Musicale nie są dla każdego. Konwencja jest z założenia naiwna, bywa kiczowata. Fabuła sprowadzona jest do prostej, zwykle melodramatycznej historii. Często partie dialogowe także są śpiewane – jak w operze. Niewiele spośród musicali zachwyca w całości. Na domiar złego rzadko trwają krócej niż bite 2 godziny. Próba przełożenia ich na ekran nie zawsze wychodzi.
Najwybitniejsze filmowe wersje musicali – takie jak Kabaret Boba Fosse'a, Skrzypek na dachu oraz Jesus Christ Superstar Normana Jewisona czy Moulin Rouge Baza Luhrmanna – łamią konwencję, albo bawią się nią. Przez to olśniewają. Są to jednak perełki w zalewie fachowej, choć mało błyskotliwej produkcji. W stylu chociażby dobrze skrojonego Chicago Roba Marshalla. Należy o tym pamiętać idąc na musical do kina.
***
Mam do musicali stosunek entuzjastyczny. Z zainteresowaniem wybrałam się więc na nagrodzonych Złotymi Globami i nominowanych do Oscarów Nędzników (Les Misérables), w reżyserii Toma Hoopera – twórcy utytułowanego filmu Jak zostać królem (The King’s Speech) z 2010 roku. I nie rozczarowałam się. Choć zdecydowanie nie jest to autorskie kino artystyczne.


