polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy tym pokoleniem, które stanie z bronią w ręku w obronie naszego państwa — powiedział szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesław Kukuła podczas inauguracji nowego roku w Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu. General zasugerował przywrócenie powszechnego poboru ze wzgledu na kryzys demograficzny w Polsce. * Narodowy Bank Polski ma już w skarbcu 420 ton złota. To sprawia, że pod tym względem symbolicznie wyprzedziliśmy Wielką Brytanię - poinformował prezes NBP Adam Glapiński dodając, że Polska wchodzi do ekskluzywnego klubu największych posiadaczy złota na świecie. * * * AUSTRALIA: Po burzliwych negocjacjach i przesłuchaniu w Sądzie Najwyższym, wydaje się, że oba wydarzenia zaplanowane z okazji pierwszej rocznicy trwającego konfliktu izraelsko-gazowego odbędą się w Sydney. Policja Nowej Południowej Walii w ostatniej chwili osiągnęła kompromis z organizatorami propalestyńskiego wiecu zaplanowanego na niedzielę, aby umożliwić jego przeprowadzenie po wcześniejszych obawach, że obrana trasa byłaby "prowokacyjna". Czuwanie przy świecach zaplanowane na poniedziałek 7 października również się odbędzie. * * * SWIAT: Stany Zjednoczone zwiększają wsparcie powietrzne i gotowość wojsk do rozmieszczenia na Bliskim Wschodzie - powiadomił sekretarz obrony USA Lloyd Austin. Izrael od kilku dni prowadzi zmasowane naloty na Liban, podczas których zginął lider Hezbollahu. Ugrupowanie rozpoczęło już odwet i zapowiedziało, że nie zaprzestanie swoich ataków, które prowadzi w ramach "solidarności" z Hamasem. We wtorek wieczorem Iran wystrzelił salwę pocisków balistycznych na Izrael. Izraelska armia poinformowała, że zestrzeliła "dużą część" ze 180 rakiet lecących w kierunku Izraela. Iran ogłosił, że nalot był zemstą za zabicie przez Izrael lidera Hamasu Ismaila Hanijego, szefa Hezbollahu Hasana Nasrallaha i irańskiego generała Abbasa Nilforuszana.
POLONIA INFO: Polski Festiwal w Plumpton - 27.10, godz. 11:30 - 17:00

wtorek, 6 sierpnia 2024

Kolejna Hiroszima nadchodzi – chyba że teraz ją powstrzymamy

Atomic cloud over Hiroshima. Photo taken on  6.08.1945.
 Public domain
Wnikliwy artykuł nieżyjącego już Johna Pilgera na temat zagrożeń związanych z wojną nuklearną, opublikowany po raz pierwszy 8 sierpnia 2022 r.

Hiroszima i Nagasaki były aktami masowego morderstwa z premedytacją, z zastosowaniem broni o charakterze przestępczym. Zostało to usprawiedliwione kłamstwami, które stanowią podstawę amerykańskiej propagandy wojennej XXI wieku, obsadzając w roli nowego celu i wroga – Chiny.


Kiedy po raz pierwszy pojechałem do Hiroszimy w 1967 roku, cień na schodach wciąż tam był. Było to niemal idealne wrażenie człowieka spokojnego: nogi rozstawione, ugięte plecy, jedna ręka u boku, gdy siedział, czekając na otwarcie banku.

Kwadrans po ósmej rano 6 sierpnia 1945 roku ona i jego sylwetka zostały wypalone w granicie.

Wpatrywałem się w cień przez godzinę lub dłużej, a potem poszedłem w dół do rzeki, gdzie ci, którzy przeżyli, nadal mieszkali w slumsach.

Spotkałem mężczyznę o imieniu Yukio, na którego piersi wyryty był wzór koszulki, którą miał na sobie, gdy zrzucono bombę atomową.

Opisał ogromny błysk nad miastem, "niebieskawe światło, coś w rodzaju zwarcia elektrycznego", po którym wiatr powiał jak tornado i spadł deszcz. "Zostałem rzucony na ziemię i zauważyłem, że pozostały tylko łodygi moich kwiatów. Wszystko było spokojne i ciche, a kiedy wstałem, ludzie byli nadzy, nic nie mówiący. Niektórzy z nich nie mieli skóry ani włosów. Byłem pewny, że nie żyję".

Dziewięć lat później wróciłem, żeby go szukać, ale on już nie żył. Zmarł na białaczkę.

"Nie ma radioaktywności w ruinach Hiroszimy" – głosił nagłówek w New York Times z 13 września 1945 roku, klasyka sianej dezinformacji. "Generał Farrell", relacjonował William H. Lawrence, "kategorycznie zaprzeczył, jakoby [bomba atomowa] wytworzyła niebezpieczną, utrzymującą się radioaktywność".

Tylko jeden reporter, Australijczyk Wilfred Burchett, odważył się na niebezpieczną podróż do Hiroszimy bezpośrednio po zrzuceniu bomby atomowej, na przekór alianckim władzom okupacyjnym, które kontrolowały "pakiet prasowy".

"Piszę to ku przestrodze dla świata" — donosił Burchett w londyńskim Daily Express z 5 września 1945 roku. Siedząc w gruzach ze swoją maszyną do pisania Baby Hermes, opisywał oddziały szpitalne wypełnione ludźmi bez widocznych obrażeń, którzy umierali z powodu, jak to nazwał, "atomowej zarazy".

cofnięto mu za to akredytację prasową, postawiono go pod pręgierzem i oczerniono. Jego świadectwo o prawdzie nigdy nie zostało mu wybaczone.

Zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki było aktem masowego morderstwa z premedytacją, z zastosowaniem broni o charakterze przestępczym . Zostało to usprawiedliwione kłamstwami, które stanowią podstawę amerykańskiej propagandy wojennej w XXI wieku, wskazujac nowego wroga i cel – Chiny.

W ciągu 75 lat, które upłynęły od wybuchu Hiroszimy, najtrwalszym kłamstwem jest to, że bomba atomowa została zrzucona, aby zakończyć wojnę na Pacyfiku i ratować życie.

"Nawet bez ataków bombami atomowymi" – konkludował United States Strategic Bombing Survey z 1946 roku – "przewaga powietrzna nad Japonią mogłaby wywrzeć wystarczającą presję, aby doprowadzić do bezwarunkowej kapitulacji i uniknąć potrzeby inwazji". Opierając się na szczegółowym zbadaniu wszystkich faktów i poparte zeznaniami żyjących japońskich przywódców biorących udział w badaniu, ankieta dowodzi, że ... Japonia skapitulowałaby, nawet gdyby bomby atomowe nie zostały zrzucone, nawet gdyby Rosja nie przystąpiła do wojny [przeciwko Japonii] i nawet gdyby żadna inwazja nie była planowana ani rozważana".

W Archiwum Narodowym w Waszyngtonie znajdują się udokumentowane japońskie zabiegi pokojowe już w 1943 roku. Żaden z nich nie został wzięty pod uwagę. Depesza wysłana 5 maja 1945 r. przez niemieckiego ambasadora w Tokio i przechwycona przez USA jasno dawała do zrozumienia, że Japończycy byli zdesperowani, by domagać się pokoju, w tym "kapitulacji, nawet jeśli warunki byłyby twarde". Nic nie zostało zrobione.

Amerykański sekretarz wojny, Henry Stimson, powiedział prezydentowi Trumanowi, że "obawia się", że Siły Powietrzne USA zbombardują Japonię do tego stopnia, że nowa broń nie będzie w stanie "pokazać swojej siły". Stimson przyznał później, że "nie podjęto żadnych wysiłków i nie rozważano ich poważnie, aby doprowadzić do kapitulacji bez możliwości użycia bomby [atomowej]".

Koledzy Stimsona zajmujący się polityką zagraniczną – spoglądając w przyszłość na erę powojenną, którą wówczas kształtowali "our image", jak to ujął słynny planista zimnej wojny George Kennan – dali jasno do zrozumienia, że są chętni do "zmiażdżenia Rosjan bombą [atomową], którą dość ostentacyjnie głoszono n akażdym kroku". Generał Leslie Groves, dyrektor Projektu Manhattan, który stworzył bombę atomową, zeznał: "Nigdy nie miałem złudzeń, że Rosja jest naszym wrogiem i że projekt był prowadzony na tej właśnie podstawie".

Dzień po zniszczeniu Hiroszimy prezydent Harry Truman wyraził zadowolenie z "przytłaczającego sukcesu" tego "eksperymentu".

"Eksperyment" trwał jeszcze długo po zakończeniu wojny. W latach 1946-1958 Stany Zjednoczone zdetonowały 67 bomb atomowych na Wyspach Marshalla na Pacyfiku, co odpowiada zniszczeniu więcej niż jednej Hiroszimy dziennie przez 12 lat.

Konsekwencje dla ludzi i środowiska były katastrofalne. Podczas kręcenia mojego filmu dokumentalnego "Nadchodząca wojna z Chinami" wyczarterowałem mały samolot i poleciałem na atol Bikini na archipelagu Marshalla. To tutaj Stany Zjednoczone zdetonowały pierwszą na świecie bombę wodorową. Atol stał się skażonym lądem. Moje buty zarejestrowały się na liczniku Geigera  jako "niebezpieczne". Palmy stały w nieziemskich formacjach. Nie było ptaków.

Przedzierałem się przez dżunglę do bunkra, gdzie o 6.45 rano 1 marca 1954 roku wciśnięto guzik. Słońce, które wzeszło, wzeszło ponownie i wyparowało całą wyspę w lagunie, pozostawiając ogromną czarną dziurę, która z powietrza jest przerażającym spektaklem: śmiertelną pustką w miejscu piękna.

Opad radioaktywny rozprzestrzenił się szybko i "niespodziewanie". Oficjalna historia twierdzi, że "wiatr zmienił się nagle". Było to pierwsze z wielu kłamstw, jak wynika z odtajnionych dokumentów i zeznań ofiar.

Gene Curbow, meteorolog wyznaczony do monitorowania miejsca testów, powiedział:

"Wiedzieli, dokąd zmierza opad radioaktywny. Nawet w dniu strzału mieli jeszcze możliwość ewakuacji ludzi, ale [ludzie] nie zostali ewakuowani; Nie zostałem ewakuowany... Stany Zjednoczone potrzebowały kilku królików doświadczalnych, aby zbadać, jakie skutki może spowodować promieniowanie.

Podobnie jak Hiroszima, tajemnica Wysp Marshalla była wyrachowanym eksperymentem na życiu dużej liczby ludzi. Był to Projekt 4.1, który rozpoczął się jako naukowe badanie myszy i stał się eksperymentem na "istotach ludzkich narażonych na promieniowanie broni jądrowej".

Mieszkańcy Wysp Marshalla, których spotkałem w 2015 roku – podobnie jak ci, którzy przeżyli Hiroszimę, z którymi rozmawiałem w latach 60. i 70. – cierpieli na szereg nowotworów, zwykle raka tarczycy; Tysiące ludzi już zginęło. Poronienia i martwe urodzenia były częste; Te dzieci, które żyły, były często straszliwie zdeformowane.

W przeciwieństwie do Bikini, pobliski atol Rongelap nie został ewakuowany podczas testu bomby wodorowej. Bezpośrednio z wiatrem od Bikini, niebo nad Rongelap pociemniało i spadł deszcz, który początkowo wyglądał jak płatki śniegu. Żywność i woda zostały skażone. Ludność padła ofiarą nowotworów. Tak jest do dziś.

Spotkałem Nerje Joseph, która pokazała mi swoje zdjęcie z dzieciństwa na Rongelap. Miała okropne oparzenia twarzy i brakowało jej włosów.

"Kąpaliśmy się przy studni w dniu, w którym wybuchła bomba" – powiedziała. "Z nieba zaczął spadać biały pył. Sięgnęłam po proszek. Używaliśmy go jako mydła do mycia włosów. Kilka dni później zaczęły mi wypadać..."

Lemoyo Abon powiedział:

"Niektórzy z nas byli w agonii. Inni mieli biegunkę. Byliśmy przerażeni. Myśleliśmy, że to musi być koniec świata".

Oficjalny film archiwalny USA, który zamieściłem w moim filmie, odnosi się do wyspiarzy jako "uległych dzikusów". Po eksplozji przedstawiciel Amerykańskiej Agencji Energii Atomowej przechwala się, że Rongelap "jest zdecydowanie najbardziej skażonym miejscem na ziemi", dodając, że "interesujące będzie uzyskanie miary absorpcji przez ludzi, gdy ludzie żyją w skażonym środowisku".

Amerykańscy naukowcy, w tym lekarze, zbudowali wybitne kariery badając "ludzką absorpcję". Są tam na migoczącym filmie, w białych fartuchach, uważnie wpatrując się w swoje notatniki. Kiedy pewien wyspiarz zmarł jako nastolatek, jego rodzina otrzymała kartkę z wyrazami współczucia od naukowca, który go badał.

Relacjonowałem z pięciu nuklearnych "stref zero" na całym świecie – w Japonii, na Wyspach Marshalla, w Nevadzie, Polinezji i Maralinga w Australii. Jeszcze bardziej niż moje doświadczenie jako korespondenta wojennego nauczyło mnie to o bezwzględności i niemoralności wielkiego mocarstwa, to znaczy władzy imperialnej, której cynizm stal się prawdziwym wrogiem ludzkości.

Uderzyło mnie to mocno, gdy kręciłem film w Taranaki Ground Zero w Maralinga na australijskiej pustyni. W kraterze przypominającym talerz znajdował się obelisk na którym widniał napis:

 "Brytyjska broń atomowa eksplodowała tu w dniu 9 października 1957 roku". 

Na drugiej krawędzi obeliska znajdował się znak ostrzegawczy promieniowania:

OSTRZEŻENIE: ZAGROŻENIE PROMIENIOWANIEM

Poziomy promieniowania na kilkaset metrów

w okolicach tego punktu mogą być powyżej tych rozważanych

bezpieczny do stałego zatrudnienia.


Jak okiem sięgnąć, i dalej, ziemia była napromieniowana. Surowy pluton leżał wokół, rozrzucony jak talk: pluton jest tak niebezpieczny dla ludzi, że jedna trzecia miligrama daje 50 procent szans na raka.

Jedynymi ludźmi, którzy mogli widzieć ten znak, byli rdzenni Australijczycy, dla których nie było żadnego ostrzeżenia. Według oficjalnej wersji, jeśli mieli szczęście "byli przeganiani jak króliki".


Nieustające zagrożenie

Dzisiaj bezprecedensowa kampania propagandowa przegania nas wszystkich jak króliki. Nie jesteśmy zdolni do kwestionowania codziennego potoku antychińskiej retoryki, który szybko wyprzedza potok retoryki antyrosyjskiej. Wszystko, co chińskie, jest złe, przekleństwo, zagrożenie: Wuhan .... Huawei. Jakże mylące jest to, gdy mówi tak "nasz", najbardziej znienawidzony przywódca.

Obecna faza tej kampanii rozpoczęła się nie od Trumpa, ale od Baracka Obamy, który w 2011 r. przyleciał do Australii, aby ogłosić największą koncentrację sił morskich USA w regionie Azji i Pacyfiku od czasów II wojny światowej. Nagle Chiny stały się "zagrożeniem". Był to oczywiście nonsens. Tym, co było zagrożone, był niekwestionowany, psychopatyczny pogląd Ameryki na siebie jako naród najbogatszy, odnoszący największe sukcesy i najbardziej "niezbędny".

To, co nigdy nie podlegało dyskusji, to jego skuteczność jako tyrana – ponad 30 członków Organizacji Narodów Zjednoczonych cierpiało z powodu amerykańskich sankcji, a ślad krwi przepływał przez bezbronne kraje, były bombardowane, ich rządy obalane, ich wybory ingerowane, ich zasoby splądrowane.

Deklaracja Obamy stała się znana jako "zwrot ku Azji". Jednym z jego głównych orędowników była jego sekretarz stanu, Hillary Clinton, która, jak ujawniło WikiLeaks, chciała przemianować Ocean Spokojny na "Morze Amerykańskie".

Podczas gdy Clinton nigdy nie ukrywała swojego podżegania do wojny, Obama był mistrzem marketingu. "Stwierdzam jasno i z przekonaniem", powiedział nowy prezydent w 2009 roku, "że Ameryka jest zaangażowana w dążenie do pokoju i bezpieczeństwa na świecie bez broni nuklearnej".


Obama zwiększył wydatki na głowice nuklearne szybciej niż jakikolwiek prezydent amerykański od zakończenia zimnej wojny. Opracowano "użyteczną" broń jądrową. Znany jako B61 Model 12, oznacza, według generała Jamesa Cartwrighta, byłego wiceprzewodniczącego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, że "zmniejszenie jego użycia sprawia, że jest to bardziej realne".

Celem są Chiny. Obecnie ponad 400 amerykańskich baz wojskowych niemal otacza Chiny rakietami, bombowcami, okrętami wojennymi i bronią jądrową. Od Australii na północ, przez Pacyfik, po Azję Południowo-Wschodnią, Japonię i Koreę, przez Eurazję po Afganistan i Indie, bazy tworzą, jak powiedział mi jeden z amerykańskich strategów, "idealną pętlę".

Nie do pomyślenia

Badanie przeprowadzone przez RAND Corporation – która od czasów Wietnamu planowała amerykańskie wojny – nosi tytuł War with China: Thinking Through the Unmissable. Zamówione przez armię amerykańską prace autorzy przywołują niesławny slogan jej głównego stratega z czasów zimnej wojny, Hermana Kahna, – "myślenie o tym, co nie jest do pomyślenia". Książka Kahna, O wojnie termonuklearnej, opracowała plan "możliwej do wygrania" wojny nuklearnej.

Apokaliptyczny pogląd Kahna podziela sekretarz stanu Mike Pompeo, ewangeliczny fanatyk, który wierzy w "pochwycenie końca". Jest prawdopodobnie najniebezpieczniejszym żyjącym człowiekiem. "Byłem dyrektorem CIA" – przechwalał się – "kłamaliśmy, oszukiwaliśmy, kradliśmy. To było tak, jakbyśmy mieli całe kursy szkoleniowe". Obsesją Pompeo są Chiny.

Końcowa rozgrywka ekstremizmu Pompeo jest rzadko, jeśli w ogóle, omawiana w anglo-amerykańskich mediach, gdzie mity i fabrykacje na temat Chin są na porządku dziennym, podobnie jak kłamstwa na temat Iraku. Zjadliwy rasizm jest podtekstem tej propagandy. Sklasyfikowani jako "żółci", mimo że byli biali, Chińczycy są jedyną grupą etniczną, której "ustawa o wykluczeniu" zakazała wjazdu do Stanów Zjednoczonych, ponieważ byli Chińczykami. Kultura popularna określała ich mianem złowrogich, niegodnych zaufania, "podstępnych", zdeprawowanych, chorych, niemoralnych.

Australijskie czasopismo "The Bulletin" poświęciło się krzewieniu strachu przed "żółtym niebezpieczeństwem", jak gdyby cała Azja miała zamienić się siła grawitacji w kolonię zamieszkaną wyłącznie przez białych.

Jak pisze historyk Martin Powers, uznając chiński modernizm, jego świecką moralność i "wkład w myśl liberalną zagraża europejskiemu obliczu, dlatego konieczne stało się stłumienie roli Chin w debacie oświeceniowej... Przez wieki zagrożenie ze strony Chin mitem wyższości Zachodu czyniło z nich łatwy cel dla rasowych przynęt."

Na łamach "Sydney Morning Herald" niestrudzony pogromca Chin Peter Hartcher opisał tych, którzy szerzą chińskie wpływy w Australii, jako "szczury, muchy, komary i wróble". Hartcher, który przychylnie cytuje amerykańskiego demagoga Steve'a Bannona, lubi interpretować "sny" obecnej chińskiej elity, w które najwyraźniej jest wtajemniczony. Są one inspirowane tęsknotą za "Mandatem Niebios" sprzed 2000 lat. Ad nudności.

Aby zwalczyć ten "mandat", australijski rząd Scotta Morrisona zobowiązał jeden z najbezpieczniejszych krajów na świecie, którego głównym partnerem handlowym są Chiny, do wysłania amerykańskich rakiet o wartości setek miliardów dolarów, które mogą być wystrzelone w kierunku Chin.

Spływanie w dół jest już widoczne. W kraju, który historycznie naznaczony był brutalnym rasizmem wobec Azjatów, Australijczycy chińskiego pochodzenia utworzyli grupę straży obywatelskiej, aby chronić kierowców dostawczych. Nagrania z telefonu pokazują dostawcę, który został uderzony w twarz, oraz chińską parę, która została brutalnie wykorzystana w supermarkecie. Między kwietniem a czerwcem doszło do prawie 400 rasistowskich ataków na Australijczyków pochodzenia azjatyckiego.

"Nie jesteśmy waszym wrogiem", powiedział mi wysoki rangą strateg w Chinach, "ale jeśli [na Zachodzie] zdecydujecie, że jesteśmy, musimy się przygotować bez zwłoki". Arsenał Chin jest niewielki w porównaniu z amerykańskim, ale szybko rośnie, zwłaszcza rozwój morskich pocisków rakietowych przeznaczonych do niszczenia floty okrętów.

"Po raz pierwszy – napisał Grzegorz Kulacki z Union of Concerned Scientists – Chiny dyskutują o postawieniu swoich pocisków nuklearnych w stan najwyższej gotowości, tak aby mogły być szybko wystrzelone po ostrzeżeniu przed atakiem... Byłaby to znacząca i niebezpieczna zmiana w chińskiej polityce..."

W Waszyngtonie spotkałem się z Amitai Etzioni, wybitnym profesorem spraw międzynarodowych na Uniwersytecie George'a Washingtona, który napisał, że planowany jest "oślepiający atak na Chiny", "z uderzeniami, które mogą być błędnie postrzegane [przez Chińczyków] jako wyprzedzające próby usunięcia ich broni nuklearnej, co w ten sposób zapędzi ich w kozi róg i postawi ich w straszliwym dylemacie "użyj lub strać", [co] doprowadziłoby do wojny nuklearnej".

W 2019 r. Stany Zjednoczone przeprowadziły największe pojedyncze ćwiczenia wojskowe od czasów zimnej wojny, w dużej mierze w ścisłej tajemnicy. Armada okrętów i bombowców dalekiego zasięgu ćwiczyła "Koncepcję bitwy powietrzno-morskiej dla Chin" – ASB – blokując szlaki morskie w Cieśninie Malakka i odcinając Chinom dostęp do ropy, gazu i innych surowców z Bliskiego Wschodu i Afryki.

To właśnie strach przed taką blokadą skłonił Chiny do rozwinięcia Inicjatywy Pasa i Szlaku wzdłuż starego Jedwabnego Szlaku do Europy i pilnej budowy strategicznych pasów startowych na spornych rafach i wysepkach na Wyspach Spratly.

W Szanghaju spotkałem Lijię Zhang, pekińską dziennikarkę i powieściopisarkę, typową przedstawicielkę nowej klasy zdeklarowanych indywidualistów. Jej bestsellerowa książka nosi ironiczny tytuł Socjalizm jest wielki! Dorastając w chaotycznej, brutalnej rewolucji kulturalnej, podróżowała i mieszkała w Stanach Zjednoczonych i Europie. "Wielu Amerykanów wyobraża sobie", powiedziała, "że Chińczycy wiodą nędzne, stłumione życie, bez żadnej wolności. Myśl o żółtym niebezpieczeństwie nigdy ich nie opuściła... Nie mają pojęcia, że około 500 milionów ludzi zostało wyciągniętych z ubóstwa, a niektórzy twierdzą, że jest to 600 milionów.

Epickie osiągnięcia współczesnych Chin, pokonanie masowej biedy oraz duma i zadowolenie ich obywateli (mierzone kryminalnie przez amerykańskie sondaże, takie jak Pew) są na Zachodzie świadomie nieznane lub źle rozumiane. Już samo to jest komentarzem do opłakanego stanu zachodniego dziennikarstwa i porzucenia uczciwego dziennikarstwa.

Represyjna ciemna strona Chin i to, co lubimy nazywać ich "autorytaryzmem", to fasada, którą wolno nam oglądać niemal wyłącznie. To tak, jakbyśmy byli karmieni niekończącymi się opowieściami o złym super-złoczyńcy, doktorze Fu Manchu. Nadszedł czas, abyśmy zapytali dlaczego: zanim będzie za późno na powstrzymanie kolejnej Hiroszimy.

John Pilger

_______________________

John Pilger zmarł 30 grudnia 2023.  Australijsko-brytyjski dziennikarz i filmowiec mieszkający w Londynie. Strona internetowa Pilgera to: www.johnpilger.com. W 2017 roku Biblioteka Brytyjska ogłosiła utworzenie Archiwum Johna Pilgera zawierającego wszystkie jego prace napisane i sfilmowane. Brytyjski Instytut Filmowy zalicza jego film z 1979 roku "Year Zero: the Silent Death of Cambodia" do 10 najważniejszych filmów dokumentalnych XX wieku.

Global Research 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy