polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Premier Donald Tusk chce ufortyfikować granice z Białorusią i Rosją. Oświadczyl, że podjął decyzję, aby zainwestować w to 10 mld zł. * * * AUSTRALIA: Skarbnik Jim Chalmers ogłosił swój trzeci budżet zawierający szereg środków mających zaradzić kryzysowi kosztów utrzymania w Australii: Kredyt w wysokości 300 dolarów na rachunki za energię dla każdego gospodarstwa domowego, 10-procentowa podwyżka dopłat do czynszu i ograniczone ceny leków PBS. * * * SWIAT: Prezydent Iranu Ebrahim Raisi zginął w katastrofie helikoptera w rejonie przy granicy z Azerbejdżanem. Również wszyscy członkowie delegacji prezydenta Iranu, w tym minister spraw zagranicznych Hosein Amir Abdollahian, zginęli, donosi agencja prasowa Mehr. Rozbity helikopter to amerykański Bell 212, donosi Tasnim. Maszyna, w której leciał Raisi, została całkowicie spalona. Przyczyny wypadku są wciąż nieznane.19 maja Raisi i prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew spotkali się na granicy państwowej, aby wziąć udział w inauguracji nowych elektrowni wodnych.
POLONIA INFO: Kabaret Vis-à-Vis: „Wariacje na trzy babeczki z rodzynkiem” - Klub Polski w Ashfied, 26.05, godz. 15:00

czwartek, 15 grudnia 2011

Gorączka złota (6)

Seweryn Korzeliński
Przyjechawszy do Melbourne, Pan Seweryn prosi o zaniesienie swojego bagażu do – nie do uwierzenia, bo teraz taki nie istnieje, a istniał!- tak, do „Polish Hotel”! Prowadził go polski Żyd, Pan Silberberg, z którego rodziną nawiązał szybki kontakt. Kiedy pytano hotelarza o narodowość, zawsze odpowiadał: „We are Poles”. A małżonka często w rozmowie powtarzała: - „Moi panowie, wszędzie żyć można i ładne miejsca znaleźć, ale czy jest gdzie na świecie coś podobnego jak nasza Warszawa? Co dzień zanoszę modły do Boga, by mi umrzeć przynajmniej pozwolił w Polsce”. Pan Seweryn był bardzo tym wyznaniem i przywiązaniem do kraju jej urodzenia bardzo wzruszony i wzbudzało to w nim niezmierny szacunek do całej rodziny. „Poczciwym zarobkowaniem, uczynnością dla ziomków, niesioną pomocą dla potrzebujących lub biednych zupełnie, słowem, całym swoim postępowaniem zasługują oni istotnie na to, by nosić nazwisko narodu naszego. Małe wyjątki nie obalają tego zdania [...]”- pisze autor pamiętnika.

Żyd
Pan Silberberg nie tylko miał hotel, ale prowadził jeszcze dodatkowe biznesy, który pozwoliły mu na zbudowanie bogactwa i kupno hotelików na złotonośnych polach. Kupował towary z pierwszej ręki z okrętów, handlował nimi, a profit pozwolił mu na otwieranie sklepów i magazynów. Ale innym, dużym biznesem było sprzedawanie rzeszowskich (sic!) wyrobów z metalu imitującego złoto - zwanego rzeszowskim złotem! Pięknie wyłożone wyroby lśniły w skrzynkach wyklejonych aksamitem i wabiły oczy gości hotelowych. Rzeszowscy rzemieślnicy produkowali z tombaku pierścionki, łańcuszki, zegarki, broszki czy inne precjoza, wklejając do biżuterii sztuczne, kolorowe szkiełka, udające znakomicie kamienie szlachetne. Ale to przecież nie było istotne! Ważne, że wyroby „Rzeszów Gold” świeciły się, dodając ich właścicielom na spotkaniach i przyjęciach złotego blichtru. To właśnie Rzeszów, zwany ówcześnie „małym Jeruzalem”  ratował tych, którzy  nie mieli wystarczająco mamony, by błysnąć prawdziwym złotem w eleganckim towarzystwie, w którym przecież nikt nie pytał z grzeczności o prawdziwość precjozów, a jeśli nawet, to rzeszowskie wyroby i tak nieźle się przecież prezentowały. Wyroby żydowskich rzemieślników wędrowały też do Sztokholmu i Petersburga. Pan Seweryn twierdzi, że hotelowy biznes pana Silberberga byłby za mały by zbudować fortunę. Handel biżuterią był bardzo opłacalny. Pomagali mu w tym inni ziomkowie. Współpracujący z właścicielem i mieszkający w hotelu Żydzi, z którymi Pan Seweryn szybko się zaprzyjaźnił, wyruszali rano w miasto z walizeczkami, po czym wracali wieczorem, przynosząc zawsze profit. Nasz rodak wyjeżdżał, więc nie obawiali się konkurencji i nie taili przed nim zarobku. Pomogli mu też w wielu innych drobnych sprawach, dotyczących wyjazdu – wspomina w pamiętniku.
Wyroby jubilerskie
Czekając kilka tygodni na wypłynięcie z portu pocztowego okrętu „Marco Polo”, nasz rodak na znakomitym wikcie P. Silberberga przybiera na wadze i korzysta z uroków Melbourne, które miało już kilka teatrów, dostarczając spragnionym rozrywki. Odwiedza trzy teatry i szczególnie zapamiętuje występ, znanej już nie tylko w Australii Loli Montez, kurtyzany i tancerki, która przybyła z San Francisco. Właśnie w Royal Theatre tańcem o nazwie „Taniec Pająka”, Lola rozgrzewała zmysły publiczności, przeważnie składającej się z marynarzy, a w Ballarat - poszukiwaczy złota, którzy rozpaleni do czerwoności rzucali podobno kawałeczki złota na scenę. Upał w mieście był nieznośny, więc Pan Seweryn często pozostawał w hotelu, gdzie poznał bardzo ciekawą osobę, z którą toczył częste rozmowy.
Był to opasły, zarozumiały rabin z bladą twarzą, przybyły z Polski przez Istambuł, a przeznaczony dla żydowskiej społeczności w Melbourne.
Taniec Pająka
Maniery miał bardzo protekcjonalne, wszystkich uważał za głupich – „i jak Żydzi sami opowiadają –był tak uczony, że kiedy mówił, to nikt nic z tego nie rozumiał”. Przybywszy do Melbourne rabin wmówił w Żydów, że ma moc przepowiadania, gdzie znajduje się żyła złota. Wyobrażano wtedy sobie, że „dzieci Izraela przez wieki łupać będą bryły złota na wykupienie plemienia swojego z niewoli”. A więc wożono go, dogadzano mu, karmiono obficie i po wpatrywaniu się w obłoki rabin wyczytał w gwiazdach, że „matka złota” znajduje się w Bendigo. Tam też wyszukano specjalne miejsce, postawiono namiot zszyty ręcznie przez dziewicę - tak właśnie zażądał rabin – a młodą kobietę, która po raz pierwszy matką zostać miała, posadzono na krześle w środku namiotu. Rabin, śpiewając inkantacje wyjął puszkę z kieszeni i zaczął wcierać czarną, świecącą maź w rękę skupionej niemiłosiernie młodej kandydatki na mamusię. Grobowym głosem zapytał z powagą: „- Czy widzisz co na twojej dłoni? – Widzę czarną pomadę jakąś. – O to się nie pytam, ale czy widzisz osobę jaką? – Nie widzę. - Jak to?- Postąpił krok na bok, by lepiej światło padało na dłoń. – A teraz? – Widzę coś okrągłego. (Była to harbuzowata głowa mędrca.) - Czy to, co widzisz, jest kobieta czy mężczyzną? – Nie wiem. - Dobrze, wstań i odejdź. Potem zawołał: - Macie czegoście chcieli! Kopcie tu, na tym miejscu, gdzie kobieta siedziała.- A jak głęboko?- któryś nieśmiało zapytał. Groźnie spojrzał rabin na pytającego i jeszcze groźniej krzyknął: Kop!” – i wyszedł. Łopaty podnieconych ziomków zaczęły niemiłosiernie wykopywać ziemię, głęboko, głęboko, głębiej i głębiej, pot lał się z nich strumieniami, kopali przez parę tygodni - przebili glinę…i NIC! To był niestety, początek końca rabina, który uwierzył w swą nadprzyrodzoną moc. Wkrótce, miał przemówienie w bożnicy w Melbourne, na które przyjechali zamożniejsi Żydzi z Sydney i Adelajdy, i zaproszony tamże Pan Seweryn:
 – I „powstał reb rabi i jak zaczął gadać a gadać, to go nikt nie mógł zrozumieć”. Rezultat działań i przemówienia rabina był piorunujący. Wybrano innego kandydata na głównego rabina Australii.


Autor z poszukiwaczem
złota

„Ostatnie trzy tygodnie czekania minęły szybko i nadszedł dla nas dzień zaokrętowania. Dobry, stary Pan Silberberg i dwie córki towarzyszyli nam do rzeki Yarra Yarra, skąd mały parowiec dowiózł nas do liniowca „Marco Polo”.

Kiedy Pan Seweryn wypływał z portu i budynki Melbourne zaczęły maleć, nawiedziły go różne myśli. Odpływał z mieszanymi uczuciami. Opanował go smutek, że zostawia dobrych przyjaciół i kumpli, i Wisełkę, suczkę, którą darował ziomkowi, a która umilała mu nieraz gorzkie chwile i tego ostatniego dnia rwała się do niego, jak szalona […] „ale to było tylko to, żadnego innego uczucia nie miał, bo i czego miał żałować”? Ciężkiej pracy i prymitywnego życia, do jakiego został zmuszony sytuacją wygnańca, złych ludzi, których więcej poznał niż dobrych…-”Gdzież mnie może coś gorszego spotkać na świecie? Tak rozmyślając patrzałem przed siebie tam, na północ, dokąd wszystkie życzenia moje zwrócone były”. Do ojczyzny.
Po powrocie, Pan Seweryn „nie zasypia gruszek w popiele”. Jest czynny. Zabiera się do pisania pamiętników, z których wyziera postać człowieka inteligentnego, krytycznego, świadomego ówczesnej rzeczywistości, wrażliwego na niedolę innych, lojalnego, dyplomatycznego, edukowanego, sprawiedliwego, honorowego, uczciwego, posiadającego zmysł humoru i wnikliwej obserwacji rzeczywistości, przyjacielskiego wobec innych - jednym słowem - portret człowieka, napawający szacunkiem.
W 1858-ym roku organizuje, jak utrzymują niektóre źródła*, szkołę rolniczą w Czernichowie i w 1860-tym zostaje jej pierwszym dyrektorem. Funkcję tę piastuje do roku 1866 i dalej spisuje swoje wrażenia z tułaczki. Umiera w w roku 1876-tym.
W rodzinnym kraju, tak jak sobie życzył.

Andrzej Siedlecki
Więcej zdjęć w galerii na stronie: www.andrzejsiedlecki.pl
 _
*Źródła internetowe podają:- że w zespole dworskim 19 wieku (źródła nie podają nazwiska właściciela majątku) organizatorem Szkoły Praktycznej Gospodarstwa Wiejskiego (teraz Zespół Szkół Rolniczych, Centrum Kształcenia Ustawicznego im. F. Stefczyka) był jej pierwszy dyrektor, major Seweryn Korzeliński (ur.1804 – zm. 1876),
-że inicjatorem powstania szkoły był Henryk Wodzicki (ur.1813 - zm.1884), uczestnik powstania listopadowego, prezes Towarzystwa Rolniczego (w latach 1864-1884), konserwatysta związany z krakowskim „Czasem”, a „Czas”  wydał pamiętniki S. Korzelińskiego w 1858 roku),
- że szkoła powstała z inicjatywy majora Walerego Wielogłowskiego (ur.1805 – zm. 1865), też, jak Pan Seweryn uczestnika powstania listopadowego, który wrócił z Francji w 1848 roku,
-że założył i wyposażył szkołę w narzędzia rolnicze Józef Konopka (ur.1818 - zm. 1880)  z rodziny Konopków, posiadających majątek Mogilany koło Krakowa.
Na oficjalnej stronie internetowej Zespołu Szkół Rolniczych pod tytułem Historia szkoły pod adresem: http://www.czernichow.edu.pl/news.php istnieje tylko ta poniższa, króciutka informacja, pomijająca wszystkie powyższe:
Inicjatorem, założycielem i fundatorem Szkoły Rolniczej w Czernichowie było Krakowskie Towarzystwo Gospodarczo-Rolnicze powstałe w 1845 r.
Jak wynika z powyższych informacji, „ojców”  Szkoły Rolniczej jest wielu i nasuwa się logiczny  wniosek, że każdemu z nich pomimo trudności zewnętrznych, zależało na rozwoju i budowaniu wartości, a nie ich niszczeniu. Łączył ich patriotyzm i wola pracy dla rozwoju ojczyzny. 
___________

 Na podstawie pamiętnika S. Korzelińskiego „Opis podróży do Australii i pobytu tamże od r. 1852-1856” t. I,     t. 2, PIW,Warszawa1954.Pierwszewydanie:„Czas”,Kraków1858                                                                                                           Ryciny pochodzą ze zbiorów State Library of Victoria
K O N I E C

Poprzednie części: Gorączka złota

środa, 14 grudnia 2011

Rosnące potrzeby Polonii

O blisko 200 mln zł wystąpiły do Senatu RP organizacje działające na rzecz Polonii i Polaków za granicą na rok 2012. Mimo rosnących z roku na rok potrzeb rodaków za granicą, budżet izby wyższej polskiego parlamentu na współpracę ze środowiskami polonijnymi na nadchodzący rok to wciąż „tylko” 75 mln zł.

Jak poinformował we wtorek (6 grudnia) podczas posiedzenia senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą dyrektor Biura Polonijnego Kancelarii Senatu Artur Kozłowski, do 30 listopada do biura wpłynęło 558 wniosków z prośbą o dotacje programowe na rok 2012 na łączną kwotę 154 mln zł, oraz 12 wniosków o charakterze inwestycyjnym na blisko 31 mln zł. To więcej niż w ubiegłym roku, kiedy to do Senatu wpłynęło łącznie 454 wnioski o charakterze programowym na kwotę 144 mln zł, oraz kilkanaście wniosków inwestycyjnych.
– To pokazuje, jaka jest skala oczekiwań i chęci współpracy z Senatem – podkreślił Kozłowski. Dodał, że łączna kwota wnioskowanej dotacji na rok 2012 z pewnością będzie wyższa, bowiem mimo upływu terminu składania wniosków, do biura wciąż napływają kolejne (decyduje data stempla pocztowego).
 
O największą dotację wystąpiło tradycyjnie Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, które poprosiło o prawie 49 mln zł dotacji. Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” złożyła wnioski na kwotę prawie 54 mln zł. Z kolei Fundacja SEMPER POLONIA zwróciła się do Senatu z prośbą o dofinansowanie 39 projektów o charakterze programowym i inwestycyjnym, na łączną kwotę blisko 12 mln zł.
– W 2012 r. zrealizujemy dla Polonii i wspólnie z Polonią szereg projektów edukacyjnych, kulturalnych, społecznych, a także medialnych. Do współpracy zaprosiliśmy kilkudziesięciu partnerów merytorycznych i finansowych, a ewentualna dotacja z Senatu RP przyczyni się do uatrakcyjnienia treści i formy naszych inicjatyw – stwierdza Marek Hauszyld, prezes Fundacji SEMPER POLONIA.

W ostatnich czterech latach SEMPER POLONIA otrzymała blisko 25 z 300 mln zł rozdysponowanych przez Senat. Najwięcej, bo aż 105 mln zł otrzymało „Stowarzyszenie Wspólnota Polska”. Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” uzyskała dotację w wysokości 57 mln zł. O wysokości dofinansowania na rok 2012 dla tych i innych podmiotów, sprawujących w imieniu Senatu RP opiekę nad środowiskami polskimi za granicą, podejmie na początku 2012 r. prezydium izby, po zaopiniowaniu wniosków przez Komisję Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą, a także zespół finansów polonijnych złożony z przedstawicieli Kancelarii Senatu oraz ministerstw: Spraw Zagranicznych, Edukacji Narodowej, Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Kultury i dziedzictwa Narodowego.
– Mogę państwa zapewnić, że pierwsze trzy miesiące (pracy komisji w 2012 roku) to będzie krew, pot i łzy – skomentował zwracając się do senatorów, przewodniczący komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą Andrzej Person. Dodał, że w projekcie ustawy budżetowej państwa polskiego przygotowanej przez rząd Donalda Tuska na 2012 r., na wspieranie Polonii zapisano ponownie ok. 75 ml zł.
Wg nieoficjalnych informacji, cześć tej kwoty – lub nawet całość – ma przejąć od Senatu resort spraw zagranicznych, który, jak stwierdził we wrześniu rzecznik ministerstwa Marcin Bosacki, „jest odpowiedzialny prawnie i konstytucyjnie za pomoc Polakom i Polonii za granicą”. Jak podaje prasa, o przekazanie środków miał zabiegać u premiera szef MSZ Radosław Sikorski.

IUVE.pl

wtorek, 13 grudnia 2011

Stan wojenny: Trzy dekady po

Gen. Wojciech Jaruzelski informuje
 o wprowadzeniu stanu wojennego.
 Fot. irekw.internetdsl.pl
Tuż po szóstej rano 13 grudnia 1981 r. generał Wojciech Jaruzelski poinformował Polaków o wprowadzeniu stanu wojennego. W kolejnych miesiącach do więzień trafiło kilka tysięcy opozycjonistów, kilkadziesiąt osób straciło życie. Dziś mija 30. rocznica od tamtych wydarzeń.

Strach przed „Solidarnością”
Oficjalnie stan wojenny, czyli stan nadzwyczajny, Rada Państwa wprowadziła ze względu na pogarszającą się sytuację gospodarczą kraju oraz zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego kraju wobec zbliżającej się zimy. Stan wojenny miał rzekomo także uchronić Polskę przed "większym złem", czyli zbrojną agresją Armii Czerwonej. Tak naprawdę jednak komunistyczny reżim PRL obawiał się utraty kontroli nad niezależnym ruchem związkowym, w szczególności NSZZ „Solidarność”, co miało doprowadzić do utraty władzy w kraju.
Stąd właśnie w ciągu zaledwie kilku dni w 49 ośrodkach internowania milicja i wojsko umieściły około 5 tys. osób związanych z opozycją. Zajęły obiekty Polskiego Radia i Telewizji, zablokowały połączenia krajowe i zagraniczne (nie można się było dodzwonić nawet na pogotowie ratunkowe, przez co zmarło kilkadziesiąt osób).
Wyprowadzając służby mundurowe i ciężki sprzęt na ulice władza zawiesiła też podstawowe prawa i wolności obywatelskie (godzina milicyjna), zakazała też strajków i demonstracji, wydawania prasy, zawiesiła działalność wszystkich organizacji społecznych i kulturalnych, a także zajęcia w szkołach i na wyższych uczelniach. Wszelkie przejawy sprzeciwu i niepodporządkowania się karała.

Plakat z filmu "80 milionów". Waldemar Krzystek
opowiedział w nim historię młodych opozycjonistów,
którzy tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego
ukryli pieniądze, które posłużyły do budowy
podziemnych struktur "Solidarności".
Film można aktualnie oglądać w polskich kinach.
Fot. materiały prasowe

 
Polska nieugięta
Polacy postawili jednak czynny opór wobec stanu wojennego. W 40 zakładach wybuchły strajki –m.in. w Stoczni Gdańskiej, Hucie im. Lenina w Krakowie, Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie, Stoczni im. Warskiego w Szczecinie, w Hucie Katowice – które władza sukcesywnie pacyfikowała. Najbrutalniej zrobiła to na Śląsku: 16 grudnia 1981 r. w kopalni „Wujek” zginęło 9 górników. Kolejną ofiarę przyniosła uliczna manifestacja w Gdańsku.
Swój sprzeciw wobec władzy Polacy demonstrowali też w „subtelny” sposób – na murach malowano antyrządowe hasła, ukazywała się prasa drugiego obiegu, tworzono piosenki o dyktaturze, terrorze i buncie. Mimo cenzury prężnie działały kabarety, które w sprytny sposób dyskredytowały komunistyczną władzę.
Represje potrwały do 31 grudnia 1982 r., kiedy to stan wojenny został zawieszony. Odwołany został natomiast 22 lipca 1983 r., przy zachowaniu jednak części represyjnego ustawodawstwa. Ostatecznie władza nie osiągnęła zakładanego celu: nie poprawiła się niekorzystna sytuacja gospodarcza kraju,  nie znikła też „Solidarność”. Stało się zupełnie odwrotnie – 4 czerwca 1989 r. odbyły się pierwsze częściowo wolne wybory w powojennej historii Polski.

Polacy pamiętają
Wg różnych szacunków stan wojenny śmiercią okupiło od kilkudziesięciu do ponad stu osób. Kilkaset kolejnych, wskutek bicia w trakcie śledztwa czy też podczas demonstracji ulicznych, straciło zdrowie. Tym osobom i wszystkim, którym leży na sercu dobro Ojczyzny, poświęcone będą dzisiejsze wiece, marsze, apele i akademie historyczne.
W całym kraju odbędą się też liczne debaty, konkursy, inscenizacje, rekonstrukcje i pokazy filmowe związane ze stanem wojennym i powojenną drogą do niepodległości Polski, które wyraźnie pokazują, że Polacy powoli oswajają się z tym smutnym fragmentem swojej historii.

IUVE.pl

Świeca pamięci w oknie Belwederu

Fot.Prezydent.pl
Prezydent Bronisław Komorowski wraz z żoną Anną zapalili wieczorem  w oknie Belwederu   w przeddzień  30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce  symboliczną świecę pamięci o ofiarach tamtych dni.

- Polska jest krajem wolnym. Powinniśmy pamiętać o tych trudnych chwilach, gdy o wolność trzeba było zabiegać, walczyć. Ale również powinniśmy pamiętać o wolności innych, szczególnie tych, którzy są tuż tuż za miedzą, a którzy marzą tak jak my kiedyś o wolności, o demokracji, o wyrwaniu się z kręgów zależności wschodnich, o odnalezieniu swojej drogi ku integracji ze światem zachodnim, zachodnich wartości – mówił  przy tej okazji prezydent Komorowski.
Bronisław Komorowski przypomniał, że 30 lat temu w czasie stanu wojennego w wielu polskich domach zapalano świece na znak solidarności z "Solidarnością",  na znak solidarności z tymi, którzy walczyli o polską wolność.
 - My również dzisiaj z żoną zapaliliśmy w oknie naszego mieszkania świecę, tak jak 30 lat temu z myślą o tych, którzy zapłacili czasami najwyższą cenę za polską wolność. Zapaliliśmy z myślą o ofiarach stanu wojennego, ale też o wszystkich dzielnych ludziach, którzy wtedy potrafili skutecznie zabiegać o to, co w życiu jest najważniejsze - o wolność - podkreślił prezydent.

Więcej: Prezydent.pl

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Tylko z Europą - szansa dla Polski

Fot.K.Bajkowski
Spe­cja­li­ści mają to do sie­bie, że rzadko kiedy potra­fią prze­wi­dzieć sce­na­riu­sze przy­szło­ści, nato­miast dosko­nale potra­fią wytłu­ma­czyć, dla­czego ich pro­gnozy się nie spraw­dziły. Może to wyni­kać z tego, że rzadko posłu­gują się empi­rią i rze­tel­nymi bada­niami, a naj­czę­ściej wie­dzą. Wie­dza ma to do sie­bie, że doty­czy prze­szło­ści. Poza tym jest takie stare, wciąż aktu­alne powie­dze­nie – spe­cja­li­sta z auto­ry­te­tem nie bada – on wie.
Kry­zys eko­no­miczny, który trwa od roku 2008, pró­buje się opi­sać za pomocą pojęć i narzę­dzi z XX wieku. Spe­cja­li­ści chęt­nie się powo­łują na Key­nesa, na Misesa, czy na innych teo­re­ty­ków eko­no­mii. Pró­bują zna­leźć ana­lo­gie do Wiel­kiego Kry­zysu lat 20. i 30. XX wieku. A świat jest zupeł­nie inny, sys­tem finan­sowy, ban­kowy, księ­go­wość… prak­tycz­nie nie ma żad­nych ana­lo­gii z doświad­cze­niami ubie­głego wieku, łącz­nie z tym, że pie­niądz jako war­tość stał się pochodną kre­acji przez roz­bu­do­wane narzę­dzia finan­sowe. Dla­tego kla­syczne recepty na wyj­ście z kry­zysu dają tak słabe rezul­taty, z reguły nieprzewidywalne.
Podob­nie jest w innych dzie­dzi­nach życia spo­łecz­nego, także w poli­tyce. Poję­cia lewica, pra­wica stra­ciły sens, libe­ra­lizm, kon­ser­wa­tyzm, socja­lizm… to wszystko są już hasła ency­klo­pe­dyczne. Nawet poję­cie tak zwa­nej Trze­ciej Drogi, pomysł kre­owany przez Tony’ego Bla­ira i Ger­harda Schro­edera (pod patro­na­tem Billa Clin­tona), które zro­biło furorę w poło­wie lat 90. ubie­głego wieku jest już histo­rią. Ba, histo­rią się stało, kiedy oka­zało się, że za główne narzę­dzie eko­no­miczne bry­tyj­ski pre­mier uznał… libe­ra­lizm. Tracą na zna­cze­niu także poję­cia sil­nie powią­zane z pań­stwem, takie jak wzbu­dza­jąca aktu­al­nie w Pol­sce silne emo­cje suwerenność.
W jakim sta­nie poli­tycz­nym i eko­no­micz­nym jest Unia Euro­pej­ska, sze­rzej, cała Europa, wszy­scy widzą. Dziś, w wyniku kry­zysu eko­no­micz­nego, kry­zysu wspól­nej waluty, euro, ale rów­nież kry­zysu insty­tu­cjo­nal­nego UE, sto­imy my, oby­wa­tele Europy, przed waż­nym wybo­rem. Ten wybór polega na tym, że albo pozwo­limy na roz­pad strefy euro, co auto­ma­tycz­nie skaże Unię na roz­pad, albo pój­dziemy w stronę ści­ślej­szej inte­gra­cji, godząc się na dal­sze odda­nie pre­ro­ga­tyw pań­stwa naro­do­wego w sferę zarząd­czą insty­tu­cji euro­pej­skich. To będzie ozna­czać, a jakże, dal­sze ogra­ni­cze­nie naszej suwe­ren­no­ści. Ale jak to okre­ślił przy­tom­nie Leszek Mil­ler, poli­tyk który nas do Unii Euro­pej­skiej wpro­wa­dził, zrze­ka­jąc się czę­ści suwe­ren­no­ści wła­snej, otrzy­mu­jemy suwe­ren­ność innych państw układu, które dobro­wol­nie nam ją cedują.
Bez zro­zu­mie­nia tego mecha­ni­zmu nie może dojść do roz­wią­za­nia pro­ble­mów, przed jakimi sto­imy. Jedyną drogą dla całej Europy – także państw, któ­rych dziś w UE nie ma – jest dal­sza, głęb­sza inte­gra­cja. Roz­wią­za­nia prawne, eko­no­miczne, prze­kształ­ce­nia insty­tu­cji UE są dopiero pochodną podej­ścia do kwe­stii inte­gra­cji. Rozu­mieją to już przy­wódcy Fran­cji i Nie­miec, pre­zy­dent Nico­las Sar­kozy i kanc­lerz Angela Mer­kel, któ­rzy skła­da­jąc pro­po­zy­cję nowego trak­tatu unij­nego wyraź­nie zazna­czyli – jeżeli nie zosta­nie on zaak­cep­to­wany przez wszyst­kie 27 kra­jów UE, to wpro­wa­dzi go 17. kra­jów strefy euro. A jak zaj­dzie taka koniecz­ność – to będzie to poro­zu­mie­nie dobro­wolne. O ile euro zosta­nie obronione.
Pol­sce powinno zale­żeć na tym, aby być w cen­trum nowego układu, jaki się two­rzy na naszych oczach, czyli takiego, gdzie silne poli­tycz­nie i eko­no­micz­nie pań­stwa two­rzą tak zwane twarde jądro, i te pozo­stałe, pozo­sta­jące na orbi­tach unij­nych. Dziś, dzięki aktyw­nej pol­skiej pre­zy­den­cji, a także dzięki sil­nemu gło­sowi mini­stra Rado­sława Sikor­skiego, jeste­śmy liczą­cym się part­ne­rem dys­ku­sji. Pol­ska zajęła pozy­cję opusz­czoną w wyniku kry­zysu przez Wło­chy, Hisz­pa­nię i zawsze kon­te­stu­jącą roz­wią­za­nia wspól­no­towe Wielką Brytanię.
To jest nie­po­wta­rzalna sytu­acja, być może waż­niej­sza dla naszej przy­szło­ści niż wej­ście do Unii Euro­pej­skiej w roku 2005. Tak, jest to koniec tej UE, do któ­rej weszli­śmy, ale począ­tek cze­goś nowego. Wyraź­nie trzeba powie­dzieć, że roz­pad Unii Euro­pej­skiej skaże całą Europę na rolę pery­fe­rii Świata. Dziś nie możemy liczyć na pomoc trans­atlan­tycką Sta­nów Zjed­no­czo­nych, ale raczej na kon­ku­ren­cję Chin, Indii, być może także Ame­ryki Połu­dnio­wej. Dla­tego Europa potrze­buje nowego trak­tatu, w któ­rym dobro­wol­nie zrzek­niemy się czę­ści suwe­ren­no­ści, na rzecz sil­nej pod­mio­to­wo­ści w struk­tu­rze Unii.
Oczy­wi­ście ist­nieją rów­nież sce­na­riu­sze roz­padu – pierw­szy jest taki, że cześć państw dobro­wol­nie wycho­dzi ze strefy euro, a reszta zacie­śnia rela­cje i kara­wana unijna jedzie dalej. Drugi zakłada, że strefa euro i co za tym idzie, cała Unia Euro­pej­ska, poszcze­gólne kraje wra­cają do walut naro­do­wych. Ozna­cza to nie tylko powrót do sytu­acji z połowy ubie­głego wieku, ale rów­nież wie­lo­let­nią rece­sję. Pol­ska w tej sytu­acji i tak nie sta­łaby na pozy­cji cał­ko­wi­cie prze­gra­nej, mając za sąsia­dów Niemcy i Rosję, o ile oczy­wi­ście potra­fi­łaby pro­wa­dzić roz­sądną, prag­ma­tyczną poli­tykę międzynarodową.
Naj­gor­szym roz­wią­za­niem dla naszego kraju poza roz­pa­dem Unii byłoby to, aby poli­tyka wewnętrzna i zagra­niczna tra­fiła w ręce popu­li­stów, któ­rzy by odgrzali resen­ty­menty anty­nie­miec­kie i anty­ro­syj­skie. Poli­tyka balan­so­wa­nia pomię­dzy Moskwą i Ber­li­nem, która by przy­brała formę poli­tyki dwóch wro­gów, byłaby czymś naj­gor­szym, co mogłoby się przy­da­rzyć. Jej prze­ci­wień­stwem powinna być oś poli­tyczna, roz­pięta pomię­dzy sto­li­cami Rosji i Nie­miec, prze­bie­ga­jąca przez Warszawę.
Poję­cie suwe­ren­no­ści w kate­go­riach wła­snej toż­sa­mo­ści naro­do­wej, kul­tu­ro­wej, spo­łecz­nej ma ogromne zna­cze­nie, pod warun­kiem, że nie pro­wa­dzi do zamknię­cia pań­stwa. Pol­ska przez sześć lat naszego uczest­nic­twa w Unii Euro­pej­skiej nie tylko dosto­so­wała prawo i gospo­darkę do potrzeb wspól­noty, ale rów­nież dalece zmie­niła swoje postrze­ga­nie zasad i ogra­ni­czeń swo­jej swo­body. Dziś jeste­śmy part­ne­rem sil­nych, mamy szansę być part­ne­rem sil­nym poli­tycz­nie – tym, który wska­zuje cele i wie­dzie Europę. Nie możemy zmar­no­wać tej szansy.

Azrael Kubacki