polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Prezydent Andrzej Duda poinformował, że zaprosił premiera Donalda Tuska na rozmowy w sprawie rozmieszczenia w Polsce broni jądrowej. Spotkanie ma się odbyć 1 maja. Według szefa NATO Jensa Stoltenberga Sojusz nie ma planów rozmieszczenia broni jądrowej w Polsce. * * * AUSTRALIA: Australijczycy uhonorowali podczas porannych uroczystości weteranów wojennych z okazji dorocznego Dnia Anzac. Uroczystości odbyły sie w całym kraju. Weteran II wojny światowej 98-letni John Atkinson z Port Broughton w Australii Południowej zmarł po upadku ze skutera inwalidzkiego w drodze na uroczystość Anzac Day. Atkinson zaciągnął się do wojska tak szybko, jak tylko mógł, po ukończeniu 18 lat we wrześniu 1943 roku i służył jako kierowca transportowy w RAAF na Pacyfiku podczas II wojny światowej, w tym w północnej Australii i Papui Nowej Gwinei. * * * SWIAT: Wołodymyr Zełenski podpisał nową ustawę o mobilizacji na Ukrainie. W swoim wpisie na platformie X szef ukrainskiego MSZ Kuleba rozjaśnił, że przebywanie za granicą nie zwalnia z obowiązków wobec państwa. Konsulaty Ukrainy, w tym w Polsce, od razu wstrzymały świadczenie usług dla mężczyzn w wieku 18-60 lat. * Podczas posiedzenia Rady NATO-Ukraina ministrowie zgodzili się przyspieszyć dostawy pomocy dla Kijowa, w tym systemów obrony powietrznej, powiedział sekretarz generalny Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego Stoltenberg. Tymczasem premier Węgier Viktor Orban stwierdził, że "Zachód jest bliski wysłania swoich wojsk na Ukrainę", ale mogłoby to "ściągnąć Europę w dno". - Dziś w Brukseli jest prowojenna większość, nastroje w Europie są bojowe, w polityce dominuje logika wojny, widzę przygotowania do wojny u wszystkich i wszędzie - powiedział premier Węgier.
POLONIA INFO: Kabaret Vis-à-Vis: „Wariacje na trzy babeczki z rodzynkiem” - Klub Polski w Bankstown, 21.04, godz. 15:00

czwartek, 15 września 2011

Mad Square - wystawa w Sydney

Christian Schad Autoportret, 1927 
Mało kto dziś pamięta, że od początku XX wieku do lat 30. to Niemcy nadawały kulturalny ton całemu światu. Berlin był w tym czasie tym, czym Paryż wcześniej, a Nowy Jork potem – kulturalną stolicą Zachodu. Pielgrzymkowali do niego intelektualiści i artyści z Europy i Ameryki. Przyciągała ich niespokojna, intensywna atmosfera tego miasta. Berlin ze swoimi kabaretami i otwarciem na bohemę, dawał możliwość nieskrępowanego wyrażania poglądów, eksperymentowania i życia według własnych preferencji moralnych i seksualnych.

Nawet rodzący się po I Wojnie Światowej i rosnący w siłę narodowy socjalizm nie złamał do początku lat 30. ‘wolnego ducha’ tego miasta. Dopiero kiedy naziści na dobre umocnili swoją władzę i ich poglądy stały się obowiązującą doktryną polityczną, wychwalającą mieszczańskie, rodzinne wartości i moralność – bohema na dobre opuściła Berlin.
Po dojściu Hitlera do władzy ‘nowocześni’ malarze znaleźli się na indeksie. Ich prace, uznane przez nazistów za objaw żydowsko-bolszewickiej degeneracji, były wycofywane z muzeów i galerii, konfiskowane i niszczone. Artystów zmuszano do emigracji, albo, jeśli zostali w Niemczech, traktowano jako ‘wrogów ludu’. Kilku z tych, którzy zostali zmarło w obozach koncentracyjnych.
Wśród nich był Felix Nussbaum. To właśnie tytuł jego obrazu – Mad Square – z 1931 roku (prezentowany na wystawie) stał się tytułem pokazywanej w Art Gallery of New South Wales wystawy. Obraz portretuje manifestującą grupę młodych malarzy, z Bramą Brandenburską w tle, z ich modernistycznymi, odbiegającymi od mieszczańskich wzorców, obrazami w dłoniach. Termin ‘square’ (kwadrat) nawiązuje do konstruktywizmu – prądu w sztuce – popularnego w ówczesnej Rosji i w Niemczech.


Felix Nussbaum The mad square, 1931

    Wystawa Mad Square - Modernity in German Art 1910-1937 przedstawia najważniejsze prądy w sztuce niemieckiej i prezentuje prace największych artystów tego okresu. Dowodzi jak ważnym i inspirującym ośrodkiem kulturalnym były Niemcy doby Republiki Weimarskiej (1918-1933) na początku XX wieku. Uświadamia jak olbrzymi wpływ miała sztuka niemiecka na rozwój sztuki współczesnej – malarstwa, grafiki, designu oraz architektury i filmu.

Ekspozycja umożliwia prześledzenie jak artyści niemieccy reagowali na wyzwania nowoczesności. Jak postrzegali industrializację, rozwój technologiczny, narodziny nowoczesnej metropolii oraz zmiany w trybie życia i normach obyczajowych.

Podkreślić należy, że modernizm w wydaniu niemieckim jest szczególnie odważny. Poruszane tematy są nieprzyjemne i portretowane w odpychający, skrajnie drastyczny sposób. Jednym z głównych celów artystów było bowiem piętnowanie dehumanizacji, izolacji człowieka w nowoczesnym świecie. Widzimy człowieka w świecie wrogich mu maszyn, zagubionego w labiryncie miasta, albo dręczonego przez demony współczesności. Szczególnie wyraziste są ekspresjonistyczne, brutalne wizje ludzi doświadczonych przez wojnę.

Do najciekawszych artystów pokazywanych na wystawie należą Otto Dix, Max Beckmann, Georg Grosz i Rudolf Schlichter. Ich dzieła uświadamiają jak odrażająca była wojna. Bohaterowie ich obrazów i grafik są spotworniali, okaleczeni fizycznie i poturbowani emocjonalnie. Budzą strach, odrazę, ale przede wszystkim współczucie. Malarze ukazują społeczeństwo wynaturzone przez wojnę i nieludzki kapitalizm. Portretowany przez nich świat jest drapieżny, krzykliwy, zamieszkały przez bezdusznych bogaczy, dziwki – syfilityczki i kaleki w wojskowych uniformach. Ta rzeczywistość niepokoi i przeraża swoją aktualnością.

Na uwagę zasługują również sale poświęcone architektonicznym osiągnięciom Bauhausu oraz kinematografii tego okresu. W sali, której tematem jest  UFA – wytwórnia filmów niemieckich, gdzie zaczynały późniejsze gwiazdy Hoolywoodu – mamy okazję obejrzeć między innymi oryginalne plakaty do kultowego dziś, ekspresjonistycznego filmu Metropolis w reżyserii Fritza Langa (zwiedzający mający dużo czasu mogą obejrzeć cały film w niewielkiej salce projekcyjnej). Plakaty te wciąż są atrakcyjne graficznie, zdecydowanie nie uległy próbie czasu. Warto przypomnieć, że kadry z Metropolis zostały użyłe przez zespół Queen w futurystycznym wideoklipie do piosenki Radio Ga Ga.
 
Interesujące są również zdjęcia pokazywane na wystawie autorstwa Augusta Sandera przedstawiające ‘normalne’ typy ludzkie tamtego czasu. Wśród nich uwagę zwraca siedząca sekretarka z papierosem –  nowocześnie ubrana, krótko obcięta, wyemancypowana młoda brunetka o melancholijnym, nieco zagubionym spojrzeniu.

W pamięci zapadają także portrety namalowane przez malarzy reprezentujących kierunek w sztuce niemieckiej tego okresu nazywany Nową Rzeczowością. Niektóre z nich stylizowne są na renesansowe obrazy z uporządkowanym krajobrazem widocznym przez okno w tle (nurt obecny różnież w sztuce polskiej tamtych lat, o czym można się przekonać zwiedzając warszawskie Muzeum Narodowe). Najbardziej rzuca się w oczy naturalistyczny autoportret artysty Christiana Schada w zielonej bluzce, spod której prześwituje jego owłosiony tors. Malarz sportretował siebie z nagą, półleżącą kobietą i żonkilem. W tle obrazu, jakby za zasłoną widoczna jest ulica z latarniami. Ikonografia obrazu wiele mówi o relacji między nimi. Izolacja obu postaci, mimo że ukazanych w jednym łózku, fakt że patrzą w różne strony oraz szrama miłosna na jej policzku (dowód podległości w półświatku) pozwalają przypuszczać, że kobieta na obrazie to kochanka, utrzymanka lub prostytutka, a ich związek oparty jest raczej na płatnym seksie, niż na głębokim uczuciu.
 
Wystawa Mad Square - Modernity in German Art 1910-1937 dowodzi, że modernizm niemiecki się nie zestarzał. Poruszana tematyka jest wciąż aktualna, a strona wizualna wydaje się być zadziwiająco współczesna i inspirująca. Pomimo tego, że prezentowane obrazy i grafiki mogą budzić skrajne emocje i zwyczajnie nie podobać się, wystawa zdecydowanie warta jest obejrzenia.

Anetta Łyżwa-Piber
Sydney Express
____________________
Wystawę można oglądać do 6 listopada 2011r. w sydnejskiej Art Gallery of NSW.
Więcej informacji: Art Gallery of NSW

Libia delenda est. Dlaczego?

Wojna w Libii wchodzi obecnie prawdopodobnie w nową fazę – działania partyzanckie. Uwaga niniejszej analizy będzie skoncentrowana nie na technice i prognozach wojskowych, lecz na prawdziwych przyczynach ekonomiczno-polityczno-ideologicznych zniszczenia Libii, o których polski czytelnik wciąż niewiele wie.

Rozpocznijmy od ekonomii.
Francuzi pod przywództwem Nicolasa Sarkozy’ego będący w awangardzie antykaddafistowskiej koalicji posiadają największe na świecie spółki wodne. Francuzi, co nie jest wielką tajemnicą mają ambicje przejąć system wielkiej sztucznej rzeki i przez następne dziesięciolecia czerpać z tego tytułu profity.
Transport rur do budowy Wielkiej Sztucznej Rzeki.
Fot.Wikimedia
Dzięki projektowi „Wielkiej Sztucznej Rzeki” Libia stała się czołowym państwem Afryki Północnej, jeśli chodzi o zapasy słodkiej wody. Realizacja idei zbudowania „ósmego cudu świata” (jak Kaddafi nazwał ów projekt) rozpoczęła się w 1980 roku. Prace nad projektem zostały w większości ukończone. Zbudowano 4000 km wodociągów dostarczających wodę z południa kraju na północ. Prócz Libii projekt miał dostarczać słodką wodę do Egiptu, Sudanu, Czadu.
W założeniu budowa miała się odbywać bez zaciągania długów w międzynarodowych instytucjach finansowych, jak Bank Światowy, czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Zrealizowanie planów zamienienia pustynnych krajobrazów Afryki Północnej w obszary zielone, bez popadania w kredytowe zależności, okazało zbyt wielkim zagrożeniem dla monopolu globalnych instytucji finansowych. Prócz tego, zdaniem wielu analityków kontrola nad zasobami słodkiej wody na obszarach jej deficytu, w sensie geostrategicznym, może być bardziej znacząca od kontroli złóż ropy naftowej.

System ekonomiczny państwa libijskiego, zbudowany na bazie swoiście rozumianego socjalizmu, wyłożonego przez Kaddafiego w „Zielonej Książce”, charakteryzował się najwyższym poziomem życia w Afryce Północnej. Warto przytoczyć tutaj niektóre informacje na temat poziomu życia Libijczyków, celem lepszego zrozumienia liczby podajemy w dolarach USA:
- PKB per capita 14 tysięcy 192 USD;
- zasiłek dla bezrobotnych 730 USD;
- wynagrodzenie pielęgniarki 1000 USD;
- za każde nowonarodzone dziecko 7 tys. USD;
- nowożeńcy otrzymywali 64 tys. USD na zakup mieszkania, na starcie indywidualna pomoc finansowa w wysokości 20 tys. USD;
- bezpłatna służba zdrowia;
- bezpłatna nauka;
- w niektórych aptekach bezpłatne lekarstwa;
- brak opłat za energie elektryczną;
- benzyna tańsza od wody – 0,14 USD za litr [1].
Cały obszar libijskiej gospodarki, częściowo znacjonalizowany, częściowo uspołeczniony, odpowiadający za „socjal” na tak wysokim poziomie, jest znakomitym kąskiem dla zachodnich banków, i koncernów. Trypolijski pejzaż, wolny od przedstawicielstw zachodnich instytucji finansowych, wydaje się przechodzić do historii.
Warto w tym miejscu przypomnieć sobie postawę włoskiego premiera Silvio Berlusconie, który w 2008 roku podpisywał z Libijczykami traktat mający „raz na zawsze” zakończyć niechlubną epokę włoskiego kolonializmu 1911/1942. W ramach włosko-libijskiej umowy Włosi mieli wypłacić Libii 5 miliardów USD w ciągu 25 lat, inwestując w infrastrukturę (drogi, linie kolejowe).
Pewną ciągłość zachodnich „interwencji” zbrojnych możemy zaobserwować również, jeśli chodzi o odchodzenie w rozliczeniach od dolara amerykańskiego. W przypadku Iraku przypomnijmy, że Saddam Husajn, jako pierwsza głowa państwa członkowskiego OPEC, zdecydował o przejściu w rozliczeniach za ropę z dolara na euro. W przypadku Libii, Kaddafi od dłuższego czasu podkreślał potrzebę stworzenia, niezależnej kontynentalnej, afrykańskiej bankowości w oparciu o złoto i w oderwaniu od międzynarodowej „finansjery”. Tego typu idee nie mogły spodobać się francuskim (i nie tylko francuskim) bankom, do dziś przecież dominującą na Czarnym Lądzie walutą jest afrykański frank francuski.
Warto również przypomnieć projekt zbudowania (głównie z budżetu libijskiego) pierwszego ogólnoafrykańskiego satelity. Odebrano by w ten sposób Zachodowi monopol na korzystanie z jego satelity i opłaty za tę usługę w wysokości 500 milionów USD rocznie.
Pozornie wszystkie działania zachodu wyglądają na nieskoordynowane i chaotyczne, a naprawdę jest to przygotowywane i realizowane etapami od prawie 20 lat. Chodzi o dominującą kontrolę nad afrykańskimi złożami, utrzymania dolara jako dominującej w handlu surowcami waluty oraz (w kontekście geopolitycznym) wyparcie z tego obszaru wpływów Rosji i Chin [2].

Casus belli przeciwko Libii nie miał li tylko ekonomicznego charakteru, o którym można naprawdę wiele pisać. Jeśli chodzi o polityczno-ideologiczne tło, to warto na moment przyjrzeć się politycznemu systemowi libijskiemu, stworzonemu przez Kaddafiego. Libijska dżamahirija (z arabskiego – „władza ludu”) stała się, pod rządami Kaddafiego, narodem, który siedmiokrotnie zwiększył liczbę swoich mieszkańców. „Trzecia Uniwersalna Teoria”, zawarta w „Zielonej Książce”, będąca w czasach zimnej wojny w opozycji do systemów bloku wschodniego i zachodniego, wyrażała ideały „demokracji bezpośredniej”, które realizowane były z powodzeniem w postaci „komitetów ludowych”. Reprezentanci komitetów zbierali się na „Powszechnym Kongresie Ludowym”, liczącym 2700 członków jednoizbowym parlamencie libijskim. Sprawność funkcjonowania tego oryginalnego systemu obnażała arogancką twarz zachodniego, „jedynie słusznego” systemu demokracji parlamentarnej i zależności partii politycznych (które w Libii były zakazane) od kapitału. Będąca w awangardzie społecznego postępu (w odróżnieniu od arabskich monarchii) była przykładem politycznym nie tylko dla Arabów, czy mas afrykańskich, ale również dla innych (głównie trzecioświatowych) narodów. W dobie kryzysu idei politycznych, po upadku realnego socjalizmu i kompromitacji neoliberalnego kapitalizmu zagrożenie „świeżą”, jeszcze nie zrealizowaną na szerszą skalę ideologia państwa libijskiego mogła zostać uznana za zbyt znaczącą.
„Zielona Książka”, w której Kaddafi zrywa z fetyszem parlamentaryzmu w stylu zachodnim, mogła w najbliższej przyszłości stać się inspiracją dla zwolenników demokracji bezpośredniej w Afryce, Ameryce Łacińskiej, czy nawet w Europie. Lansowane przez Kaddafiego, trwające 15 lat wysiłki na rzecz stworzenia politycznie zjednoczonego narodu arabskiego, napotykały na ogromne trudności. W związku z tym, nową strategią polityczną stał się dla Libii panafrykanizm. Cały szereg sukcesów przy tworzeniu „Stanów Zjednoczonych Afryki” miał być tylko etapem, po którym przyjść miała integracja z Unią Europejską na całkowicie równoprawnych zasadach. Zamysł geopolityczny takiego przedsięwzięcia jest nie do zaakceptowania dla „nowego porządku światowego”, firmowanego przez USA i NATO. Idea demokracji bezpośredniej, gdzie w sposób największy z możliwych ludzie kontrolują administracje państwową, jest nie do przyjęcia w kontekście realizowanego od czasów prezydentury Georga W. Busha słynnego projektu „Większego Bliskiego Wschodu” [3].

W sensie geopolitycznym Libia jest pomostem integrującym zjednoczoną Afrykę oraz Europę. Wizja Kaddafiego lansowała od lat dialog kultur i cywilizacji w opozycji do huntingtonowskiego „zderzenia cywilizacji”. Wiążący nadzieję na odejście tej koszmarnej doktryny wraz z odejściem ze stanowiska prezydenta USA George’a Busha nie powinni mieć złudzeń co do tego, że prezydentura Obamy w jakiś zasadniczy sposób od niej odbiega. Przyjmuje tylko bardziej „strawny”, bardziej „sympatyczny” wyraz, niż ta, firmowana twarzą „teksańskiego kowboja”.

Kornel Sawiński
WM/Geopolityka.org
_____________________

[1] http://www.evrazia.org/article.php?id=1765
[2] www.africom.mil/AboutAFRICOM.asp
[3] http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110312&typ=my&id=my03.txt

środa, 14 września 2011

Obrazy pod lupą czyli wirtualne Muzeum Narodowe w Krakowie

Pragniemy powiadomić Państwa o dostępnym od kilku miesięcy projekcie internetowego zwiedzania stałych ekspozycji Muzeum Narodowego w Krakowie – Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach, Galerii Sztuki Polskiej XX wieku oraz Galerii „Broń i Barwa w Polsce”  w Gmachu Głównym, a także Galerii „Sztuka Dawnej Polski. XII-XVIII wiek” w Pałacu Biskupa Erazma Ciołka.


Władysław Podkowiński Szał, 1894
 
 
Projekt „internetowe Muzeum Narodowe w Krakowie” („iMNK) powstał z myślą o tych wszystkich, którzy z różnych powodów pozbawieni są możliwości odwiedzenia Krakowa i obejrzenia arcydzieł malarstwa, rzeźby i rzemiosła artystycznego eksponowanych w naszych Galeriach. Dotyczy to przede wszystkim Rodaków mieszkających poza ojczyzną. „iMNK”, wykorzystując rozmaite formy prezentacji multimedialnej, pozwoli Polakom rozrzuconym po całym świecie na wirtualną obecność w naszym Muzeum, poczucie żywej łączności z życiem kulturalnym w ojczyźnie.
Zwiedzanie trzech pierwszych z wymienionych Galerii dostępne jest także w angielskiej wersji językowej. „iMNK” jest ciągle rozwijane i udoskonalane. W chwili obecnej oferuje możliwość obejrzenia sal muzealnych na ruchomych zdjęciach panoramicznych oraz poszczególnych dzieł sztuki na fotografiach dużej rozdzielczości i filmach video. Komentarze opracowane przez muzealnych kustoszy pozwalają poznać historię najstarszego Muzeum Narodowego w Polsce, założenia merytoryczne prezentowanych Galerii, zawartość ideową wydzielonych działów ekspozycji, a także treść i symbolikę poszczególnych dzieł sztuki. W kolejnym etapie „iMNK” zaopatrzone zostanie w programy edukacyjne dla szkół oraz w gry i zabawy dla dzieci. Poszerzy się także o kolejne wirtualne galerie naszego Muzeum.
Zapraszamy do odwiedzenia naszych Wirtualnych Galerii. „iMNK” dostępne jest zarówno na stronie internetowej Muzeum Narodowego w Krakowie (www.muzeum.krakow.pl), jak i pod własnymi adresami: www.imnk.pl oraz http://www.i-mnk.pl/


Wacława Milewska 
 Szef projektu „iMNK”

wtorek, 13 września 2011

Singapore - Miasto Lwa i konsumpcji (1)

 Żonka ambitnie zaplanowała wakacje. A więc z Sydney do Singapuru, Rzymu, Monte Cassino, Orvieto i Polski. Świetnie! -„Muszę Ci pokazać Singapur, nie wyobrażasz sobie, jakie to niesamowicie konsumpcyjne społeczeństwo, tylko jedzą i kupują”.
Jeśli żonka, wychowana w japońskim społeczeństwie konsumpcyjnym tak mówi, to musi być to zjawisko do potęgi! A cokolwiek spotęgowane, choć może być niebezpieczne - zawsze warto zobaczyć, bo niezwykłe. I rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić nie widząc. A więc hajda wyspę, na której jak wieść niesie,  panują surowe rządy a lud podobno ma się dobrze. Należałoby ujrzeć społeczeństwo sytych i całkowicie zadowolonych konsumentów, którym podobno nic nie brakuje a aparat państwowy pracuje jak w zegarku, co innym, znanym nam rządom nie bardzo się udaje. I dobrze by było, gdybyśmy spotkali się z „synciem”, który akurat tam przebywa w sprawach biznesowych. -Weźcie najcieńsze koszule i szorty – uprzedzał Tomek o czerwcowej pogodzie. No cóż, tropik! Żonka straszy, że przeważnie cały czas jest duszno, parno i gorąco, a Singapurczycy mówią, że jest gorąco, bardzo gorąco i najbardziej gorąco. Ale to mnie nie przeraża, by zobaczyć inny kraj konsumpcji… no i znaleźć miejsce, gdzie bywał Józef Konrad Korzeniowski, czyli Joseph Conrad. Chluba pisarska Polski i Anglii, jeden z najwybitniejszych twórców prozy marynistycznej. Patrząc na ocean przez okna samolotu przypomina mi się atmosfera portowych miast, którą autor „Lorda Jima” tak realistycznie opisywał w swych książkach. Znalezienie śladów bytności pisarza, to pomysł mojej żonki, która zawsze wyszuka w naszych podróżach jakieś „polonica”, tak że nigdy nie jedziemy bez celu.
Odrywam się od notatek, bo teraz przykuł moją uwagę ekran monitora w samolocie - niesamowity widok! Dziób samolotu wbija się w horyzont w jasną poświatę, a tu po prawej ostra czerwień zachodzącego słońca. Już wpadło za linię horyzontu i obraz się zmienia, widzę przerażająco siny kadłub samolotu wtopiony w ołowiową siność chmur. I... zanurzamy się w ciemność. Dziwne i nieprzyjemne uczucie - jakbyśmy pogrążyli się w kompletną obcość – myślę­  - w ocean kosmosu Lema, który może o nas wszystko wie. O zgrozo, żadnej tajemnicy?! Mówią, że w Singapurze o obywatelu - też wszystko się wie. Wyłączam monitor.
 Samolot opóźniony. Na zewnatrz parno. Jedziemy z lotniska taksówką do hotelu. Z powodu opóźnienia koszt podwójny, obowiązuje już nocna taryfa, ale płacimy z ochotą, bo spać się chce. Taksówkarz pyta o mój wiek, czego nie rozumiem - ale może to różnica wyglądu między mną i moją żonką, która wygląda ciągle młodo? Co on myśli? Więc ja na to: „ A ile kilometrów jest od lotniska do centrum miasta”? Nie wie! No to druga zagadka. Jak nazywają się te piękne kwiaty po prawej? Też nie wie! - no i już się nami nie interesuje. A droga czyściutka, oświetlona, dokładnie oznakowana, architektura nowoczesna. - Ciekawe, jak wygląda hotel, który żonka wybrała w starej, chińskiej dzielnicy? 

Nowoczesna architektura
                                   
     Ciągle wyburza się stare zabudowania i buduje się nowe wieżowce, dlatego też wybierając hotel chcieliśmy zobaczyć świat z przeszłości i poczuć atmosferę dawnego Singapuru. Okazało się, że była to kiedyś dzielnica rozrywkowa z czerwonymi lampionami i właśnie tu były, i stąd zamawiano najlepsze „dziewczynki”, jak z dumą opowiadała w starym filmiku „burdel mama” w Chinese Heritage Centre.
Hotel The Saff, co jest bardzo wygodne, położony jest blisko hinduskiej i muzułmańskiej dzielnicy, które chcemy odwiedzić. Wejście do hotelu przyjemne, na bujanej ławeczce siedzą, mimo późnej godziny jacyś młodzi ludzie, recepcja malutka. Zabierają od nas paszporty, żeby je w drugim pokoiku zeskanować. I już jesteśmy zarejestrowani!
Pokoik malutki i bez okna - tego właśnie chcieliśmy doświadczyć - ale jednak to dziwne poczucie… klaustrofobia. Wnętrze malowane na różowo, więc nastrój „różowy” a łazienka w kolorze ciemno - brązowym, tu i ówdzie złoconym. Chińczycy lubią złoty kolor a jeszcze bardziej złoto, które dodaje prestiżu. Stwierdzamy jednak, że okna, to „oddech na świat” i mimo „air conditioning” pompującego powietrze czujemy, że go tu nie ma.

Hotel The Saff

A jak wygląda świat za oknem, gdzie rządzi merytokracja? Gdzie wszystko podobno zależy od wykształcenia i kompetencji, a nie od rodzinnych powiązań i znajomości?
Gdzie system pochodzi od myśli Konfucjusza, że „człowiek musi mieć moralne prawo podejmować decyzje i zarządzać innymi, i ludzie w Singapurze takich polityków oczekują” [1]. Nie omylę się pisząc, że obywatele innych krajów też. Pierwszy premier Singapuru, Lee Kuan Yew powiedział: - I’m not interested in who your father or mother is, or what station in life (you’re at), what religion, what language. How do you perform? What is your character[2]? - odpowiedzi na te dwa pytania są najważniejsze! Niemniej, jego syn - choć nie od razu, bo jak mi powiedziano „dorastał” do stanowiska - objął stanowisko premiera, hm... zgodnie z zasadą nepotyzmu. Ale może rzeczywiście miał dobry charakter i kwalifikacje, a powiązanie rodzinne to pewnie nieuchronny przypadek? Singapurczycy twierdzą, że są z niego zadowoleni tym bardziej, że do pomocy ma jeszcze tatę - mentora, który od początku wspomaga syna, by trzeci premier nie zboczył z kursu obranego przez ojca.
Jeśli rzeczywiście ucieleśnia się ideę Konfucjusza a pensje urzędników są bardzo wysokie, to niewątpliwie taka sytuacja zapobiega korupcji i defraudacji, których brakiem Singapur się szczyci. Podobno nacisk na uczciwość i etyczne zachowanie jest tutaj wszędzie powszechne.  My - mając ograniczone doświadczenie - w ciągu tych kilku dni nie zauważyliśmy nic, co by wskazywało na nieuczciwe postępowanie w restauracji, taksówce czy w sklepikach. Widoczna była u ludzi jakaś skrupulatność, rzetelność i oczywistość. A wrażenie dążenia do perfekcji w kwalifikacjach - poprzez reklamowanie edukacji i nacisk na społeczeństwo, by uzyskiwać wiedzę i wykształcenie, nie wspominając ogłoszeń w gazetach - widać było nawet na stacjach metra, gdzie olbrzymie plakaty namawiają podróżnych do różnego rodzaju studiów.  

Dawna dzielnica "czerwonych lampionów".

A po studiach ciężka, nieograniczana godzinami praca. Kolega Tomka, malezyjski Chińczyk tu urodzony, projektant wnętrz, wrócił z pracy, coś tam bierze z lodówki, przekąsza, zamienia z nami kilka zdań. Zaprojektował już wiele wnętrz barów, sklepów, restauracji i często pracuje po godzinach, bo – „właściciele ciągle coś zmieniają, a ja nie mogę odmówić” - uśmiecha się i ma zamiar odejść. Kiedy odpoczywasz?  -„Właściwie odpoczywam, jak pracuję…lubię to, co robię... ale przepraszam, muszę jeszcze poduczyć się malajskiego, przyda się w pracy” - i zniknął w pokoju. Nie wystarczy, że mówi po angielsku i trzema chińskim językami! A koleżanka żonki, po wspólnej kolacji w piątek wieczorem wraca jeszcze do biura, bo – „właśnie przenosimy się do innego miejsca i coś jeszcze na jutro trzeba przygotować” - mówi. Etyka pracy - wysoka. Tych dwoje, to nie wyjątek. Ponieważ nie ma czasu na robienie posiłków w domu, a też jak twierdzą kuchnie są bardzo małe w przeciętnych mieszkaniach, to Singapurczycy jedzą w luksusowych restauracjach a przede wszystkim w wielkich centrach handlowych, gdzie niezliczona ilość małych restauracyjek i kawiarni oferuje nieprawdopodobną różnorodność potraw i deserów.
Chińska potrawa

Nawet można sobie wybrać składniki do zupy, które właśnie wybrałem, a zupa dosłownie za dwie minuty była gotowa. Ledwo ją doniosłem do stolika, przedzierając się przez tłum konsumentów. I młodych, i w średnim wieku, i starszych. Atmosfera jak w ulu.
A gdy tylko brzuch pełny można iść na zakupy, bo obok sklepy, sklepy i sklepy znanych marek z całego świata. I też w różnym wieku kupujący, kupujący i kupujący. Oprócz wielorakich „ciągów jedzeniowych” w centrach, istnieją jeszcze tańsze, jakby „home brand” jadłodajnie, zwane „Hawker Centres”, gdzie już za 5 -10 – 15 dolarów można najeść się do syta. Inspektorzy sanitarni okresowo sprawdzają takie miejsca i wystawiają oceny, które są wywieszane w widocznym miejscu. Każda mała budka, przygotowująca jedzenie w jadłodajni bardzo się stara, bo najwyższa ocena gwarantuje dobry biznes. Tomek nas zaprowadził do jeszcze innej, bardziej lokalnej jadłodajni złożonej z małych restauracyjek położonej pomiędzy przeciętnymi blokami, twierdząc że jedzenie jest tam najsmaczniejsze, bo przygotowywane „domowo przez babcie i mamusie”. I rzeczywiście, „syncio” miał rację, wszystkie dania były bardzo smaczne.
Wiekowo wyglądające babcie, zgarbione, sprzątały skrupulatnie. Żebraków nie widzieliśmy. Nikt też nie wybierał resztek ze śmietników, co niestety, z przykrością zobaczyliśmy na Nowym Świecie w Warszawie. Singapurczycy mają podobne dwie pasje: zakupy i jedzenie, w dzień i w nocy. To jakby wydaje się tutaj najważniejsze.
            Singapur, to rzeczywiście ciekawa wyspa konsumpcji, porządku i dobrobytu, z paternalistycznym rządem inteligentnie regulującym wszystkie aspekty życia.  Ale też niezagrabiającym od obywatela wszystkiego dla siebie, jak w totalitaryzmie - i jak podkreśla się w prasie i telewizji - dającym również wszystkim szanse na edukację, a więc na niezłe zarobki, czyli na lepsze życie. A to, dla spadkobierców konfucjanizmu, w przeważającej większości Chińczyków najbardziej się liczy - właśnie dostanie życie. I oczywiście, dla innych też. Więc w rozmowach z Singapurczykami zdaje się przeważać zgoda na wszystkie rządowe posunięcia i duży konformizm, bo wierzą, że rząd o nich dba. Są też świadomi, podobnie jak Japończycy, że nie mają bogactw naturalnych, więc muszą pracować i wdrażać najbardziej nowoczesne rozwiązania, budować ekonomię, a także żyć w harmonii z różnymi grupami społecznymi. Dlatego też, w telewizji pokazuje się programy edukacyjne z modelowymi rodzinami chińskimi, malajskimi lub hinduskimi, by zaznajamiać społeczność z różnicami w poszczególnych kulturach. Także po to, aby budować lepsze zrozumienie, wśród żyjących blisko obok siebie dziewięciu religii: buddyzmu, taoizmu, hinduizmu, bahaizmu, islamu, chrześcijaństwa, sikhizmu, judaizmu i zoroastrianizmu (zaratusztrianizmu). Buddyzm w odmianie chińskiej ma najwięcej wyznawców na wyspie, więc z dużym zainteresowaniem idziemy do reprezentacyjnej świątyni, która posiada nawet - ząb Buddy!

„Życie jest nagromadzeniem doświadczeń”- Shaolin

Tekst i zdjęcia

[1] http://www.yawningbread.org/arch_2010/yax-1100.htm#foot1

poniedziałek, 12 września 2011

Krakowscy naukowcy będą dokumentować losy Sybiraków w Australii

Wnętrze domu sybiraka.
 Centrum Edukacji i promocji Regionu, Szymbark
 Fot.Polimerek
Przedstawiciele Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń, które od pół roku działa w Krakowie, wyjadą w tym tygodniu do Australii, aby udokumentować losy Sybiraków tu osiadłych.
Jak poinformował PAP dyrektor centrum dr Hubert Chudzio, pięciu pracowników tej instytucji jedzie do Perth na zaproszenie Związku Sybiraków Zachodniej Australii, który obchodzi 20-lecie istnienia.
Związek zrzesza około 120 członków. Wystosowali oni prośbę, aby spisano i uratowano dla potomnych ich relacje.

Więcej: Onet.pl