polish internet magazine in australia

NEWS: POLSKA: Trybunał Konstytucyjny orzekł, że Polska nie musi wdrażać Zielonego Ładu. Trybunał Konstytucyjny zajął się kwestią wpływu Unii Europejskiej na polską politykę energetyczną. Wniosek w tej sprawie złożyła do TK grupa stu posłów. * * * AUSTRALIA: Partia Liberalna i Partia Narodowa rozstały się po tym, jak lider Partii Narodowej David Littleproud ogłosił, że partia po raz pierwszy od 38 lat odchodzi od umowy koalicyjnej. Lliderzy obu partii obwiniają się za niepowodzenie w zawarciu nowego porozumienia partnerskiego po niedawnej porażce koalicji w wyborach, w których Partia Pracy odniosła miażdżące zwycięstwo, a lider Partii Liberalnej Peter Dutton został usunięty ze swojego miejsca w parlamencie. Partia Narodowa będzie zasiadać w nowym parlamencie niezależnie. W najbliższych dniach liberałowie powołają nowe ministerstwo cieni Ostatni rozłam nastąpił w 1987 r., gdy premier Queensland National Party Joh Bjelke-Petersen prowadził kampanię na premiera. * * * SWIAT: Izrael przeprowadzadził w piątek rano atak na Iran. Do ataku doszło na kilka dni przed szóstą rundą negocjacji nuklearnych między Teheranem a Waszyngtonem. Iran zapowiada odwet.
POLONIA INFO:

środa, 15 sierpnia 2012

Olimpijskie obrachunki i porachunki

Znicz zgasł, dys­ku­sja dopiero roz­go­rzała. Dla lon­dyń­skich Igrzysk nasze oceny to sprawa dru­go­rzędna. Bo na pla­nie pierw­szym była wspa­niała, barwna rywa­li­za­cja spor­towa, ory­gi­nal­nie opra­wiona, z dzie­siąt­kami bohaterów.
O tym przyj­dzie jed­nak pisać przy kolej­nej oka­zji. Podob­nie jak o wadach współ­cze­snej olim­pij­skiej filo­zo­fii, wedle któ­rej np. w kolar­stwie, koszy­kówce, teni­sie mogą star­to­wać rze­czy­wi­ście naj­lepsi na świe­cie, a boks czy piłka kopana są wyda­rze­niami pery­fe­ryj­nymi. I wedle któ­rej włą­cza­nie oraz wyłą­cza­nie spor­tów z pro­gramu odbywa się tro­chę na zasa­dzie taso­wa­nia kart.
To wszystko fak­tycz­nie plan pierw­szy, lecz dla nas teraz pierw­szym jest wła­sny rachu­nek zysków i strat. Medali 10; 2plus 2 plus 6 – wg. kolo­rów i war­to­ści. Miej­sce w tabeli szo­ku­jąco odle­głe. Dla bar­dziej zado­wo­lo­nych– na koniec 3 dzie­siątki, dla zwo­len­ni­ków tonu kry­tycz­nego – na otwar­cie czwar­tej. Bo 30–31 wespół z repre­zen­ta­cją Azer­bej­dżanu. Na 204 repre­zen­ta­cje pań­stwowe. Dla jed­nych recen­zen­tów jest to tylko powtórka z poprzed­nich igrzysk, dla innych porażka, co się zowie; taka, jakiej od pół wieku sport nie zaznał.

Nie myślę dys­ku­to­wać w kate­go­riach suchej sta­ty­styki. Takie inter­pre­ta­cje ranią ducha sportu, choć niby są jego wierną foto­gra­fią. Ale tylko – niby… Bo np. dla mnie złoto Toma­sza Majew­skiego jest warte dwóch zło­tych medali, jako że powtó­rzone w obro­nie tytułu, a to sztuka arcy­trudna. Złoto cię­ża­rowca Adriana Zie­liń­skiego – podob­nie, bo osią­gnięte w ataku „z dru­giego frontu”, nie­spo­dzia­nie; sre­bro pani Bogac­kiej – dla mnie – jak złoto, bo na star­cie i nie­jako wyśnione w zło­tym śnie; sre­bro Anity Wło­dar­czyk – też jak naj­wyż­sze miej­sce na podium, bo uzy­skane w kontr­ataku na fini­szu… I tak dalej.
Co medal – to czło­wiek, a co czło­wiek – to kawa­łek histo­rii sportu oraz obra­zek jakby z innej bajki. Bądźmy mądrze sprawiedliwi.
Fakt – balon ocze­ki­wań napom­po­wano nad­mier­nie. Aspi­ra­cje wmó­wiono naro­dowi ponad zdrowy roz­są­dek. Repre­zen­ta­cję roz­dęto bez­sen­sow­nie. I jest – co jest. Obra­chunki ple­cione z pora­chun­kami. Co ana­li­zie dotych­czas głębi nie przy­daje, a odpo­wie­dzi na pyta­nia nie nie­sie. Począw­szy od tego: dla­czego w nor­mal­nym na dla sportu bilan­sie rado­ści i łez zawodu – ta druga szala była tak obcią­żona. „Nie wiem, jak to się stało…; czuję się winny, winna… itd.” Prze­grana bywa czymś przy­krym, lecz nor­mal­nym, ale spor­tow­cowi są opie­ku­no­wie winni pomoc w odpo­wie­dzi na pyta­nie: dla­czego, i – gdzie błąd. Takich odpo­wie­dzi mi bra­kuje… Tylko mnie? W pierw­szym rzę­dzie tym, któ­rych wysta­wiono do zadań, któ­rych pod­jąć nie mogli.
Cze­kam też na upo­wszech­nie­nie innych poglą­dów, które dziś gło­szę i  opa­truję zna­kiem zapytania.
1. Jeśli sfor­mo­wano tak wielką repre­zen­ta­cję, to - jaka była pod­stawa wyboru? Poza mini­mami i w paru przy­pad­kach uzna­niem dla mistrza pechowo dotknię­tego kon­tu­zją na dro­dze przy­go­to­wań? Ocenę goto­wo­ści okre­śla prze­cież nie „biu­ro­kra­cja”, lecz wie­dza o sta­nie spraw dnia! I nie siła związ­ko­wych słów o szan­sach, lecz moc zim­nych fak­tów dnia. Prze­pra­szam, kto to oce­niał, kto ste­ro­wał, pro­gra­mo­wał kon­tro­lo­wał, i jak się owe kon­trole odby­wały? Był jakiś sztab olim­pij­ski, jak drze­wiej, organ robo­czy, upier­dli­wie docie­kliwy, pra­cu­jący nie raz w tygo­dniu, lecz codzien­nie? Kto kon­kret­nie fir­mo­wał te dzia­ła­nia? PKOl? Nie, on współ­działa – akre­dy­tuje, ubiera, trans­por­tuje, odbiera przy­rze­cze­nia. Mini­ster­stwo? Niby tak. Finan­suje przy­go­to­wa­nia, a wia­domo – kto płaci, odpo­wiada. Urzę­dowo, przed podat­ni­kiem także. Związki spor­towe, na które dziś inni psio­czą? Tak! Z tym, że one wyko­nują „zada­nia zle­cone” – nie są bytem poza wpły­wem, kon­trolą i oceną. Są lep­sze, gor­sze, w kry­zy­sie, nowo­cze­sne i archa­iczne, ale…
Czyli – kto, jak, dla­czego? Pod­py­ta­nia: Jaki jest stan facho­wych kom­pe­ten­cji owego organu, o któ­rym piszę, że nie wiem, czy ist­niał i kie­ro­wał? Jak zdał egza­min z wie­dzy o przed­olim­pij­skiej sytu­acji w spo­rcie świa­to­wym? Kto wymy­ślił taki pro­gram przy­go­to­wań i dla­czego nie wpro­wa­dzał korekt? Cytuję: „Mini­ster­stwo tylko w tym roku wydało na sport wyczy­nowy 120 mln zł, z czego więk­szość poszła do indy­wi­du­al­nych pro­gra­mów i ście­żek spor­tow­ców w „Klu­bie Lon­dyn”. Medale zdo­było jed­nak led­wie osiem ze 107 osób finan­so­wa­nych w ten spo­sób i obec­nych w Lon­dy­nie, a ponad 40 innych w ogóle nie zakwa­li­fi­ko­wało się na igrzy­ska. Ponad połowa zajęła miej­sca poza pierw­szą ósemką. Meda­li­ści Bogacka i Bonk nie byli w ogóle w żad­nym pro­gra­mie.” Czyli – nie tylko suma wydat­ków, jak suge­rują nie­któ­rzy, lecz ich celowość…
2. Czy lon­dyń­skiej „sumy olim­pij­skiej” nie uznać wresz­cie za wier­niej­sze odbi­cie stanu naszego sportu niż np. jej wie­lo­krot­ność, jeśli mia­łaby być dziec­kiem sztucz­nego poczę­cia? Jaki wygląda teraz owa pira­mida – od sportu szkol­nego, obo­wiąz­ko­wego wf w pod­sta­wie, przez „mun­du­rowy”, aka­de­micki, junior­ski i senior­ski w swej począt­ko­wej fazie? „Orliki”? OK, pięk­nie, ale same z sie­bie sportu nie zbu­dują. Są, czy padły Uczniow­skie Kluby Spor­towe, „dziecko” śp. Ste­fana Pasz­czyka i w pew­nej mie­rze też posła Zbyszka Pacelta? Ile godzin wf ( i jakiej jako­ści) dla mło­dego rodaka? Sek­cje junior­skie w klu­bach – jest, ile było? Zawsze było za mało, podej­rze­wam, że teraz jest… zresztą niech sam ruch spor­towy pora­chuje… Prze­pra­szam, ale coś mi się wydaje, że w ogóle lon­dyń­ska repre­zen­ta­cja mogła się mieć do ogól­nego stanu naszego sportu AD 2012, jak sta­diony, które wybu­do­wa­li­śmy na EURO 2012 do spor­to­wej war­to­ści PZPN-owskiej piłki….
Cze­kam na głos pole­miczny władz wobec takiej reflek­sji, bądź na jej twór­cze wresz­cie roz­wi­nię­cie… O Igrzy­skach będzie jesz­cze długo oraz namięt­nie. Także ja nie myślę pióra zawie­szać na kołku. W końcu coś takiego zda­rza się raz na cztery lata i ma tyle warstw, że… głowa mała.

Andrzej Lewandowski
Studio Opinii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy