polish internet magazine in australia

NEWS: POLSKA: W niedzielę 18 maja w Polsce odbyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Do rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich potrzebna będzie druga tura - wynika z sondażu exit poll. Badanie wskazuje, że w decydującej walce o prezydenturę zmierzą się kandydat KO Rafał Trzaskowski i popierany przez PiS Karol Nawrocki. * * * AUSTRALIA: Trzy osoby zginęły w jednych z najgorszych powodzi w Nowej Południowej Walii, jakie pamiętamy. W całym stanie Mid North Coast wprowadzono wiele nakazów ewakuacji, a tysiące ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Biuro Meteorologiczne twierdzi, że region zacznie odczuwać łagodzenie ekstremalnych opadów deszczu, ale ostrzega, że ​​zjawisko pogodowe jest dalekie od zakończenia, ponieważ ulewne deszcze przesuwają się na południe. * * * SWIAT: Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump w odróżnieniu od przywódców w Unii Europejskiej, oswiadczyl, że „wcale nie martwi się” wzmacnianiem rosyjskich sił przy granicy z Finlandią i Norwegią. Według niego, każdy kraj w tym Rosja ma prawo rozmieszczać wojska na swoim ternie dowolnie.
POLONIA INFO:

czwartek, 15 grudnia 2011

Gorączka złota (6)

Seweryn Korzeliński
Przyjechawszy do Melbourne, Pan Seweryn prosi o zaniesienie swojego bagażu do – nie do uwierzenia, bo teraz taki nie istnieje, a istniał!- tak, do „Polish Hotel”! Prowadził go polski Żyd, Pan Silberberg, z którego rodziną nawiązał szybki kontakt. Kiedy pytano hotelarza o narodowość, zawsze odpowiadał: „We are Poles”. A małżonka często w rozmowie powtarzała: - „Moi panowie, wszędzie żyć można i ładne miejsca znaleźć, ale czy jest gdzie na świecie coś podobnego jak nasza Warszawa? Co dzień zanoszę modły do Boga, by mi umrzeć przynajmniej pozwolił w Polsce”. Pan Seweryn był bardzo tym wyznaniem i przywiązaniem do kraju jej urodzenia bardzo wzruszony i wzbudzało to w nim niezmierny szacunek do całej rodziny. „Poczciwym zarobkowaniem, uczynnością dla ziomków, niesioną pomocą dla potrzebujących lub biednych zupełnie, słowem, całym swoim postępowaniem zasługują oni istotnie na to, by nosić nazwisko narodu naszego. Małe wyjątki nie obalają tego zdania [...]”- pisze autor pamiętnika.

Żyd
Pan Silberberg nie tylko miał hotel, ale prowadził jeszcze dodatkowe biznesy, który pozwoliły mu na zbudowanie bogactwa i kupno hotelików na złotonośnych polach. Kupował towary z pierwszej ręki z okrętów, handlował nimi, a profit pozwolił mu na otwieranie sklepów i magazynów. Ale innym, dużym biznesem było sprzedawanie rzeszowskich (sic!) wyrobów z metalu imitującego złoto - zwanego rzeszowskim złotem! Pięknie wyłożone wyroby lśniły w skrzynkach wyklejonych aksamitem i wabiły oczy gości hotelowych. Rzeszowscy rzemieślnicy produkowali z tombaku pierścionki, łańcuszki, zegarki, broszki czy inne precjoza, wklejając do biżuterii sztuczne, kolorowe szkiełka, udające znakomicie kamienie szlachetne. Ale to przecież nie było istotne! Ważne, że wyroby „Rzeszów Gold” świeciły się, dodając ich właścicielom na spotkaniach i przyjęciach złotego blichtru. To właśnie Rzeszów, zwany ówcześnie „małym Jeruzalem”  ratował tych, którzy  nie mieli wystarczająco mamony, by błysnąć prawdziwym złotem w eleganckim towarzystwie, w którym przecież nikt nie pytał z grzeczności o prawdziwość precjozów, a jeśli nawet, to rzeszowskie wyroby i tak nieźle się przecież prezentowały. Wyroby żydowskich rzemieślników wędrowały też do Sztokholmu i Petersburga. Pan Seweryn twierdzi, że hotelowy biznes pana Silberberga byłby za mały by zbudować fortunę. Handel biżuterią był bardzo opłacalny. Pomagali mu w tym inni ziomkowie. Współpracujący z właścicielem i mieszkający w hotelu Żydzi, z którymi Pan Seweryn szybko się zaprzyjaźnił, wyruszali rano w miasto z walizeczkami, po czym wracali wieczorem, przynosząc zawsze profit. Nasz rodak wyjeżdżał, więc nie obawiali się konkurencji i nie taili przed nim zarobku. Pomogli mu też w wielu innych drobnych sprawach, dotyczących wyjazdu – wspomina w pamiętniku.
Wyroby jubilerskie
Czekając kilka tygodni na wypłynięcie z portu pocztowego okrętu „Marco Polo”, nasz rodak na znakomitym wikcie P. Silberberga przybiera na wadze i korzysta z uroków Melbourne, które miało już kilka teatrów, dostarczając spragnionym rozrywki. Odwiedza trzy teatry i szczególnie zapamiętuje występ, znanej już nie tylko w Australii Loli Montez, kurtyzany i tancerki, która przybyła z San Francisco. Właśnie w Royal Theatre tańcem o nazwie „Taniec Pająka”, Lola rozgrzewała zmysły publiczności, przeważnie składającej się z marynarzy, a w Ballarat - poszukiwaczy złota, którzy rozpaleni do czerwoności rzucali podobno kawałeczki złota na scenę. Upał w mieście był nieznośny, więc Pan Seweryn często pozostawał w hotelu, gdzie poznał bardzo ciekawą osobę, z którą toczył częste rozmowy.
Był to opasły, zarozumiały rabin z bladą twarzą, przybyły z Polski przez Istambuł, a przeznaczony dla żydowskiej społeczności w Melbourne.
Taniec Pająka
Maniery miał bardzo protekcjonalne, wszystkich uważał za głupich – „i jak Żydzi sami opowiadają –był tak uczony, że kiedy mówił, to nikt nic z tego nie rozumiał”. Przybywszy do Melbourne rabin wmówił w Żydów, że ma moc przepowiadania, gdzie znajduje się żyła złota. Wyobrażano wtedy sobie, że „dzieci Izraela przez wieki łupać będą bryły złota na wykupienie plemienia swojego z niewoli”. A więc wożono go, dogadzano mu, karmiono obficie i po wpatrywaniu się w obłoki rabin wyczytał w gwiazdach, że „matka złota” znajduje się w Bendigo. Tam też wyszukano specjalne miejsce, postawiono namiot zszyty ręcznie przez dziewicę - tak właśnie zażądał rabin – a młodą kobietę, która po raz pierwszy matką zostać miała, posadzono na krześle w środku namiotu. Rabin, śpiewając inkantacje wyjął puszkę z kieszeni i zaczął wcierać czarną, świecącą maź w rękę skupionej niemiłosiernie młodej kandydatki na mamusię. Grobowym głosem zapytał z powagą: „- Czy widzisz co na twojej dłoni? – Widzę czarną pomadę jakąś. – O to się nie pytam, ale czy widzisz osobę jaką? – Nie widzę. - Jak to?- Postąpił krok na bok, by lepiej światło padało na dłoń. – A teraz? – Widzę coś okrągłego. (Była to harbuzowata głowa mędrca.) - Czy to, co widzisz, jest kobieta czy mężczyzną? – Nie wiem. - Dobrze, wstań i odejdź. Potem zawołał: - Macie czegoście chcieli! Kopcie tu, na tym miejscu, gdzie kobieta siedziała.- A jak głęboko?- któryś nieśmiało zapytał. Groźnie spojrzał rabin na pytającego i jeszcze groźniej krzyknął: Kop!” – i wyszedł. Łopaty podnieconych ziomków zaczęły niemiłosiernie wykopywać ziemię, głęboko, głęboko, głębiej i głębiej, pot lał się z nich strumieniami, kopali przez parę tygodni - przebili glinę…i NIC! To był niestety, początek końca rabina, który uwierzył w swą nadprzyrodzoną moc. Wkrótce, miał przemówienie w bożnicy w Melbourne, na które przyjechali zamożniejsi Żydzi z Sydney i Adelajdy, i zaproszony tamże Pan Seweryn:
 – I „powstał reb rabi i jak zaczął gadać a gadać, to go nikt nie mógł zrozumieć”. Rezultat działań i przemówienia rabina był piorunujący. Wybrano innego kandydata na głównego rabina Australii.


Autor z poszukiwaczem
złota

„Ostatnie trzy tygodnie czekania minęły szybko i nadszedł dla nas dzień zaokrętowania. Dobry, stary Pan Silberberg i dwie córki towarzyszyli nam do rzeki Yarra Yarra, skąd mały parowiec dowiózł nas do liniowca „Marco Polo”.

Kiedy Pan Seweryn wypływał z portu i budynki Melbourne zaczęły maleć, nawiedziły go różne myśli. Odpływał z mieszanymi uczuciami. Opanował go smutek, że zostawia dobrych przyjaciół i kumpli, i Wisełkę, suczkę, którą darował ziomkowi, a która umilała mu nieraz gorzkie chwile i tego ostatniego dnia rwała się do niego, jak szalona […] „ale to było tylko to, żadnego innego uczucia nie miał, bo i czego miał żałować”? Ciężkiej pracy i prymitywnego życia, do jakiego został zmuszony sytuacją wygnańca, złych ludzi, których więcej poznał niż dobrych…-”Gdzież mnie może coś gorszego spotkać na świecie? Tak rozmyślając patrzałem przed siebie tam, na północ, dokąd wszystkie życzenia moje zwrócone były”. Do ojczyzny.
Po powrocie, Pan Seweryn „nie zasypia gruszek w popiele”. Jest czynny. Zabiera się do pisania pamiętników, z których wyziera postać człowieka inteligentnego, krytycznego, świadomego ówczesnej rzeczywistości, wrażliwego na niedolę innych, lojalnego, dyplomatycznego, edukowanego, sprawiedliwego, honorowego, uczciwego, posiadającego zmysł humoru i wnikliwej obserwacji rzeczywistości, przyjacielskiego wobec innych - jednym słowem - portret człowieka, napawający szacunkiem.
W 1858-ym roku organizuje, jak utrzymują niektóre źródła*, szkołę rolniczą w Czernichowie i w 1860-tym zostaje jej pierwszym dyrektorem. Funkcję tę piastuje do roku 1866 i dalej spisuje swoje wrażenia z tułaczki. Umiera w w roku 1876-tym.
W rodzinnym kraju, tak jak sobie życzył.

Andrzej Siedlecki
Więcej zdjęć w galerii na stronie: www.andrzejsiedlecki.pl
 _
*Źródła internetowe podają:- że w zespole dworskim 19 wieku (źródła nie podają nazwiska właściciela majątku) organizatorem Szkoły Praktycznej Gospodarstwa Wiejskiego (teraz Zespół Szkół Rolniczych, Centrum Kształcenia Ustawicznego im. F. Stefczyka) był jej pierwszy dyrektor, major Seweryn Korzeliński (ur.1804 – zm. 1876),
-że inicjatorem powstania szkoły był Henryk Wodzicki (ur.1813 - zm.1884), uczestnik powstania listopadowego, prezes Towarzystwa Rolniczego (w latach 1864-1884), konserwatysta związany z krakowskim „Czasem”, a „Czas”  wydał pamiętniki S. Korzelińskiego w 1858 roku),
- że szkoła powstała z inicjatywy majora Walerego Wielogłowskiego (ur.1805 – zm. 1865), też, jak Pan Seweryn uczestnika powstania listopadowego, który wrócił z Francji w 1848 roku,
-że założył i wyposażył szkołę w narzędzia rolnicze Józef Konopka (ur.1818 - zm. 1880)  z rodziny Konopków, posiadających majątek Mogilany koło Krakowa.
Na oficjalnej stronie internetowej Zespołu Szkół Rolniczych pod tytułem Historia szkoły pod adresem: http://www.czernichow.edu.pl/news.php istnieje tylko ta poniższa, króciutka informacja, pomijająca wszystkie powyższe:
Inicjatorem, założycielem i fundatorem Szkoły Rolniczej w Czernichowie było Krakowskie Towarzystwo Gospodarczo-Rolnicze powstałe w 1845 r.
Jak wynika z powyższych informacji, „ojców”  Szkoły Rolniczej jest wielu i nasuwa się logiczny  wniosek, że każdemu z nich pomimo trudności zewnętrznych, zależało na rozwoju i budowaniu wartości, a nie ich niszczeniu. Łączył ich patriotyzm i wola pracy dla rozwoju ojczyzny. 
___________

 Na podstawie pamiętnika S. Korzelińskiego „Opis podróży do Australii i pobytu tamże od r. 1852-1856” t. I,     t. 2, PIW,Warszawa1954.Pierwszewydanie:„Czas”,Kraków1858                                                                                                           Ryciny pochodzą ze zbiorów State Library of Victoria
K O N I E C

Poprzednie części: Gorączka złota

środa, 14 grudnia 2011

Rosnące potrzeby Polonii

O blisko 200 mln zł wystąpiły do Senatu RP organizacje działające na rzecz Polonii i Polaków za granicą na rok 2012. Mimo rosnących z roku na rok potrzeb rodaków za granicą, budżet izby wyższej polskiego parlamentu na współpracę ze środowiskami polonijnymi na nadchodzący rok to wciąż „tylko” 75 mln zł.

Jak poinformował we wtorek (6 grudnia) podczas posiedzenia senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą dyrektor Biura Polonijnego Kancelarii Senatu Artur Kozłowski, do 30 listopada do biura wpłynęło 558 wniosków z prośbą o dotacje programowe na rok 2012 na łączną kwotę 154 mln zł, oraz 12 wniosków o charakterze inwestycyjnym na blisko 31 mln zł. To więcej niż w ubiegłym roku, kiedy to do Senatu wpłynęło łącznie 454 wnioski o charakterze programowym na kwotę 144 mln zł, oraz kilkanaście wniosków inwestycyjnych.
– To pokazuje, jaka jest skala oczekiwań i chęci współpracy z Senatem – podkreślił Kozłowski. Dodał, że łączna kwota wnioskowanej dotacji na rok 2012 z pewnością będzie wyższa, bowiem mimo upływu terminu składania wniosków, do biura wciąż napływają kolejne (decyduje data stempla pocztowego).
 
O największą dotację wystąpiło tradycyjnie Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, które poprosiło o prawie 49 mln zł dotacji. Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” złożyła wnioski na kwotę prawie 54 mln zł. Z kolei Fundacja SEMPER POLONIA zwróciła się do Senatu z prośbą o dofinansowanie 39 projektów o charakterze programowym i inwestycyjnym, na łączną kwotę blisko 12 mln zł.
– W 2012 r. zrealizujemy dla Polonii i wspólnie z Polonią szereg projektów edukacyjnych, kulturalnych, społecznych, a także medialnych. Do współpracy zaprosiliśmy kilkudziesięciu partnerów merytorycznych i finansowych, a ewentualna dotacja z Senatu RP przyczyni się do uatrakcyjnienia treści i formy naszych inicjatyw – stwierdza Marek Hauszyld, prezes Fundacji SEMPER POLONIA.

W ostatnich czterech latach SEMPER POLONIA otrzymała blisko 25 z 300 mln zł rozdysponowanych przez Senat. Najwięcej, bo aż 105 mln zł otrzymało „Stowarzyszenie Wspólnota Polska”. Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” uzyskała dotację w wysokości 57 mln zł. O wysokości dofinansowania na rok 2012 dla tych i innych podmiotów, sprawujących w imieniu Senatu RP opiekę nad środowiskami polskimi za granicą, podejmie na początku 2012 r. prezydium izby, po zaopiniowaniu wniosków przez Komisję Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą, a także zespół finansów polonijnych złożony z przedstawicieli Kancelarii Senatu oraz ministerstw: Spraw Zagranicznych, Edukacji Narodowej, Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Kultury i dziedzictwa Narodowego.
– Mogę państwa zapewnić, że pierwsze trzy miesiące (pracy komisji w 2012 roku) to będzie krew, pot i łzy – skomentował zwracając się do senatorów, przewodniczący komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą Andrzej Person. Dodał, że w projekcie ustawy budżetowej państwa polskiego przygotowanej przez rząd Donalda Tuska na 2012 r., na wspieranie Polonii zapisano ponownie ok. 75 ml zł.
Wg nieoficjalnych informacji, cześć tej kwoty – lub nawet całość – ma przejąć od Senatu resort spraw zagranicznych, który, jak stwierdził we wrześniu rzecznik ministerstwa Marcin Bosacki, „jest odpowiedzialny prawnie i konstytucyjnie za pomoc Polakom i Polonii za granicą”. Jak podaje prasa, o przekazanie środków miał zabiegać u premiera szef MSZ Radosław Sikorski.

IUVE.pl

wtorek, 13 grudnia 2011

Stan wojenny: Trzy dekady po

Gen. Wojciech Jaruzelski informuje
 o wprowadzeniu stanu wojennego.
 Fot. irekw.internetdsl.pl
Tuż po szóstej rano 13 grudnia 1981 r. generał Wojciech Jaruzelski poinformował Polaków o wprowadzeniu stanu wojennego. W kolejnych miesiącach do więzień trafiło kilka tysięcy opozycjonistów, kilkadziesiąt osób straciło życie. Dziś mija 30. rocznica od tamtych wydarzeń.

Strach przed „Solidarnością”
Oficjalnie stan wojenny, czyli stan nadzwyczajny, Rada Państwa wprowadziła ze względu na pogarszającą się sytuację gospodarczą kraju oraz zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego kraju wobec zbliżającej się zimy. Stan wojenny miał rzekomo także uchronić Polskę przed "większym złem", czyli zbrojną agresją Armii Czerwonej. Tak naprawdę jednak komunistyczny reżim PRL obawiał się utraty kontroli nad niezależnym ruchem związkowym, w szczególności NSZZ „Solidarność”, co miało doprowadzić do utraty władzy w kraju.
Stąd właśnie w ciągu zaledwie kilku dni w 49 ośrodkach internowania milicja i wojsko umieściły około 5 tys. osób związanych z opozycją. Zajęły obiekty Polskiego Radia i Telewizji, zablokowały połączenia krajowe i zagraniczne (nie można się było dodzwonić nawet na pogotowie ratunkowe, przez co zmarło kilkadziesiąt osób).
Wyprowadzając służby mundurowe i ciężki sprzęt na ulice władza zawiesiła też podstawowe prawa i wolności obywatelskie (godzina milicyjna), zakazała też strajków i demonstracji, wydawania prasy, zawiesiła działalność wszystkich organizacji społecznych i kulturalnych, a także zajęcia w szkołach i na wyższych uczelniach. Wszelkie przejawy sprzeciwu i niepodporządkowania się karała.

Plakat z filmu "80 milionów". Waldemar Krzystek
opowiedział w nim historię młodych opozycjonistów,
którzy tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego
ukryli pieniądze, które posłużyły do budowy
podziemnych struktur "Solidarności".
Film można aktualnie oglądać w polskich kinach.
Fot. materiały prasowe

 
Polska nieugięta
Polacy postawili jednak czynny opór wobec stanu wojennego. W 40 zakładach wybuchły strajki –m.in. w Stoczni Gdańskiej, Hucie im. Lenina w Krakowie, Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie, Stoczni im. Warskiego w Szczecinie, w Hucie Katowice – które władza sukcesywnie pacyfikowała. Najbrutalniej zrobiła to na Śląsku: 16 grudnia 1981 r. w kopalni „Wujek” zginęło 9 górników. Kolejną ofiarę przyniosła uliczna manifestacja w Gdańsku.
Swój sprzeciw wobec władzy Polacy demonstrowali też w „subtelny” sposób – na murach malowano antyrządowe hasła, ukazywała się prasa drugiego obiegu, tworzono piosenki o dyktaturze, terrorze i buncie. Mimo cenzury prężnie działały kabarety, które w sprytny sposób dyskredytowały komunistyczną władzę.
Represje potrwały do 31 grudnia 1982 r., kiedy to stan wojenny został zawieszony. Odwołany został natomiast 22 lipca 1983 r., przy zachowaniu jednak części represyjnego ustawodawstwa. Ostatecznie władza nie osiągnęła zakładanego celu: nie poprawiła się niekorzystna sytuacja gospodarcza kraju,  nie znikła też „Solidarność”. Stało się zupełnie odwrotnie – 4 czerwca 1989 r. odbyły się pierwsze częściowo wolne wybory w powojennej historii Polski.

Polacy pamiętają
Wg różnych szacunków stan wojenny śmiercią okupiło od kilkudziesięciu do ponad stu osób. Kilkaset kolejnych, wskutek bicia w trakcie śledztwa czy też podczas demonstracji ulicznych, straciło zdrowie. Tym osobom i wszystkim, którym leży na sercu dobro Ojczyzny, poświęcone będą dzisiejsze wiece, marsze, apele i akademie historyczne.
W całym kraju odbędą się też liczne debaty, konkursy, inscenizacje, rekonstrukcje i pokazy filmowe związane ze stanem wojennym i powojenną drogą do niepodległości Polski, które wyraźnie pokazują, że Polacy powoli oswajają się z tym smutnym fragmentem swojej historii.

IUVE.pl

Świeca pamięci w oknie Belwederu

Fot.Prezydent.pl
Prezydent Bronisław Komorowski wraz z żoną Anną zapalili wieczorem  w oknie Belwederu   w przeddzień  30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce  symboliczną świecę pamięci o ofiarach tamtych dni.

- Polska jest krajem wolnym. Powinniśmy pamiętać o tych trudnych chwilach, gdy o wolność trzeba było zabiegać, walczyć. Ale również powinniśmy pamiętać o wolności innych, szczególnie tych, którzy są tuż tuż za miedzą, a którzy marzą tak jak my kiedyś o wolności, o demokracji, o wyrwaniu się z kręgów zależności wschodnich, o odnalezieniu swojej drogi ku integracji ze światem zachodnim, zachodnich wartości – mówił  przy tej okazji prezydent Komorowski.
Bronisław Komorowski przypomniał, że 30 lat temu w czasie stanu wojennego w wielu polskich domach zapalano świece na znak solidarności z "Solidarnością",  na znak solidarności z tymi, którzy walczyli o polską wolność.
 - My również dzisiaj z żoną zapaliliśmy w oknie naszego mieszkania świecę, tak jak 30 lat temu z myślą o tych, którzy zapłacili czasami najwyższą cenę za polską wolność. Zapaliliśmy z myślą o ofiarach stanu wojennego, ale też o wszystkich dzielnych ludziach, którzy wtedy potrafili skutecznie zabiegać o to, co w życiu jest najważniejsze - o wolność - podkreślił prezydent.

Więcej: Prezydent.pl

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Tylko z Europą - szansa dla Polski

Fot.K.Bajkowski
Spe­cja­li­ści mają to do sie­bie, że rzadko kiedy potra­fią prze­wi­dzieć sce­na­riu­sze przy­szło­ści, nato­miast dosko­nale potra­fią wytłu­ma­czyć, dla­czego ich pro­gnozy się nie spraw­dziły. Może to wyni­kać z tego, że rzadko posłu­gują się empi­rią i rze­tel­nymi bada­niami, a naj­czę­ściej wie­dzą. Wie­dza ma to do sie­bie, że doty­czy prze­szło­ści. Poza tym jest takie stare, wciąż aktu­alne powie­dze­nie – spe­cja­li­sta z auto­ry­te­tem nie bada – on wie.
Kry­zys eko­no­miczny, który trwa od roku 2008, pró­buje się opi­sać za pomocą pojęć i narzę­dzi z XX wieku. Spe­cja­li­ści chęt­nie się powo­łują na Key­nesa, na Misesa, czy na innych teo­re­ty­ków eko­no­mii. Pró­bują zna­leźć ana­lo­gie do Wiel­kiego Kry­zysu lat 20. i 30. XX wieku. A świat jest zupeł­nie inny, sys­tem finan­sowy, ban­kowy, księ­go­wość… prak­tycz­nie nie ma żad­nych ana­lo­gii z doświad­cze­niami ubie­głego wieku, łącz­nie z tym, że pie­niądz jako war­tość stał się pochodną kre­acji przez roz­bu­do­wane narzę­dzia finan­sowe. Dla­tego kla­syczne recepty na wyj­ście z kry­zysu dają tak słabe rezul­taty, z reguły nieprzewidywalne.
Podob­nie jest w innych dzie­dzi­nach życia spo­łecz­nego, także w poli­tyce. Poję­cia lewica, pra­wica stra­ciły sens, libe­ra­lizm, kon­ser­wa­tyzm, socja­lizm… to wszystko są już hasła ency­klo­pe­dyczne. Nawet poję­cie tak zwa­nej Trze­ciej Drogi, pomysł kre­owany przez Tony’ego Bla­ira i Ger­harda Schro­edera (pod patro­na­tem Billa Clin­tona), które zro­biło furorę w poło­wie lat 90. ubie­głego wieku jest już histo­rią. Ba, histo­rią się stało, kiedy oka­zało się, że za główne narzę­dzie eko­no­miczne bry­tyj­ski pre­mier uznał… libe­ra­lizm. Tracą na zna­cze­niu także poję­cia sil­nie powią­zane z pań­stwem, takie jak wzbu­dza­jąca aktu­al­nie w Pol­sce silne emo­cje suwerenność.
W jakim sta­nie poli­tycz­nym i eko­no­micz­nym jest Unia Euro­pej­ska, sze­rzej, cała Europa, wszy­scy widzą. Dziś, w wyniku kry­zysu eko­no­micz­nego, kry­zysu wspól­nej waluty, euro, ale rów­nież kry­zysu insty­tu­cjo­nal­nego UE, sto­imy my, oby­wa­tele Europy, przed waż­nym wybo­rem. Ten wybór polega na tym, że albo pozwo­limy na roz­pad strefy euro, co auto­ma­tycz­nie skaże Unię na roz­pad, albo pój­dziemy w stronę ści­ślej­szej inte­gra­cji, godząc się na dal­sze odda­nie pre­ro­ga­tyw pań­stwa naro­do­wego w sferę zarząd­czą insty­tu­cji euro­pej­skich. To będzie ozna­czać, a jakże, dal­sze ogra­ni­cze­nie naszej suwe­ren­no­ści. Ale jak to okre­ślił przy­tom­nie Leszek Mil­ler, poli­tyk który nas do Unii Euro­pej­skiej wpro­wa­dził, zrze­ka­jąc się czę­ści suwe­ren­no­ści wła­snej, otrzy­mu­jemy suwe­ren­ność innych państw układu, które dobro­wol­nie nam ją cedują.
Bez zro­zu­mie­nia tego mecha­ni­zmu nie może dojść do roz­wią­za­nia pro­ble­mów, przed jakimi sto­imy. Jedyną drogą dla całej Europy – także państw, któ­rych dziś w UE nie ma – jest dal­sza, głęb­sza inte­gra­cja. Roz­wią­za­nia prawne, eko­no­miczne, prze­kształ­ce­nia insty­tu­cji UE są dopiero pochodną podej­ścia do kwe­stii inte­gra­cji. Rozu­mieją to już przy­wódcy Fran­cji i Nie­miec, pre­zy­dent Nico­las Sar­kozy i kanc­lerz Angela Mer­kel, któ­rzy skła­da­jąc pro­po­zy­cję nowego trak­tatu unij­nego wyraź­nie zazna­czyli – jeżeli nie zosta­nie on zaak­cep­to­wany przez wszyst­kie 27 kra­jów UE, to wpro­wa­dzi go 17. kra­jów strefy euro. A jak zaj­dzie taka koniecz­ność – to będzie to poro­zu­mie­nie dobro­wolne. O ile euro zosta­nie obronione.
Pol­sce powinno zale­żeć na tym, aby być w cen­trum nowego układu, jaki się two­rzy na naszych oczach, czyli takiego, gdzie silne poli­tycz­nie i eko­no­micz­nie pań­stwa two­rzą tak zwane twarde jądro, i te pozo­stałe, pozo­sta­jące na orbi­tach unij­nych. Dziś, dzięki aktyw­nej pol­skiej pre­zy­den­cji, a także dzięki sil­nemu gło­sowi mini­stra Rado­sława Sikor­skiego, jeste­śmy liczą­cym się part­ne­rem dys­ku­sji. Pol­ska zajęła pozy­cję opusz­czoną w wyniku kry­zysu przez Wło­chy, Hisz­pa­nię i zawsze kon­te­stu­jącą roz­wią­za­nia wspól­no­towe Wielką Brytanię.
To jest nie­po­wta­rzalna sytu­acja, być może waż­niej­sza dla naszej przy­szło­ści niż wej­ście do Unii Euro­pej­skiej w roku 2005. Tak, jest to koniec tej UE, do któ­rej weszli­śmy, ale począ­tek cze­goś nowego. Wyraź­nie trzeba powie­dzieć, że roz­pad Unii Euro­pej­skiej skaże całą Europę na rolę pery­fe­rii Świata. Dziś nie możemy liczyć na pomoc trans­atlan­tycką Sta­nów Zjed­no­czo­nych, ale raczej na kon­ku­ren­cję Chin, Indii, być może także Ame­ryki Połu­dnio­wej. Dla­tego Europa potrze­buje nowego trak­tatu, w któ­rym dobro­wol­nie zrzek­niemy się czę­ści suwe­ren­no­ści, na rzecz sil­nej pod­mio­to­wo­ści w struk­tu­rze Unii.
Oczy­wi­ście ist­nieją rów­nież sce­na­riu­sze roz­padu – pierw­szy jest taki, że cześć państw dobro­wol­nie wycho­dzi ze strefy euro, a reszta zacie­śnia rela­cje i kara­wana unijna jedzie dalej. Drugi zakłada, że strefa euro i co za tym idzie, cała Unia Euro­pej­ska, poszcze­gólne kraje wra­cają do walut naro­do­wych. Ozna­cza to nie tylko powrót do sytu­acji z połowy ubie­głego wieku, ale rów­nież wie­lo­let­nią rece­sję. Pol­ska w tej sytu­acji i tak nie sta­łaby na pozy­cji cał­ko­wi­cie prze­gra­nej, mając za sąsia­dów Niemcy i Rosję, o ile oczy­wi­ście potra­fi­łaby pro­wa­dzić roz­sądną, prag­ma­tyczną poli­tykę międzynarodową.
Naj­gor­szym roz­wią­za­niem dla naszego kraju poza roz­pa­dem Unii byłoby to, aby poli­tyka wewnętrzna i zagra­niczna tra­fiła w ręce popu­li­stów, któ­rzy by odgrzali resen­ty­menty anty­nie­miec­kie i anty­ro­syj­skie. Poli­tyka balan­so­wa­nia pomię­dzy Moskwą i Ber­li­nem, która by przy­brała formę poli­tyki dwóch wro­gów, byłaby czymś naj­gor­szym, co mogłoby się przy­da­rzyć. Jej prze­ci­wień­stwem powinna być oś poli­tyczna, roz­pięta pomię­dzy sto­li­cami Rosji i Nie­miec, prze­bie­ga­jąca przez Warszawę.
Poję­cie suwe­ren­no­ści w kate­go­riach wła­snej toż­sa­mo­ści naro­do­wej, kul­tu­ro­wej, spo­łecz­nej ma ogromne zna­cze­nie, pod warun­kiem, że nie pro­wa­dzi do zamknię­cia pań­stwa. Pol­ska przez sześć lat naszego uczest­nic­twa w Unii Euro­pej­skiej nie tylko dosto­so­wała prawo i gospo­darkę do potrzeb wspól­noty, ale rów­nież dalece zmie­niła swoje postrze­ga­nie zasad i ogra­ni­czeń swo­jej swo­body. Dziś jeste­śmy part­ne­rem sil­nych, mamy szansę być part­ne­rem sil­nym poli­tycz­nie – tym, który wska­zuje cele i wie­dzie Europę. Nie możemy zmar­no­wać tej szansy.

Azrael Kubacki

niedziela, 11 grudnia 2011

Polish Christmas Picnic - podziękowania

Społeczny Komitet Organizacyjny ‘Polish Christmas Picnic in Darling Harbour’
D Z I Ę K U J E M Y !!!
Było fantastycznie!” „Doskonale się udało!” „Na scenie ciągle się działo coś ciekawego, nie sposób było odejść.” „Dziękujemy wam. Napracowaliście się, ale efekt był doskonały.” - To tylko niektóre z komentarzy, jakie od ubiegłej niedzieli do nas, organizatorów, ciągle docierają.
Teraz więc nasza kolej, aby serdecznie podziękować wszystkim osobom, które przyczyniły się do niezaprzeczalnego sukcesu niedzielnego pikniku Polish Christmas in Darling Harbour.
Przede wszystkim na podziękowanie zasługują nasi sponsorzy. Ich nazwiska zostały umieszczone w programach i będą jeszcze wielokrotnie powtarzane. To oni zachęcali nas i konsekwentnie dopingowali aby na przekór piętrzącym się trudnościom, kontynuować organizowanie tej największej polskiej uroczystości w Nowej Południowej Walii, jaką jest doroczny Piknik Świąteczny.
Polskie organizacje: Fundacja Polska w NPW; Związek Polski w Newcastle; Australian – Polish Sports Masters Assoc.
Biznesy: Polonez Smallgoods; Wawel Import Eksport; Halina Dumplings Manufacture; Józef Bernecki – opale; Baska-Jon Pty Ltd; Amadeus Jewellery – Bogusław Staszewski; Janusz Olszanicki – Salicitors &Notary Public; Adam Szaładziński – Effective Concrete; Olka – Polka; Karin’s Hair Centre – Bankstown; Promyk – Alina Panter
Lekarze: dr dr Kaya Łukaszewicz; Maria Bijak; Krzysztof Urbaniak; Beata Rumianek; Edyta Borody.
Artyści: Krys Koss; Witek Skonieczny
Osoby indywidualne: Eugeniusz Żebrowski; Adrianna Paczyńska; Andrzej Rosiak; Jerry Knap; Jan Kalbarczyk; Krzysztof Bajkowski; Lidia Zajkowska; Józef Oktałowicz; Dorota Banasiak; Jadwiga Kostrzewa; Grzegorz Starosta; Marian i Mariola Chechelscy.
Podziękowanie i słowa najwyższego uznania kierujemy pod adresem operatorów stoisk – i to zarówno stoisk oferujących informacje turystyczne, edukacyjne, kulturalne oraz medialne, jak też i stoisk z polskimi książkami, dekoracjami, galanterią, biżuterią i kosmetykami. A szczególnie ze stoiskami oferującymi specjały polskiej kuchni, które od rana oblegane były przez tłumy smakoszów. Z satysfakcją dzielimy się informacją, że sprzedane zostało wszystko, dosłownie co do okruszyny.
Nie zabrakło także chętnych do delektowania się polskim piwem – chociaż jak przystało na prawdziwe polskie Boże Narodzenie, chłodzić się w tym roku nie było potrzeby.
Członkowie komitetu organizacyjnego Polish Christmas Picnic 2011: Wiesław Paździor, Marianna Łacek,
Dariusz Paczyński, Małgorzata Kwiatkowska, Bogusława Mokrzycka oraz Maria Koter-Rosiak
wraz z konsulem RP w Sydney, Danielem Gromannem. (Konsulat był patronem imprezy)
Z niekłamanym podziwem patrzyliśmy na Darka Paczyńskiego i Aurelię Stanisławczyk, którzy przez cały dzień w doskonały sposób zapowiadali w dwu językach poszczególne punkty programu artystycznego. Cały zaplanowany program został zrealizowany w stu procentach!
I tutaj wielki ukłon pod adresem naszych wspaniałych artystów. Najpierw indywidualnych, wśród których byli: Sylwester Gładecki, Alex Agaciak, Olivia Kierdal, Magdalena Wołłejko oraz Michał Macioch. Oprócz nich wystąpili jeszcze artyści w dwu sesjach Otwartego Mikrofonu. Aż trudno uwierzyć, że mamy w naszej społeczności tyle talentów.
Wystąpiły także zespoły muzyczne i wokalne: wspaniały Janis Polkas ze swoją Nostos Band; Rhytm and Blues w wykonaniu Ray Woods&Wodzga; oraz Chór Tęcza pod kierownictwem Maji Kędziory.
Szczególne uznanie należy się naszym zespołom tanecznym. Wszystkie cztery: Syrenka; Lajkonik, Podhale i Kujawy spisały się na medal. Widownia oczarowana była każdym z tańców. Właśnie te ludowe i narodowe tańce wykonane w autentycznych kostiumach, często ubogacane jeszcze przyśpiewkami stanowią jeden z niezwykle istotnych aspektów naszej kultury.
Prawdziwą perełką artystyczną okazał się premierowy występ Kabaretu Vis a Vis, pod kierownictwem Darka Paczyńskiego.
Niezwykłym wydarzeniem było pojawienie się na scenie naszych dwu telewizyjnych gwiazd. Były to Sammy i Bella Jakubiak, zwyciężczynie konkursu: My Kitchen Rules. Po krótkim pokazie polskiej sztuki kulinarnej mieliśmy możliwość delektowania się wspaniałymi polskimi deserami w wykonaniu tych dwu artystek polskiej kuchni.
Dziękujemy wszystkim artystom. Dziękujemy każdemu z osobna.

Deszczowy Polish Christmas Picnic (3)

"W czasie deszczu dzieci się nudzą" - śpiewała kiedyś Barbara Krafftówna w Kabarecie Starszych Panów, ale Jola Komicz i Dariusz Paczyński sprawili, że tak wcale nie musi być.
 Na mokrym tegorocznym Polish Christmas festynie na Darling Harbour jedną z nawiększych atrakcji były scenki właśnie z tego słynnego kabaretu Jeremiego Przybory i Wacława Wasowskiego, przygotowane z perfekcyjnie teatralną dokładnością, mimo że warunki pogodowe i sceniczne były fatalne. Festiwalowiczów w końcowej części ponad 5-godzinnego programu rozweselali aktorzy nowego polonijnego kabaretu Vis-a-Vis" - Jolanta Komicz (kier. muz), Piotr Pokorski, Dorota Banasiak, Wiesław Rogaliński, Jaga Nasielska i Andrzej Komorowski.
Piknik zakończył wspólny śpiew kolęd wraz z chórem Tęcza prowadzonym przez Maję Kędziorę.

Trzecia część fotoreportażu Krzysztofa Bajkowskiego z Tumbalong Park.



 



Nowy talent aktorski: Wiesław Rogaliński 

My jesteśmy tanie dranie... Piotr Pokorski, Wiesław Rogaliński, Andrzej Komorowski


Kabaret Vis-a-Vis. Od lewej: Jaga Nasielska, Andrzej Komorowski, Dorota Banasiak,
Wiesław Rogaliński, Jolanta Komicz-Hove, Piotr Pokorski

chor Tęcza z Cabramatty zakończył kolędami  7. Polish Christmas na Darling Harbour

Patronem medialnym Polish Christmas Picnic 2011 był Bumerang Polski. Serdecznie dziękujemy wszystkim odwiedzającym nasze stoisko a także  członkom Stowarzyszenia, autorom książek, patronom, sponsorom  i wszystkim pomagającym je stworzyć.

Wesołych Świąt życzy Bumerang Polski!

sobota, 10 grudnia 2011

Tu Warszawa, tu Sydney - rozmowa z Markiem Krawczyńskim (2)

Sydney, Warszawa - metropolie oczami architekta.

  Ciąg dalszy rozmowy Krzysztofa Bajkowskiego z architektem Markiem Krawczyńskim, który w listopadzie przebywał w Sydney promując nowy  film domumentalny o odbudowie Warszawy " Out of the Ashes".

KB: Najwyższy budynek do tej pory w Warszawie – Pałac Kultury, dar ZSRR dla Polski w latach 50-tych nie darzony jest zbyt dużą sympatią, choć z jego sal chętnie korzystają wszyscy: od organizatorów przeróżnych festiwali po  uczestników spotkań religijnych,  jak zjazd rodzin Radia Maryja i politycznych, jak kongres Ruchu Palikota. Dla turystów jest głównym punktem orientacyjnym w mieście. Warszawa jednak się rozwija, pnie się w górę i niedługo nowe wysokościowce zasłonią ten symbol socrealizmu. Jak Pan ocenia obecny kierunek rozwoju architektury w stolicy Polski?

MK: Jest dużo ciekawych projektów. Podejście do stylistyki architektonicznej w Warszawie jest trochę chaotyczne i nie mówię tego złośliwie ale czasem odnoszę wrażenie, ze miasto traci swoją duszę. W każdym mieście po potwornej dewastacji jest kompleksowe podejście do tych spraw. Pałac Kultury zdecydowanie jest referencyjnym punktem Warszawy i nie sądzę aby zabudowywanie jego było rozsądne. Mimo swej toporności jest dobrze skonstuowanym budynkiem, posiadającym wiele pięknych sal. Jest krytykowany bo kojarzy się z minioną epoką ale trzeba pamiętać, że wieża Eiffla w Paryżu z początku była strasznie krytykowana, że to ochydna konstrukcja, że to inżynieria a nie architektura. Myślano nawet o jej zburzeniu. Teraz jest symbolem Paryża. W Sydney też mamy wiele brzydkich budynków ale mimo to zostały wpisane jako heritage items  ,   bo to pomniki naszej historii, elementy miasta , które świadczą o przeszłości. Nowe projektowane obok budynki powinny mieć jakieś relacje z tym co już powstało wcześniej. I tak powinno być w relacji z Pałacem Kultury: nie zakrywać go, pokazać jego niepowtarzalny charakter w Polsce, tym bardziej że większość nowych wysokościowców konstruowana jest  w nowoczesnych, ekonomicznych technologiach i są one  bardzo podobne do siebie, niczym szczególnym nie wyróżniają się. Pytając się ludzi z całego świata, którzy choć raz byli w Warszawie zawsze usłyszymy wspomnienie Pałacu Kultury jako obiektu, który utkwił im w pamięci. Tak więc powinien być - czy nam się podoba czy nie – postrzegany w historyczny sposób.
Jeśli chodzi o rozwój urbanistyczny Warszawy to istnieje tu problem, bo są miejsca gdzie nie ma nawet planów zagospodarowania przestrzennego, co jest tragedią dla mieszkańców, developerów i chyba tylko rajem dla prawników, którzy na tym zarabiają. Dochodzi problem braku zapisów w księgach wieczystych co do własności. Ciągle toczą się rozprawy dotyczące utraconych po II wojnie światowej majątków.

Jak Pan ocenia rozwój architektury i rozwój urbanistyczny Sydney? Czy rozdrobnione zarządzanie – kilkadziesiąt rad miejskich konkurujących ze sobą o fundusze stanowe sprzyja koordynacji w kreowaniu architektury metropolii. W Warszawie jest naczelny architekt miasta dbający o wygląd stolicy , a takie wielkie  miasta jak np. Tokio mają własny rząd – Tokyo Metropolitan Government,  koordynujący działania poszczególnych gmin metropolii. Sydney czasem traktowane jest jak zbiorowisko samoistnych wiosek. Poza tym miasto kończy się za pierwszą centralną stacją kolejki miejskiej. Potem krajobraz parterowych domeczków z reguły niemiłosiernie zacieśnionych z tysiącami kilometrów wiejskich płotków .Czy nie należałoby pomyślkeć bardziej  kompleksowo o budowie miasta z prawdziwego zdarzenia?

To jest ciekawe porównanie. Nie chciałbym nikogo krytykować, ale czasem trzeba powiedzieć brutalną prawdę. W Sydney są dość przeźroczyste, klarowne prawa. Są wokół nich oczywiście konflikty co do ich interpretacji, ale są to dość uniwersalne prawa budowlane i urbanistyczne obowiązujące wszystkie gminy. Jest jeszcze centralny sąd, który może roztrzygać prawidłowość podejmowanych decyzji. Należy jednak powiedzieć, że Sydney jest trudnym przypadkiem, bo jest rozbite przez trzy wielkie zatoki  i to jest pierwszy problem w opracowaniu dobrego systemu transportu. Skomplikowane ukształtowanie terenu i wielkie problemy geotechniczne powodują, że publiczny transport nie ma szansy rozwoju. Jest tu zupełnie inna sytuacja niż w miastach europejskich. Czy mamy koncentrować się na centrum czy raczej rozwijać poszczególne dzielnice metropolii na samodzielne organizmy miejskie to dylemat dla całego świata. Z punktu widzenia dbania o przyjazne środowisko naturalne można dowieść, że najbardziej ekologicznym budynkiem jest wielki wieżowiec. Dlaczego? Bo tam jest najmniejsza ilość linii infrastruktury – kabli elektrycznych, telekomunikacyjnych, kanalizacji itd. W takim wieżowcu zużywa się najmniej energii na osobę. Może nie wszyscy uwierzą, ale najbardziej ekologicznee budynki to wieżowce 50 – 80 piętrowe! Ale cała radość z życia w miastach europejskich to to, że  wszystko zorganizowane jest na skalę ludzką. Miasta są stosunkowo małe. Tak więc urbaniści mają tam wielką przyjemność w kreowaniu ich wyglądu.
Tu w Sydney mamy problem. Miasto rozrosło się niską zabudową w głab lądu 50 i więcej kilometrów i nie możemy wrócić do tego sprzed 150 lat. Mnie się wydaje, że powinno być w tej sytuacji podzielone na oddzielne samodzielne  środowiska miejskie. Takie np. Chattswood, Parramatta czy Campbeltown to już samowystarczalne miasta. I chyba tak powinno być. Koncentrowanie sie tylko na sydnejskim  CBD to stawianie przed kosztownym rozwiązaniem problemu transportu. Mam kolegów, którzy zajmują ważne stanowiska w CBD i spędzają po 20 godzin tygodniowo w samochodzie aby dojechać do miejsca pracy. To absurd.

Rozumiem, że w takiej sytuacji odejścia od skupiania się tylko na centrum Sydney, te satelitarne  dzielnice  miasta powinny być tak samo - jesli nie lepiej  -  w rządowych planach przydzielania środków na rozwój  urbanistyki i w ogóle miejskiej infrastruktury. Prawdę mówiąc to tam mieszka najwięcej ludzi tworzacych dumną liczbę 4,5 mln mieszkańców Sydney.

To jest trudne zagadnienie nawet dla finansistów i samorządowców. Jako architekt mam za małe doświadczenie w tych sprawach gospodarczych. Ale wydaje mi się, że jesteśmy lepiej przygotowani do takich zmian gospodarczych w Sydney bo jest tu bardziej bezpośrednia odpowiedzialność urzędników. Systemy samorządowe są bardziej przeźroczyste i chyba nie takie skomplikowane jak w Polsce. Tam problemy administracji publicznej wydają się bardzo zawikłane, bo trudno dowieść kto jest odpowiedzialny za specyficzne działania i konkretne rozwiązania. Ciągle szukamy winnych po fakcie, a system jest zawiły, każdy  chowa się za wieloma niepotrzebnymi ustawami. Nawet jak ktoś skradnie cały podkład żużlu w ciągu konstrukcji autostrady, to duża grupa ekspertów nie może przez lata (i za duże pieniądze)  odkryć kto  nadzorował  i jak to wszystko się stało.  Pieniądze są marnowane na nieskuteczne przeszukiwania po fakcie, bo  wciąż obowiązuje zmowa milczenia. To nie miłe co mówię, ale musimy wszyscy poczuć się bardziej odpowiedzialni za wspólne dobro społeczne w Polsce, nie tylko bronić „swojego stołka” aby przetrwać na nim jak najdłużej  dla dobra np. naszej rodziny. Polacy to bardzo pracowici ludzie ale nasze układy są jeszcze za mało przezroczyste, nie tak jak w Australii. To jest spowodowane naszą trudna historią przez kilkaset lat, ale najwyższy czas abyśmy zmienili stare poglądy i zaczęli współpracować dla naszego wspólnego dobra polskiego. 

Mimo tych urbanistycznych problemów mieszkańców metropolia  jak magnes przyciąga turystów odwiedzających Australię. Co Pan jako architekt  poleciłby Polakom  odwiedzającym Sydney?

To długa lista. Oprócz Harbour Bridge i wejścia na łuk konstrukcji mostu zachęciłbym do zwiedzenia wnętrza Opera House. Wszyscy znają zewnętrzne kształty tego symbolicznego budynku Sydney ale wnętrza są równie fascynujące, warte zobaczenia. Poza tym centrum olimpijskie w Homebush Bay i na dalekim, północnym skraju metropolii - Palm Beach z przepięknymi widokami. Oczywiście nie można ominąć rekreacyjnej perełki miasta – Darling Harbour. Ciekawe jest również ZOO. Jako turysta poleciłbym Darlinghurst lub okolice Darling Harbour do zatrzymania się, bo stąd wszędzie blisko.


A co poleciłby Pan z kolei Australijczykom odwiedzającym Warszawę? Jakie obiekty architektoniczne Pana zdaniem godne są uwagi?

 Jest tu dużo obiektów godnych uwagi co mnie bardzo cieszy. Pamiętam 5 lat temu przyjechał do Warszawy Australijczyk, dyrektor hoteli międzynarodowych,  ja go oprowadzalem po mieście i mówił ze zdumieniem: to jest wspaniale, że aż tak dużo miejsc ciekawych jest w Warszawie. Dotychczas wiedział tylko o Krakowie  - jako o jedynym polskim  mieście godnym odwiedzenia przez turystów.
Co by polecić? Stare Miasto, Zamek Królewski i jego wspaniałe wnętrza. W Warszawie mamy teraz nowość architektoniczną: Kopernik Centrum. Bardzo mi się podoba jego usytuowanie nad Wisłą i połączenie trzech elementów okolicy: mostu, stadionu narodowego i właśnie tego centrum. To tworzy taką nową pocztówkę Warszawy. Z przyjemnością polecam zawsze Łazienki Królewskie. To jest napawdę cudo świata. To nie jest wprawdzie Wersal ale coś co jest niezwykle przyjemne do zwiedzania  ze wzgledu na swa ludzką skalę. Do tego niedzielne koncery pod pomnikiem Chopina stwarzają  niepowtarzalną atmosferę.  Tam spacerować to doznawać uczucia , że jest się częścią tego otoczenia, że jest się  w jakiś sposób człowiekiem kultury a nie zwykłym turystą.
Godny zwiedzenia jest też Pałac w Wilanowie oraz siedemdziesiąt warszawskich kościołów pięknie odbudowanych. Pięćdziesiąt cztery z nich były zupełnie zniszczone. Odbudowano je bardzo logicznie i przemyślanie.  No i przede wszystkim Krakowskie Przedmieście. To perełka na skalę światową.

Na zakończenie pytanie futurystyczne: jaki obiekt i w jakim stylu   postawiłby Pan jako architekt w Warszawie a jaki  w Sydney  aby stały się  symbolami architektury XXI wieku?

To bardzo trudne pytanie bo trzeba zrozumieć też co każdy kraj powinien reprezentować dla świata. Ikony architektury to wyznanie tożsamości narodowej. Francja ma wiele takich ikon jak także już Australia, co prawda ten kraj jest jeszcze bardzo „młody”. W Sydney nasza Opera Utzona, jest tak rozpoznawalna że lepszej ikony  już chyba nie znajdę. Ten budynek reprezentuje naszą australijską umiejętność w organizowaniu rzeczy niemożliwych. To był wyskok na pole technologii która wyprzedzała epokę. Popełniliśmy wiele błędów, ale determinacja i współpraca osiągneły swoje.
To był też skutek umiejętności Australijczyków w zapraszaniu do współpracy  ekspertów z całego świata. I to nas także wzmocniło i dało poczucie narodowej wspólnoty. „To jednak ‘nasza’ opera, mimo, że eksperci i robotnicy z całego świata nad nią pracowali”- mówili Australijczycy z dumą.
Co do Polski i Warszawy, to odpowiem w ten sposób. Musimy zdecydować kim naprawdę jesteśmy i kim chcemy być. Już dosyć martyrologii i monumentów dla zaginionych i straconych. Już bardzo dużo takich mamy i hołd jest już złożony. Powinniśmy teraz szukać pozytywnej energii na przyszłość narodu i symbolów naszych nowoczesnych sukcesów. Bądźmy dumni z historii i odwagi naszych przodków, ale teraz budujmy naszą przyszłość.
Jaki budynek może to reprezentować? Może potrzebny jest konkurs narodowy na ten temat, aby sami Polacy zastanowili się i uwierzyli że mają piękną przyszłość i wielkie możliwości. Ale co byśmy chcieli stworzyć aby było symbolem naszej kultury i tożsamości?
Natomiast w  tej chwili jest jeden projekt poza Warszawą, w Łodzi, który bardzo mnie interesuje – rewitalizacja starego rejonu centrum miasta jako Specjalna Strefa Sztuki, tzw. EC1. Tam architekci z wielu krajów skomponowali bardzo ciekawy i futurystyczny projekt na skalę jeszcze większą od naszego Darling Harbour. Jeden centralny element to wielopiętrowa „rura” ze szkła i ze stali gdzie będą biura i galerie sztuki. To ma też być symbolicznym łącznikiem wschodu i zachodu. Bardzo innowacyjna koncepcja która ma unikalny kształt i może być wspaniałym symbolem naszego rozwoju i tożsamości jako harmonijny łącznik dla kultur Azji i Europy. To pokazałoby światu że jesteśmy dynamicznym społeczeństwem,  które ma unikalną tożsamość, ale także że chcemy być efektownym łącznikiem pomiędzy naszymi większymi sąsiadami, z którymi teraz będziemy współpracować na równym poziomie.

To bardzo interesujące i mam nadzieję,że wkrótce zobaczymy plany tego przedsięwzięcia. Dziekuję za rozmowę .

Rozmawiał Krzysztof Bajkowski

piątek, 9 grudnia 2011

Polish Christmas Picnic - slideshow

Z Ballarat na sydnejski Darling Harbour przybyła w minioną niedzielę  fotografik Aldona Kmieć, którą mieliśmy zaszczyt gościć przy naszym stoisku Bumeranga Polskiego podczas Polish Christmas Picnic. Oto impresja slajdowa z imprezy w obiektywie Aldony.


Polish Christmas Picnic Sydney - Images by Aldona Kmiec Photography

Deszczowy Polish Christmas Picnic (2)

Deszczowy i stosunkowo zimny dzień jaki przypadł na minioną niedzielę nie zraził Polonii sydnejskiej do przyjścia do Tumbalong Park na doroczny festyn Polish Christmas. Najbardziej zadowoleni byli sprzedawcy ciepłych dań. Jak informuje  nas Wiesław Paździor , inicjator i promotor tegorocznej imprezy sprzedano ponad 1200 porcji ciepłego bigosu i placków ziemniaczanych. Na scenie festiwalowiczów rozgrzewały tańcem dziecięce i młodzieżowe  zespoły folklorystyczne z Sydney.  

Oto ciąg dalszy relacji fotograficznej Krzysztofa Bajkowskiego z Darling Harbour.





Można było zatańczyć nawet ze Św. Mikołajem...

Kolejki - już tradycyjne po  również tradycyjne polskie jadło.

Typowa porcja: bigos, kiełbasa, placki ziemniaczane, ogórek kwaszony i polski żytni chleb

Kuchnia pracowała na pełnych obrotach

Wiesław Paździor - inicjator tegorocznej imprezy

 cdn.

czwartek, 8 grudnia 2011

Gorączka złota (5)

Obozowanie na drodze
Nasz Pan Seweryn, ze zmiennym szczęściem dalej poszukuje złota na różnych działkach, aż pewnego dnia na złotonośnym polu w Jim Crow zawrzało. Gazeta przynosi krótką notatkę, że ogłoszono amnestię dla emigrantów. Polscy wygnańcy mogą więc wrócić do ojczyzny. Od tego dnia nasz rodak myśli o powrocie. Ośmiu krajanów spotyka się i dyskutuje powrót do kraju. Sprzedają za pół darmo namioty, narzędzia i cały lichy dobytek, i z torbami na plecach wędrują lasami do Melbourne, by uzyskać więcej informacji o sytuacji w Europie. W mieście panuje plaga szczurów. Wieść niosła, że zagryzły niemowlaka w kołysce, a śpiącemu w hotelu odgryzły palec. Czekają cały tydzień, ale żaden statek nie przynosi konkretnych wiadomości. Sytuacja wydaje się bardzo niepewna i koledzy Pana Seweryna opuszczają Melbourne – poszukiwanie złota w buszu wydaje im się bardziej konkretne. Tu są wolni. Pan Seweryn pozostaje jeszcze kilka dni w mieście, ale też go opuszcza, tym razem z trzema workami różnych produktów i z partnerem zakłada nieźle prosperujący sklepik przy kopalniach w Maryborough. Ale mimo, jako takiego zysku nie może przyzwyczaić się do stanu kupieckiego i po trzech miesiącach postanawia wrócić do poszukiwania złota, unikając szczęśliwie matactw oszukańców i wygrywając w magistracie wytoczony mu proces. Ma problem z nogą, więc jeszcze raz zamienia się w sklepikarza, znajduje teren na kopanie i na sklepik, a ponieważ miejsce wybrali Polacy, nazywają go Polish Flats. Pisze w pamiętniku: „Nazwa ta pozostanie, a w późniejszych wiekach może zabłąkany do Australii Polak znajdzie ślad bytności ziomków w dalekich tych stronach”. Jednakże miejsce to, też nie było bezpieczne, bo o trzy mile dalej operowała banda „bushrangers” pod przywództwem znanego mordercy Black Douglas’a, kradnąc z namiotów i napadając na lokalne sklepiki. Poszukiwacze tworzą więc uzbrojone oddziałki, palą namioty bandytów i związują Douglas’a, a kilkuset górników transportuje go do Melbourne, gdzie zawisł na szubienicy.

Eureka
Inni, jak ciągle uśmiechający się Red Jack z partnerem udawali kopaczy i rozłożyli namiot w pobliżu, a i niezadługo dołączył do nich Dick, ex-skazaniec. I natychmiast w okolicy wzrosły napady i złodziejstwo z namiotów, ale ponieważ nie złapano ich na gorącym uczynku policja nic nie mogła zrobić. Przychodzili do sklepiku Pana Seweryna, ciągle kupując na kredyt żywność i alkohol. Na wszelki wypadek - bo Red Jack pojawiał się w sklepiku o różnych godzinach, a szczególnie wtedy, gdy inni kopali, a Pan Seweryn zostawał w sklepiku sam - nasz rodak przedyskutował ze Stefanem taktykę obronną. I pewnego dnia rano do sklepiku wchodzi Red Jack, znów żądając na kredyt butelkę „brandy”. Stefana akurat nie ma. Pan Seweryn odmawia, domagając się uregulowania zaciągniętego długu. Red Jack wychodzi szybkim krokiem, a to zły znak, bo zwykle chodzi ospale, więc Pan Seweryn sprawdza zardzewiałą krócicę na ścianie, choć wie, że nie da się jej użyć. Red Jack wraca z dwoma kompanami, widząc w tym momencie Pana Seweryna zawieszającego na powrót krócicę na ścianie. Powiesił i natychmiast sięgnął po „boksera”, instrument składający się z gałki żelaznej, osadzonej na elastycznym krótkim trzonku, a zdatnym do łamania kości. Uśmiech zniknął z twarzy Red Jack’a . „Wiem, kim jesteś, rusz się tylko naprzód, to ci roztrzaskam mózgownicę!” Wyszli. Pan Seweryn odetchnął. Ale zagrożenie zostało, bo mogli wrócić w większej kompanii. Na szczęście, niezadługo pojawiło się obok więcej namiotów, w tym jeden „polski” z Antonim Bi. i Aleksandrem Br. Pan Seweryn nie podaje nazwisk swych ziomków ze względu na bezpieczeństwo ich rodzin, pozostających w okupowanym kraju. Można się domyślać, że i tu działali różni agenci, jak onegdaj w Marsylii, gdzie zawitał Józef Korzeniowski, wtedy jeszcze poddany cara.

Na terenie, gdzie rozłożony był sklepik Pana Seweryna zrobiło się przyjemniej i bezpieczniej, a przyjaciele, których pozyskał, niektórzy świetnie edukowani, uprzyjemnili mu – jak wspomina - ostatnie miesiące przed powrotem do kraju. „Pewnie w żadnym kącie Australii nie bawiono się tak dobrze jak w naszym sklepie”- pisze.
Mimo wszystko czas wlókł się, a on liczył już każdy dzień, który zbliżał go do kraju. Przyszedł dzień rozstania z kumplami doli i niedoli, i okazało się, że nie brak było przyjaciół, którzy chcieli go pożegnać, a także niespodziewanych propozycji.  Żegnał go stary przyjaciel,  Niemiec Wilhelm Gayer, oferując mu pracę rolnika i domek na farmie, a stary, bogaty Anglik Chrystian, który z Wilhelmem nieraz popijał, a decyzję powrotu uważał za głupią, proponował mu teraz by z nim zamieszkał...i że będzie mu wygodnie, i nawet pagórek już znalazł, gdzie go może pochować, i że tam mogą sobie razem leżeć. Rozbawiony propozycją Pan Seweryn odrzekł: „Prawda, że to bardzo piękne i zachęcające rzeczy i najmocniej dziękuję ci za przyjemne twoje towarzystwo na ziemi i pod ziemią, jak i za pagórek, ale nie chciałbym w nim spoczywać za wszystkie skarby w Australii, już ja bym wolał, żeby moje kości złożone zostały w rodzinnej ziemi”. Stephen nawet specjalnie przyjechał z Melbourne i wszyscy żegnali go serdecznie, a ukoronowaniem było spotkanie niedzielne. Przyszli też Anglicy i Chorwaci, a szkoccy górale pojawili się w swoich strojach. George Guthol, dawny znajomy, który po kryjomu przed małżonką często wychylał kielicha na kredyt w sklepiku Pana Seweryna, jeszcze wieczorem przyleciał do niego z upominkiem, kawałkiem kwarcu przerośniętego złotem. „Masz schowaj na pamiątkę! Nie mogłem ci wcześniej przynieść […] bo żona przy sobie nosiła klucze od skrzyni. Jak przyjdzie i porachuje specymeny, to będzie skakać, ale wszystko jedno, schowaj go. „Dziękuję ci mój George, nie zapomnę o tobie i bez specymena, włóż go nazad do skrzyni, boby się żona gniewała a wiesz, „że mężczyzna żyje po to, by dogadzać kobiecie”sam to mówiłeś”. Na co George wesoło: „Już ja wolę dogodzić jej innym sposobem, a specymena nie wezmę na powrót!”

Poszukiwacze złota
Nazajutrz, naszemu bohaterowi różne myśli przychodziły do głowy. Trudno było uwierzyć, że opuszcza to miejsce na zawsze. Krainę, gdzie było tyle szczęścia i nieszczęścia, problemów, zmartwień i wykańczającej pracy, jeszcze nie wierzył, że ma opuścić te lasy odwieczne i ich mieszkańców oraz kumpli, z którymi dzielił lata ciężkiej harówki i nieludzkich warunków. Ale decyzja o powrocie do rodzinnego kraju była niepodważalna. Ziomkowie Pana Seweryna tego dnia nie poszli do pracy i towarzyszyli mu w wędrówce do Maryborough. Żegnali się nie po angielsku, a wylewnie i serdecznie ze łzami w oczach. A najbardziej ciężko mu było żegnać Stacha, który nie mógł odbyć z nim tej podróży. Być może na nią jeszcze nie zarobił? Powóz zabrał Pana Seweryna, zostawiając za sobą chmurę kurzu, w której powoli znikali przyjaciele. Długa była wędrówka do Melbourne, choć konie gnały jak szalone, taj jakby zrównywały się z sercem, które chciałoby być już jak najszybciej u celu. Pan Seweryn nie poznawał już miejsc, w których szukał złota, miasto się rozrosło, nawet cmentarz zamienił się w dużą ulicę z domami po obu stronach i dobrze utrzymanymi ogródkami. Wpołowie lat 50-tych 40% światowego złota było produkowane w Australii. Mimo jego eksportu do Londynu, złoto pomagało także w rozwoju kraju, widać to było na każdym kroku. I w Maryborough, Ballarat, Bendigo i Melbourne, do którego pokryci pyłem wreszcie dotarli, by stąd, zacząć podróż do rodzinnych stron.
cdn.
Andrzej Siedlecki
_______________________
Na podstawie pamiętnika S. Korzelińskiego „Opis podróży do Australii i pobytu tamże od r. 1852-1856” t. I,     t. 2, PIW, Warszawa1954.Pierwszewydanie:„Czas”,Kraków1858                                                                                                                                                                                                                       
Ryciny pochodzą ze zbiorów State Library of Victoria
Więcej zdjęć w galerii na stronie: www.andrzejsiedlecki.pl

Spotkanie swiąteczne w Canberze - zaproszenie

środa, 7 grudnia 2011

Google otwiera swój pierwszy sklep w Melbourne

Szefostwo koncernu Google uznało, że ich firma nie może być gorsza od Apple czy Microsoftu i także postanowiła uruchomić swój własny sklep. Pierwszy tego typu lokal został otwarty w Melbourne.
Androidland, taką nosi nazwę nowy sklep, wystrojem i kolorystyką nawiązuje naturalnie do systemu Android, a jego styl bardziej przypomina dziecięcy plac zabaw niż, niż miejsce, w którym można zakupić najnowsze gadżety elektroniczne. Ale może to dobrze, bo konsument poczuje się w nim swojsko, w przeciwieństwie do lokali konkurencji, gdzie może czuć się nieco wyobcowany.

Więcej: Technowinki