polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie Tomasz Szmydt zwrócił się z prośbą o udzielenie azylu politycznego na Białorusi w związku z sprzeciwem wobec polityki polskich władz. Na portalu Telegrm napisał: Z powodu niezgody na politykę i działania władz zostałem zmuszony do opuszczenia rodzinnego kraju i obecnie przebywam na Białorusi. Byłem prześladowany i zastraszany za swoją niezależną postawę polityczną. Wyrażam swój protest władzom Polski, które pod wpływem USA i Wielkiej Brytanii prowadzą kraj do wojny. Naród Polski opowiada się za pokojem i dobrosąsiedzkimi stosunkami z Białorusią i Rosją. Dlatego jestem w Mińsku i jestem gotów powiedzieć prawdę. Tymczasem Naczelny Sąd Administracyjny podjął uchwałę o uchyleniu immunitetu sędziego Tomasza Szmydta a premier Donald Tusk poinformował, że powoła komisję do badania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce. * * * AUSTRALIA: Australijskie kobiety uzyskają lepszy dostęp do pomocy w leczeniu wyniszczających skutków endometriozy po ogłoszeniu przez rząd federalny gruntownej reformy systemu opieki zdrowotnej. W piątek rząd Albanese ogłosi inwestycję 49,1 mln dolarów na walkę z chorobą, która dotyka ponad milion osób w całym kraju. Od 1 lipca 2025 r. kobiety cierpiące na tę wyniszczającą chorobę będą mogły skorzystać z dłuższych konsultacji specjalistycznych, trwających co najmniej 45 minut, w ramach Medicare. * * * SWIAT: Rosyjskie wojska zniszczyły magazyn zachodniej broni rakietowej w pobliżu Odessy. Żołnierze jednostek grupy „Centrum” odparli w ciągu tygodnia 48 ukraińskich ataków i zlikwidowali ponad 2 360 ukraińskich żołnierzy.
POLONIA INFO: Kabaret Vis-à-Vis: „Wariacje na trzy babeczki z rodzynkiem” - Klub Polski w Ashfied, 26.05, godz. 15:00

niedziela, 21 maja 2017

Syria. Zobaczyć jak tam jest naprawdę

"Na przestrzeni wielu kilometrów są setki, tysiące
zburzonych budynków i nie ma ani jednego całego."
  - Celem rebeliantów było skłonienie chrześcijan do ucieczki z Syrii, by przekształcić ją w kraj jednolicie muzułmański. Oni jednak zapowiedzieli, że się nie dadzą. I się nie dali! - mówi po powrocie z dziennikarskiego wyjazdu do Syrii Wojciech Kempa, redaktor naczelny kwartalnika Magna Polonia w rozmowie z Agnieszką Piwar.

Agnieszka Piwar: Wróciłeś właśnie z Bliskiego Wschodu. Twojej wyprawie towarzyszyło hasło: „Miał dość propagandy medialnej – pojechał więc do Syrii zobaczyć jak tam jest.” Skąd to wcześniejsze przekonanie, że treści płynące z przekazów medialnych były propagandą? 

Wojciech Kempa: - Większość informacji, które do nas docierają, to tak naprawdę propagandowe wrzutki w rodzaju: „rosyjskie lotnictwo zbombardowało budynek cywilny” albo „od amerykańskiej rakiety zginęli cywile”. Te teksty z reguły wiele mówią o sympatiach, czy raczej antypatiach, piszących, za to niewiele o tym, co naprawdę dzieje się w Syrii. Brakuje pogłębionych analiz. Zamiast nich mamy pyskówki i przerzucanie się argumentami, przeważnie nie popartymi pogłębioną wiedzą, a wyłącznie emocjami. Do tego na miejscu niemal nie ma zagranicznych dziennikarzy, więc materiały ilustracyjne, w tym w szczególności filmowe, to w większości ustawki, zainscenizowane sceny, nagrywane nierzadko daleko od Syrii. Później różni internauci „odkrywają”, że jakiś chłopczyk szósty czy siódmy raz był „ratowany” z płonącego budynku. Wszystko to potęguje chaos informacyjny.


W jaki sposób udało Ci się przedostać to Syrii? 

- Wszelkie sprawy organizacyjne załatwiał Przemek Holocher, wydawca. Z kolei niezbędne środki finansowe udało się pozyskać dzięki zbiórce zorganizowanej na portalu zrzutka.pl. Przy okazji pragnę gorąco podziękować wszystkim darczyńcom. Bez nich wyjazd nie byłby możliwy.

Kim byli Twoi współtowarzyszenie wyprawy? 

- W Damaszku dołączyłem do grupy wolontariuszy, wśród których byli dziennikarze angielscy, jordańska dziennikarka, a także norweski bloger.

Czym się oni kierowali udając w tak niebezpieczną podróż? Czy ich zdaniem w ich krajach konflikt w Syrii przestawiano w równie zakłamany sposób jak u nas? 

- Myślę, że każdy chciał z bliska przyjrzeć się temu, co się tam dzieje, by móc wyrobić sobie swoje własne zdanie. Aczkolwiek dla niektórych była to forma politycznej demonstracji.

Czy wyjazd do Syrii spełnił Twoje oczekiwania? 

- Raczej wywołał szok. Jak już mówiłem, w tym chaosie medialnym trudno było zorientować się, co się tam tak naprawdę dzieje. Zastanawiałem się, jak duże są zniszczenia. To, co zobaczyłem, przerosło moje najczarniejsze przewidywania. W takich miastach jak Aleppo czy Homs całe dzielnice zamienione zostały w morze ruin. Na przestrzeni wielu kilometrów są setki, tysiące zburzonych budynków i nie ma ani jednego całego. Mijałem wioski starte z powierzchni ziemi. Ogrom zniszczeń przeraża. Ogrom ludzkich dramatów... A przy tym widziałem siłę przetrwania. Widziałem ludzi, którzy w tych ekstremalnych warunkach potrafią sobie radzić, starają się remontować budynki, które wyglądają tak, jakby się miały za chwilę zawalić. Ba, potrafią się cieszyć... Wrażenie wywarły na mnie pełne kościoły i siła wiary tych ludzi, którzy tam mieszkają.

Były jakieś niebezpieczne momenty, takie w których poczułeś przeszywający strach?

- Takich sytuacji nie było. Będąc jeszcze w Bejrucie, chciałem zrobić zdjęcie blokposta [punkt kontrolny – red.] i spytałem uzbrojonych w kałachy policjantów, czy mogę ich sfotografować. Ci powiedzieli, że nie, więc nie nalegałem i już chciałem odejść. Ci tymczasem mnie aresztowali. Następnie zostałem przewieziony do policyjnego aresztu i tam spędziłem siedem godzin. Ale nie czułem strachu, a jedynie złość, że tracę cenny czas (w międzyczasie odjechał autobus do Damaszku, który miałem opłacony). Wiedziałem, że prędzej czy później zjawi się ktoś z polskiej ambasady bądź konsulatu, by mnie wyciągnąć. Tak też się stało. Okazuje się jednak, że to, co dla mnie jest oczywiste, wcale takie oczywiste być nie musi. Nikogo z władz wszak o zgodę na wyjazd nie pytałem. Dla nas, Polaków, jest oczywiste, że polskie władze muszą za nami stać murem. Dla innych jednak nie jest to takie oczywiste.

Co Ciebie najbardziej przeraziło, kiedy patrzyłeś na doświadczoną okrucieństwem wojny Syrię?

- Los dzieci. Tam jest ogromna ilość dzieci, które bawią się wśród ruin. A przy tym potrafią się one naprawdę radośnie bawić...

A czy w tym całym ogromie zniszczeń i niewyobrażalnych tragedii ludzkich dostrzegłeś coś pozytywnego? 

- Tak, te pełne kościoły oraz solidarność żyjących tam ludzi, w szczególności chrześcijan, bo to wśród nich przede wszystkim przebywałem i o nich mogę się jedynie tak naprawdę wypowiadać. Rozmawiałem m.in. z dowódcą chrześcijańskiej samoobrony z dzielnicy Damaszku Bab Tuma, a także z tamtejszymi liderami społeczności chrześcijańskiej. Mówili oni, że celem rebeliantów było skłonienie chrześcijan do ucieczki z Syrii, by przekształcić ją w kraj jednolicie muzułmański. Oni jednak zapowiedzieli, że się nie dadzą. I się nie dali! Potrafili się zorganizować. Ów dowódca samoobrony, człowiek w moim wieku, a więc już niemłody, przed wojną był jubilerem, prowadził zakład i sklep jubilerski. Jednym słowem – urodzony cywil, który zapewne nigdy nie spodziewał się, że przyjdzie mu wziąć do ręki broń. Kiedy jednak w roku 2011 wybuchła rebelia, chrześcijanie zebrali się w kościele i postanowili zorganizować oddział, który dziś liczy ok. 200 ludzi. Zwrócili się oni do rządu o broń i tę broń dostali. Dodam, że podobnych oddziałów samoobrony powstało w Syrii wiele. Trzymają one straż na blokpostach, osłaniając tyły regularnej armii syryjskiej. Przywódcy społeczności chrześcijańskiej z Bab Tuma zajmują się też rozdziałem pomocy charytatywnej, która tam dociera, przy czym – jak mnie zapewniają – dzielą wszelką pomoc w taki sposób, iż połowę otrzymują chrześcijanie, a połowę muzułmanie. Nie chcą oni nikogo wykluczać ze społeczeństwa i zapewniają, że jeśli rebelianci złożą broń, to zostaną przyjęci z otwartymi ramionami.

Czego najbardziej potrzebują dziś Syryjczycy?

- Pokoju.

Czy Polacy mogliby jakoś pomóc Syrii i jej mieszkańcom?

- Z całą pewnością warto wspierać wszelkie akcje charytatywne, jako że potrzeby w tym zakresie są ogromne.

Co planujesz w najbliższym czasie? Czy poczułeś potrzebę kontynuacji swojej misji? 

- Przede wszystkim trzeba teraz poddać obróbce ten materiał filmowy, który stanowi plon mojej wyprawy. Jest tego ogrom – wiele godzin materiału filmowego. Teraz trzeba to zmontować. Czeka też mnie cała masa spotkań, w trakcie których będę prezentował filmy i opowiadał o Syrii. Pierwszy wykład zaplanowany został – nie mogłoby być inaczej – w Śląskim Centrum Kultury w Siemianowicach Śląskich. Potem wybieram się na wschodnie Mazowsze, potem na Lubelszczyznę. Terminarz mam już bardzo napięty.

Rozmawiała: Agnieszka Piwar

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy