polish internet magazine in australia

NEWS: POLSKA: Trybunał Konstytucyjny orzekł, że Polska nie musi wdrażać Zielonego Ładu. Trybunał Konstytucyjny zajął się kwestią wpływu Unii Europejskiej na polską politykę energetyczną. Wniosek w tej sprawie złożyła do TK grupa stu posłów. * * * AUSTRALIA: Partia Liberalna i Partia Narodowa rozstały się po tym, jak lider Partii Narodowej David Littleproud ogłosił, że partia po raz pierwszy od 38 lat odchodzi od umowy koalicyjnej. Lliderzy obu partii obwiniają się za niepowodzenie w zawarciu nowego porozumienia partnerskiego po niedawnej porażce koalicji w wyborach, w których Partia Pracy odniosła miażdżące zwycięstwo, a lider Partii Liberalnej Peter Dutton został usunięty ze swojego miejsca w parlamencie. Partia Narodowa będzie zasiadać w nowym parlamencie niezależnie. W najbliższych dniach liberałowie powołają nowe ministerstwo cieni Ostatni rozłam nastąpił w 1987 r., gdy premier Queensland National Party Joh Bjelke-Petersen prowadził kampanię na premiera. * * * SWIAT: Izrael przeprowadzadził w piątek rano atak na Iran. Do ataku doszło na kilka dni przed szóstą rundą negocjacji nuklearnych między Teheranem a Waszyngtonem. Iran zapowiada odwet.
POLONIA INFO:

niedziela, 21 czerwca 2020

Ryszard Opara: AMEN - Niesamowite Chiny (2)

Współczesna panorama centrum Sanghaju. Fot. Wikipedia 
Chiny - najbardziej odmienny i niezrozumiały dla naszej cywilizacji, kraj świata! Przyszłe, największe mocarstwo naszego globu. Jeżeli nie znajdziemy sensownego kompromisu na przyszłość, zgodnie z słowami Nostradamusa - "Żółta rasa - zaleje Świat".

AMEN – Biografia Naukowa Ryszarda Opary. Odcinek 67

Chiny inne i niesamowite: część 2


Wracając do mojej pierwszej wizyty w Sanghaju w 1988 roku. 
Zatrzymałem się wtedy w Hiltonie, który był ogromny i imponujący ale niemal pusty. Pamiętam, że po wycieczce zwiedzania miasta, byłem dość głodny. Poszedłem więc do restauracji, która była olbrzymia - chyba kilkaset stolików ale też...całkowicie pusta - i to w porze obiadowej. Siedziałem tylko ja z kierowcą. Potem jeszcze jeden stolik był zajęty. Zamówiłem coś do zjedzenia z bogatej listy manu - dla siebie i kierowcy.


Próbowałem go przekonać aby zdjął czapkę przy jedzeniu ale jakoś bezskutecznie. Rozmowa nie bardzo nam się kleiła; kierowca nie znał angielskiego (ani ja chińskiego), no a na migi, trudno było się dogadać – szczególnie przy jedzeniu. W pewnym momencie poszedłem... tak trochę z nudów, rozprostowania kości a może na przerwę - dla rozrywki... do WC. Tak aby spojrzeć na siebie, poprawić sobie makijaż.

Tam, ku mojemu zaskoczeniu było wokół mnóstwo ludzi. Pomyślałem: Czy to Personel, Obsługa? Tylko nie widziałem dla kogo. Podszedłem więc do pisuaru aby tam... coś niecoś zrobić. Ale jeden Chińczyk stanął z mojej lewej, drugi z prawej strony. A trzeci za mną tak, jakby chcieli sprawdzać co ja będę robił... Przede mną nie było nikogo tylko białe naczynie... ale i tak, z tych powodów, jakoś miałem trudności, rozpoczęcia własnej funkcji fizjologicznej.
Zdecydowałem więc pójść do kabiny, choć tam, też musiałem się z personelem, dość mocno mocować... aby zamknąć drzwi. Udało się. Myślałem, że wreszcie, w samotności, spokojnie mogę zacząć... Ale kiedy spojrzałem w górę, nade mną stało paru Chińczyków. Patrzyli z uśmiechem na moje ablucje. Nie mogłem więc nigdzie znaleźć... luksusu samotności... Było to dla mnie śmieszne i niezrozumiałe.

Ale cóż dłużej nie mogłem czekać. W końcu, po szczęśliwym zakończeniu swojej fizjologii, podszedłem do zlewu aby umyć ręce. Oni wszyscy za mną Jeden z personelu odkręcił kran, drugi podał mydło, trzeci czekał z ręcznikiem. Wszyscy kłaniali się nisko. Przy wyjściu, tak odruchowo...dałem im 5 dolarów (HKD) napiwku, choć...nie bardzo było za co.

Moje zabawne przeżycia WC, pamiętam do dziś. Zwłaszcza wyraz twarzy paru facetów wyglądających z kibla, błagających mnie oczami do powrotu - do nich...w nadziei, może jeszcze raz, mi się zachce... Przecież oni, tam bardzo się nudzili, nie mieli co robić, no i...wyczekiwali też na rzadkich gości z kasą.

Jedzenie w restauracji było dobre, choć byłem trochę rozczarowany nieobecnością tłumaczki, która wymówiła się jakimiś ważnymi sprawami. Młoda, śliczna Chinka, mówiła słabo - ale jednak trochę po angielsku. Miałem nadzieję na konwersację, myślałem, że może czegoś jej nauczę... Poza tym lubię rozmawiać z uroczymi kobietami, nawet jeżeli one nie potrafią się posługiwać językiem. Taka zabawna dygresja wpadła mi do głowy, podczas milczącego obiadu z kierowcą w czapce.

Ale tego wieczoru czekała na mnie niespodzianka. Kiedy wróciłem do pokoju, ku mojemu zdumieniu, ona, ta młoda dziewczyna, niby tłumaczka leżała... w moim łóżku. Czekała... tylko nie wiadomo na co. Zapytałem może dość szorstko, zdziwiony: „Co Pani tu robi i skąd Pani wzięła klucze”. Nie odpowiedziała nic. Szybko się ubrała i wyszła bez słowa. A następnego ranka czekała na mnie w recepcji, bez żenady. Udawała, jakby wogóle... nic się nie stało. Nie mogłem tego pojąć. Jakby, to nie ona leżała w moim pokoju. Przez chwile nawet pomyślałem: „ A może to nie była ona – bo one, młode Chinki są przecież do siebie, tak bardzo podobne”...  Ale ja, zawsze miałem znakomity dar obserwacji – jako lekarz. Wiem, to z pewnością była ona...

Wizyta w fabryce była bardzo interesująca. Zaczęło się od bardzo uprzejmej, kordialnej wymiany wizytówek, co jest w Chinach sztuką samą w sobie. I czego uczono mnie tuż przed wyjazdem. Ale o tem - potem. Dyrektor w otoczeniu personelu, przez 2 godziny wyjaśniał czym się zajmują. Pokazywał rozmaite zdjęcia własnych produktów, poprzez rzutnik, tłumaczył i opisywał. Niewiele z tego rozumiałem, (z powodu mojej tłumaczki), tymbardziej, że napisy były po chińsku, udawałem jednakże kiwając głową w aprobacie, że jestem „very impressed”, czyli bardzo pod wrażeniem.

Co chwilę podnosiłem brwi, potakując... z podziwem i zdumieniem. Takiego też „chińskiego savoir vivru”, nauczyli mnie znawcy przedmiotu przed wyjazdem. To podstawa negocjacji oraz robienia biznesu – właściwy i stosowany sposób rozmowy w Chinach.

Cała firma jak się okazało zatrudniała...ponad 500 tysięcy ludzi. W kilku zakładach. Nie do wiary. Ja zademonstrowałem wózek inwalidzki, który sam bez problemu złożyłem, chociaż niestety miałem problemy, z opisem spraw technicznych. Zresztą nieważne, oni i tak nic nie rozumieli, oprócz rysunków. Spotkanie zakończyło się bardzo tradycyjnym poczęstunkiem rozmaitych herbat oraz ciastkami; a na koniec kordialnym uściskiem dłoni i obietnicą dalszej owocowej współpracy.

Byliśmy w głównej fabryce, razem z Robertem Bossardem jeszcze 2 razy. Wszystko i zawsze odbywało się niemal tak samo: Kordialne rozmowy, odpowiedzi na pytania; wyjaśniania, rysunki. Potem lunch, herbata, kordialne rozmowy na pożegnanie, podczas którego uzgadnialiśmy następne spotkanie. Ale nic...niewiele o interesach. Podobno, jak mnie pouczano, ja nie powinienem pierwszy wogóle takich rozmów zaczynać, dopiero kiedy oni sami to zrobią – bo to jak rozumiałem znak ich zainteresowania. Inaczej tylko mogą się obrazić.

Tak czy inaczej, ostatecznie nic z naszych rozmów nie wyszło, choć Chińczycy produkują ponoć do dziś, z dużymi sukcesami i powodzeniem wózki o bardzo podobnej; nawet identycznej konstrukcji. Dr. Robert Bossard miał też przez wiele lat potem, do mnie pretensje, że...to niby ja - pozwoliłem im na to. Czasem nawet pytał mnie złośliwie...jaką mam prowizję na produkcji wózków inwalidzkich, jego inwencji, które są robione w Chinach, sprzedawane na cały świat...  Ale sam, nic nie zrobił; jakoś nigdy się nie kwapił - wystąpić z pozwem czy też roszczeniem do Sądu, przeciwko dużej korporacji, która oczywiście skopiowała - jego pomysły, dla własnej produkcji.

Takie też są Chiny... i właśnie używając takich sposobów Chiny rozpoczęły swoją "rewolucję przemysłową" - po zakończeniu "rewolucji kulturalnej" - ery Mao Tse Tunga. Ten proces trwa - jest nie do zatrzymania.

Tak czy inaczej: Patrząc na wspólczesne Chiny z perspektywy 30 lat – to najbardziej odmienny od innych oraz niezrozumiały dla mnie, zapewne dla naszej cywilizacji, kraj świata!  Jednocześnie to przyszłe, największe mocarstwo naszego globu. 
Procesu dominacji Chin w najbliższej przyszłości, nie da się już chyba - w żaden sposób zatrzymać. Można to zrobić jedynie poprzez konflikt zbrojny - kolejną wojnę światową.
Analizując realne możliwości i formy tego konfliktu - jedno jest pewne. To byłaby totalna światowa katastrofa. 

Myśląc o przyszłości naszej cywilizacji; interesach czy współpracy z Chińczykami, należy nie tylko się nauczyć ich „kultury i sztuki” czy też zachowania ideologii wschodu... ale przede wszystkim zrozumieć ich mentalność - jako największgo Narodu Świata - w obecnej rzeczywistości. Jeżeli tego nie zrobimy, nie mamy żadnej szansy na sukces...ani w Polityce ani w interesach z Chinami.

Jeżeli nie znajdziemy sensownego kompromisu na najbliższą przyszłość, zgodnie z przepowiednią Nostradamusa - "Żółta rasa - zaleje Świat".



Ryszard Opara

c.d.n.

PS. Niestety, jak się dowiedziałem niedawno Robert Bossard, z powodu ciężkiej choroby nowotworowej, odszedł z tego naszego świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy