfy isla­mi­stom i naj­wstecz­niej­szym nur­tom poli­tycz­nym i inte­lek­tu­al­nym, które naj­praw­do­po­dob­niej cofną w cza­sie objęte rewoltą spo­łe­czeń­stwa o dzie­siątki lat, pod wzglę­dem prze­strze­ga­nia praw czło­wieka, praw kobiet, plu­ra­li­zmu, wol­no­ści… Zaowo­cują gwał­tow­nym wzro­stem wro­go­ści mię­dzy cywi­li­za­cją zachod­nią a ponurą namiastką cywi­li­za­cji arab­skiej… Namiastką tej, która wydała Omaj­ja­dów i Almo­ra­wi­dów, która zaowo­co­wała wspa­nia­łym roz­kwi­tem kul­tu­ral­nym Bag­dadu za cza­sów Haruna al-Raszida – króla z baśni 1001 nocy, która dała nam i Awi­cennę i Alham­brę, która prze­cho­wała nam tro­skli­wie Sokra­tesa i Pla­tona, która dała nam mezqu­itę w Kor­do­bie i alge­brę… To, co teraz pro­du­kuje wielka nie­gdyś cywi­li­za­cja arab­ska, to nie­to­le­ran­cja, fana­tyzm, nie­na­wiść i agre­sja… Może to się kie­dyś zmieni, ale na pewno nieprędko…
W Egip­cie, w ubie­głą środę, ska­zano na dwa lata wię­zie­nia i grzywnę w wyso­ko­ści 200 tysięcy fun­tów „w imię narodu egip­skiego” blog­gera, Maikela Nabila, który poda­wał w wąt­pli­wość pozy­tywną rolę egip­skiej armii w tego­rocz­nej rewo­lu­cji… Cóż, na ulicę nie zawsze wycho­dzą święci. Rewo­lu­cjo­ni­ści nie zawsze mają rację.
Gdyby w latach 80 rządy posłu­chały setek tysięcy mło­dych zachod­nich komu­ni­stów i nie zgo­dziły się na roz­miesz­cze­nie na Zacho­dzie rakiet Per­shingCru­ize, mur ber­liń­ski stałby w naj­lep­sze, a ci, któ­rzy w PE nie wahali się zohy­dzać Pol­ski w oczach świata, mie­liby to, czego chcą. By użyć ich języka „zawo­alo­waną opcję rosyj­ską”. Nawet nie tak bar­dzo zawoalowaną…

Jacek Pałasiński
Studio Opinii

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Vaclav Havel nie żyje



Wczoraj  zmarł Vaclav Havel,  legendarny przywódca czechosłowackiej opozycji, lider  aksamitnej rewolucji, dramaturg, pisarz i reżyser, a po upadku komunizmu ostatni prezydent Czechosłowacji oraz pierwszy prezydent Czech, przyjaciel Polski, zwany często czeskim Wałęsą. Miał 75 lat.
Złota niedziela w Czechach zmieniła się w czarną i smutną. Ludzie nie wstydzą się łez, kiedy wspominają zmarłego byłego prezydenta. W wielu miejscach Pragi, na Placu Wacława, przed domem Vaclava Havla, na ulicy Narodowej przy pomniku aksamitnej rewolucji, a także przed Pałacem Prezydenckim gromadzą się ludzie, by wspominać zmarłego prezydenta. Tysiące zapalonych świeczek i dźwięki dzwonów - tak wieczorem w całych Czechach uczczono pamięć zmarłego tego dnia  wielkiej postaci w historii Czech.
Czeskie stacje radiowe i telewizyjne z powodu śmierci pierwszego przywódcy wolnego państwa natychmiast zmieniły niedzielny program i poświęciły go wspomnieniom o nieżyjącym prezydencie. Vaclav Havel był zawsze wiernym przyjacielem Polski i Polaków. Odcisnął bardzo piękne i wyraźne piętno na współczesnej Europie, zwłaszcza Europie Środkowej - powiedział polskim dziennikarzom w Szanghaju prezydent Bronisław Komorowski. Komorowski przebywa z kilkudniową oficjalną wizytą w Chinach. - Myślę, że wszyscy doskonale czujemy, że ponieśliśmy bardzo wielką stratę. Właśnie straciliśmy wypróbowanego, także w trudnych czasach, przyjaciela - powiedział Komorowski na wieść o śmierci byłego prezydenta Czech.
Na Belwederze i Pałacu Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie flagi zostały opuszczone do połowy masztu.

Pogrzeb Havla odbędzie się najprawdopodobniej w piatek, 23 grudnia.
kb/onet.pl/media

Więcej: TVN24

niedziela, 18 grudnia 2011

Duma prawdziwego Polaka



Lubimy, jak Pol­sce, pol­skiemu rzą­dowi biją brawa… 14 grud­nia było ich szcze­gól­nie dużo. W Stras­b­urgu, przed posłami do Par­la­mentu Euro­pej­skiego wystą­pił pre­mier Donald Tusk, by pod­su­mo­wać semestr pol­skiego prze­wod­nic­twa Unii Europejskiej.
Tusk powie­dział słowa, dzięki któ­rym stał się jed­nym z waż­niej­szych poli­ty­ków euro­pej­skich. Powie­dział słowa, które wpro­wa­dziły Pol­skę do grona państw w UE wio­dą­cych i usta­la­ją­cych kie­ru­nek jej marszu:
Sto­imy na roz­drożu, przed nami jest bar­dzo poważny wybór – czy w cza­sie tego kry­zysu, szu­ka­jąc metod i spo­so­bów na wyj­ście z tego kry­zysu pój­dziemy drogą wspól­no­tową, szu­kać będziemy euro­pej­skiego spo­sobu wyj­ścia z kry­zysu, czy też pój­dziemy drogą ego­izmów naro­do­wych i pań­stwo­wych, szu­ka­jąc ratunku egoistycznie.
Kiedy sły­szę komen­ta­rze nace­cho­wane satys­fak­cją, że Wielka Bry­ta­nia stała się znowu wyspą, że kanał La Man­che na naszych oczach stał się szer­szy, niż kilka tygo­dni temu, to powiem szcze­rze – nie rozu­miem tej satysfakcji.
Poja­wiły się także inne komen­ta­rze. Na przy­kład takie, że jakaś sto­lica wygrała z innymi sto­li­cami i w ciągu tych sze­ściu mie­sięcy byłem świad­kiem tego nie­na­zwa­nego jesz­cze pre­cy­zyj­nie, ale wiel­kiego sporu euro­pej­skiego – czy przy­wódz­two poli­tyczne Europy będzie wyni­kiem bez­li­to­snej kon­ku­ren­cji państw naro­do­wych, a efek­tem tej kon­ku­ren­cji będzie domi­na­cja jed­nej czy dwóch, czy trzech sto­lic nad innymi, czy też wręcz prze­ciw­nie – czy to przy­wódz­two poli­tyczne Europy będzie przy­wódz­twem wspól­no­to­wym na rzecz całej wspólnoty.
To przy­wódz­two nie może być przy­wódz­twem jed­nego, dwóch czy trzech nawet naj­sil­niej­szych państw. Nie może być także przy­wódz­twem tech­no­kra­tów, bo nie mają oni man­datu demo­kra­tycz­nego. To przy­wódz­two musi mieć cha­rak­ter poli­tyczny, musi mieć man­dat demo­kra­tyczny, musi być akcep­to­wane przez wszyst­kich, po to, żeby móc egze­kwo­wać obo­wiązki od wszystkich.
Europa potrze­buje wspól­nego rachunku sumie­nia. Nie możemy dzi­siaj poka­zy­wać pal­cem: o, tam jest źró­dło kry­zysu; o, to jedno pań­stwo na połu­dniu spo­wo­do­wało, że wszy­scy mamy kło­poty. Potrze­bu­jemy także wspól­nej odpo­wie­dzial­no­ści za przy­szłość. Pół­nocna Europa, która szczyci się swoją dys­cy­pliną musi także zacząć lepiej rozu­mieć potrzebę soli­dar­no­ści. Połu­dnie Europy musi także zro­zu­mieć, że wspólna odpo­wie­dzial­ność to także wię­cej dyscypliny.
Dzi­siaj jesz­cze raz powtórzmy: jeste­śmy za inte­gra­cją, prze­ciw dez­in­te­gra­cji. Jeste­śmy prze­ciwko dzie­le­niu na lep­szych i gor­szych, a opo­wia­damy się za wzra­sta­jącą jed­no­ścią poli­tyczną Europy. I dla­tego Par­la­ment Euro­pej­ski, bo wy macie man­dat demo­kra­tyczny, wy powin­ni­ście – jak sądzę – wziąć na sie­bie to wiel­kie zobo­wią­za­nie, to wiel­kie wyzwa­nie. Powi­nien stać się taką nowo­cze­sną kon­sty­tu­antą dla tej na nowo powsta­ją­cej Europy. Nie cho­dzi o to, żeby się stra­szyć. Kry­zys stra­szy ludzi wystar­cza­jąco mocno, ale jeśli temu zada­niu nie podo­łamy, będą przy­szłe poko­le­nia prze­kli­nać nie tylko kry­zys, ale także nas. Albo dziś podej­miemy walkę o tę przy­szłą Europę, abo jutro będziemy pła­kać po tej Europie.
13 grud­nia na uli­cach War­szawy, grupka ludzi wykrzy­ki­wała „Tu jest Pol­ska”. To nie­po­ro­zu­mie­nie. Praw­dziwa Pol­ska nie była wcale tam; była w Strasburgu.
I była sza­no­wana, okla­ski­wana, a co waż­niej­sze, lubiana.

Jacek Pałasiński
Studio Opinii

sobota, 17 grudnia 2011

10 najwyższych szczytów Australii w trzy dni!

Pod pomnikiem Pawła Strzeleckiego
w Jindabyne
Harcerski Złaz Wędrowny "Strzelecki"

9-go grudnia 2011 wędrowniczki, wędrownicy, instruktorki i instruktorzy Australijskich Chorągwii Harcerzy i Harcerek zjechali się na miejsce rozpoczęcia Złazu do Ośrodka Duszpasterskiego im. Jana Pawła II w Kanberze.

Następnego dnia wcześnie rano ruszyliśmy spakowani z całym ekwipunkiem (jedzenie, namiot, śpiwór itd,około  25kg plecak) do Parku Narodowego Kościuszko aby wspólnie wędrować przez 10 najwyższych szczytów Australii. Najwyższym oczywiście jest Góra Kościuszko (2228m).

Złaz nosił nazwę ‘Strzelecki’ i tematycznie obejmował historię odkrywania niezbadanych terenów Australii. Zwyczajem dawnych odkrywców każdy patrol codziennie musiał przedstawić odkrycia dnia, mapę terenu, znalezione próbki geologiczne, flory i fauny, żeby dostać pozwolenie na dalsze wędrowanie od komendy złazu. Patrole przyjęły nazwy szczytów (nazwanych dla upamiętnienia znanych Australijskich osób: Twynam, Carruthers i Etheridge). Każdy patrol musiał wymyślić piosenkę, okrzyk i pokaz o swojej postaci.

Skład Komendy Wędrownej obejmował: Komendant Główny: ks phm Andrzej Kołaczkowski (obecnie kapelan Obwodu Podhale, Melbourne); Komendantka Wędrowniczek: phm Ola Karwaj (hufcowa Hufca Pomorze, Brisbane) i Komendant Wędrowników: pwd Adam Paszkiewicz (Hufiec Podhale; również kwatermistrz Złazu).

Przy porannym rozkazie, Druh Ks. Andrzej podawał instrukcje dotyczącej dzisiejszej wędrówki i tematu wieczornego ogniska. 22 uczestników przeszło około 45km zaliczając szczyty: Twynam (2195m), Carruthers (2145m), Alice Rawson (2160m), Townsend (2209m), Abbot (2145m), 2 nienazwane (2180m i 2159m), Kościuszko (2228m), Rams Head (2190m), Rams Head North (2177m).

Patrole rywalizowały ze sobą zbierając punkty za różne osiągnięcia np. punktualność, wypełnianie dzienniczków, rysowanie map, przedstawienia i pokazy przy wieczornych ogniskach, mowę polską, dobre uczynki, czystość (śmieci trzeba wynieść z parku), i współpracę (patrol chodził razem i gotował razem). Punktacja była w formie nagród lub medali które Edmund Paweł Strzelecki otrzymał podczas swojego życia np. Złoty Medal Odkrywców, Order Łaźni, i Honorowy doktorat prawa cywilnego z Oxfordu – które patrole wygrywały i ‘symbolicznie’ nosiły na szarfie. Na zakończenie, patrol który miał najwięcej punktów, otrzymał Rycerza Orderu Świętego Michała i Świętego Jerzego od Królowej Wiktorii (w tym wypadku komendantki wędrowniczek phm Oli Karwaj).

Harcerze na szczycie Góry Kosciuszki

Na drugi dzień Złazu odbyła się gra. Patrole musiały odnaleźć złoto (schowane przez komendę), i za uzyskane pieniądze (złote dukaty) musieli odkupić cześć kolacji od komendy. Program był przygotowany przez główną komendę wraz z Referentami Chorągwii Harcerzy (hm Krzysztof Dutkowski) i Harcerek (hm Alicja Lew-Tabor). Ala podczas Złazu została blisko w Jindabyne jako pomoc w razie jakiegoś nieszczęśliwego wypadku (do którego na szczęście nie doszło) i trzeciego dnia spotkała się z grupą na szczycie Kościuszki i sprawdziła samopoczucie uczestników.
Zakończenie Złazu odbyło się przy pomniku Strzeleckiego w Jindabyne, ztąd uczestnicy pojechali do Kanberry i już do domów w Brisbane, Melbourne i Sydney.
Pogodę mieliśmy bardzo zmienną, od pięknego niebieskiego nieba, przez gęstą mgłę do burz z opadami deszczu i gradu. Temperatura w nocy potrafiła spaść poniżej zera (co pełniący wartę mogą potwierdzić).
Niejednokrotnie brakowało sił lub tchu w piersiach i wiele kropli potu wylano. Mięśnie bolały od wędrówki i dźwigania plecaków a nogi od pęcherzy i odcisków. Ale żadne z tych trudności lub uniedogodnień nie potrafiły złamać naszego ducha, naszej radości, poczucia braterstwa i podziwu dla terenów przez które wędrowaliśmy. Szkoda, że te dni minęły tak szybko. Czas zacząć odliczać dni do następnego Złazu i następnej wspólnej wędrówki.
Do zobaczeniu na szlak

CZUWAJ!

Ks. Andrzej Kołaczkowski phm, Komendant Złazu;

Ala Lew-Tabor hm, sekretarka Złazu oraz Referantka Wędrowniczek Chorągwi Harcerek w Australii


Poczatek złazu

Komenda gotuje...



Msza św przy Wilkinson Valley

Patrol Carruthers gotowy
  



















CYTATY OSOBISTE:
„Wędrówka ta była jedną z najtrudniejszych rzeczy które kiedykolwiek zrobiłem, ale również jedną z najbardziej satysfakcjonujących i wynagradzających”.
„Po zdobyciu dziesięciu najwyższych szczytów w Australii, czułem się na szczycie świata”
PWD PAWEŁ WŁADYSŁAWSKI (HUFIEC PODHALE, MELBOURNE)

“Często czułam się jak w filmie “Władca Pierścieni” (Lord of the Rings), krajobraz był niesamowity!”, “Jeden z najbardziej wymagających i satysfakcjonujących Złazów w jakich uczestniczyłam”
“Doświadczyliśmy bardzo różnorodne krajobrazy i ekstrymalne zmiany pogodowe, że zdaje się jakbyśmy wędrowali dłużej niż tylko cztery dni”.
PATROL ‘TWYNAM’ (OPIEKUNKA PHM ANNA CHAWA, HUFIEC KRAKÓW, SYDNEY)

“Ogólne doświadczenie było niesamowite. Trudności, które pokonałam i więzi które nawiązałam z członkami mojego patrolu zapamiętam na zawsze. Złaz był wspaniały i każdy uczyniony krok warty bólu. Przypomniało mi to dlaczego należę do Harcerstwa i jakie mam szczęście, że mogę być częścią tego życia.”
AGATA POKORA SAM (HUFIEC POMORZE, BRISBANE)

“Krajobraz był czasem prawie pustynny.”
RITA KURPIEWSKA (HUFIEC KRAKÓW, SYDNEY)

„Byłam już na kilku wędrówkach przed Złazem „Strzelecki”, ale żaden nie był taki trudny ani tak satysfakcjonujący.”
„Jedną z najlepszych chwil na złazie jest koniec złazu; wtedy tylko pamiętamy że zdobyliśmy 10  najwyższych szczytów w Australii z naszymi polskimi przyjaciółmi, i zapominamy wszystkie chwile kiedy myśleliśmy ze nie damy rady iść dalej. Takie jest harcerskie życie.’
MONICA WINCZURA SAM (HUFIEC PODHALE, MELBOURNE)

„Najbardziej wymagająca i jednocześnie najbardziej satysfakcjonująca wędrówka w jakiej kiedykolwiek uczestniczyłam.Widoki były wspaniałe, a uczucie gdy stawałam na kolejnym zdobytym szczycie odbierało mi tchu.”
ANIA POKORA PWD (HUFIEC POMORZE, BRISBANE)

“Szliśmy przez deszcz, grad, słońce, czasem mgłę która ograniczała widoczność do 10 metrów, aby zdobyć 10 najwyższych szczytów. Uczestnicy uważali, że Złaz był wymagający, ale dzięki temu gdy docierali na kolejny szczyt mieli poczucie że coś osiągnęli.
Najbardziej pamiętne chwile to:
1-     rezygnując z szlaku i idąc na przełaj najpierw w dół do doliny i następnie wspinając się na górę zamiast iść dookoła wzdłuż grzbietu, na widoku pozostałych uczestników doszliśmy na szczyt myśląc jacy jesteśmy wspaniali, tylko po to żeby zobaczyć jak mgła się przerzedziła, że prawdziwy szczyt jest jeszcze kilkaset metrów przed nami.
2-     To, że nie musieliśmy chodzić wyznaczonymi szlakami, a raczej nawigować za pomocą mapy i kompasu i sami wyznaczaliśmy sobie trasę sprawiło że napotkaliśmy niesamowite widoki, których w innym przypadku nie mielibyśmy szansy widzieć.
3-     Ostatni szczyt zdobyty w pełnym słońcu ze wspaniałą scenerią i widok uśmiechniętych twarzy wędrowników i wędrowniczek.
4-     W jednej z dolin widok wszystkich patroli wielkości mrówek wędrującyh inną trasą,  widok jednego z patroli bawiącego się w śniegu. Każdy patrol wyznaczał sobie własną trasę aby dotrzeć do obozowiska.
OLA KARWAJ PHM (HUFIEC POMORZE, BRISBANE)

"Najwspanialsza wyprawa i ucieczka od rzeczywistości, która sprowadziła mnie na ziemię i pomogła na nowo odkryć proste przyjemności w życiu”.
OLIVIA WEISS (HUFIEC POMORZE, BRISBANE)

"To był wspaniały Złaz – możliwość tworzenia własnej trasy i chodzenia po miejscach, gdzie może nikt wcześniej nigdy nie wędrował było niesamowitym doświadczeniem.”
ADAM PASZKIEWICZ PWD (HUFIEC PODHALE, MELBOURNE)

„Ponadczasowe!! Jedno z najbardziej satysfacjonujących, wyżywających psychicznie i fizycznie doświadczeń. Wszystko jest możliwe !”
MACIEK FIBRICH PHM (KOMENDANT CHORĄGWI HARCERZY W AUSTRALII)
 

 
    

piątek, 16 grudnia 2011

Księgarnia Bumeranga Polskiego: Książki pod choinkę



Bumerang Polski posiada książki polonijnych autorów specjalnie wybrane i polecane  na naszym stoisku na Polish Christmas Picnic - doskonałe prezenty pod choinkę. Teraz oferujemy sprzedaż wysyłkową: 

-  świeżo wydana polska powieść Agnieszki Burton - „Powrót do Edenu”, której akcja toczy się w australijskiej dżungli - $35.00
 
- album artystyczny fotografika z Brisbane, Renaty Buziak - "Afterimage" (bilingual) - $39.00
 
-dwa tłumaczenia polskiej poezji na język angielski Marcela Weylanda:
 „Pan Tadeusz” (ang.)  - $40.00
oraz
 „Słowo – 200 lat poezji polskiej” (bilingual) - $40.00
 
Ceny wraz z przesyłką na terenie Australii.
 
Zainteresowania kupnem prosimy zgłaszać emailem: [email protected]