polish internet magazine in australia

NEWS: POLSKA: Prokuratura Okręgowa w Warszawie skierowała w środę do Sądu Rejonowego Warszawa Praga – Południe w Warszawie akt oskarżenia przeciwko europosłowi Grzegorzowi Braunowi. Rzecznik prokuratury Łukasz Skiba poinformował, że akt oskarżenia wobec Grzegorza Brauna obejmuje siedem czynów, w tym zgaszenie świec chanukowych w Sejmie. * * * AUSTRALIA: Według nowych danych Australijskiego Urzędu Podatkowego chirurdzy są najlepiej opłacanymi specjalistami w Australii. 4247 osób zgłosiło średni dochód podlegający opodatkowaniu w wysokości 472 475 dolarów w latach 2022–2023” — czytamy w raporcie. Drugie i trzecie miejsce zajęli anestezjolog i pośrednik finansowy z odpowiednio 447 193 USD i 355 233 USD. Na czwartym miejscu uplasowali się specjaliści chorób wewnętrznych z kwotą 342 457 dolarów, a na pitym psychiatrzy z kwotą 288 146 dolarów. * * * SWIAT: Protesty antyprezydenckie i antyrządowe rozlewają się na Ukrainie. Na placu Iwana Franki w Kijowie już trzeci dzień trwa akcja protestacyjna przeciwko ustawie ograniczającej niezależność Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) i Specjalistycznej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAP). Na demonstrację w stolicy przyszło we środę ponad 4000 osób. Manifestują studenci w Charkowie, Lwowie, Dnieprze, Odessie, Iwano-Frankowsku, Zaporożu, Czerniowcach, Winnicy, Łucku, Krzywym Rogu, Tarnopolu, Żytomierzu, Równem, Połtawie, Chmielnickim, Czernihowie i Krzemieńczuku.
POLONIA INFO:

środa, 16 marca 2011

Japońska apokalipsa


Potężne trzęsienie ziemi o sile 8,9 stopni w skali Richtera, a później potężna fala tsunami, spustoszyły wielkie połacie Japonii. Niektóre miasta zostały zrownane z ziemią.
Morze wciąz wyrzuca na plaże tysiące ciał ofiar tsunami. Tysiąc ciał ratownicy znaleźli m.in. na brzegu półwyspu Ojika, tyle samo w mieście Minamisanriku, gdzie miejscowe władze nie mogą skontaktować się z ok. 10 tys. ludzi - ponad połową mieszkańców. Wzrasta zagrożenie promieniowaniem radioaktywnym z uszkodzonych elektrownii atomowych.

  
To sceny z piekła rodem - mówił Patrick Fuller z Międzynarodowej Federacji Czerwonego Krzyża.
Około 100 tysięcy dzieci straciło swe domy lub zagubiło się - poinformowała wczoraj brytyjska organizacja humanitarna Save the Children.
Wiele dzieci straciło nie tylko swoje domy ale także rodziców, ktorzy zgineli w piątkowym katakliźmie lub  zagubiło sie i koczuje teraz w schroniskach dla ofiar potężnego tsunami.

Ogromnie ucierpiał newralgiczny sektor gospodarki - energetyka jądrowa. Konsekwencje mogą być katastrofalne. W sobotę 12 marca nad ranem potwierdziły się najgorsze obawy. W elektrowni atomowej Fukushima I doszło do wybuchu wodoru w reaktorze nr 1. Dwie doby później doszło do drugiej eksplozji - tym razem w reaktorze nr 3. Następnego dnia wybuch wstrząsnął budynkiem reaktora nr 2. Doszło do niekontrolowanego uwolnienia materiałów radioaktywnych. Ewakuowano dziesiątki tysięcy mieszkających w pobliżu ludzi. Władze robią, co mogą, aby opanować sytuację w elektrowni i zapobiec wyciekom radioaktywnym.

 
Skutki kataklizmu wciąż widać też w Tokio, które znajdowało się 350 km od epicentrum piątkowego trzęsienia ziemi. Po zatrzymaniu niektórych elektrowni w stolicy Japonii brakuje prądu, a władze odwołały część kursów metra i pociągów podmiejskich. W 30-mln aglomeracji dojazd do szkoły i do pracy zamienił się w koszmar. Zaczyna też brakować benzyny i żywności w sklepach, bo mieszkańcy robią zapasy.

W związku z sytuacją kryzysową w Japonii, Ministerstwo Spraw Zagranicznych stanowczo zaleca powstrzymanie się od podróży do tego kraju, z wyjątkiem sytuacji koniecznych.
- Ze względu na ryzyko skażenia radioaktywnego na skutek wybuchów w elektrowni Fukushima, będących następstwem trzęsienia ziemi i tsunami, zalecamy opuszczenie północno-wschodnich terenów wyspy Honsiu - podkreślono w komunikacie.
MSZ zaleca też stosowanie się do poleceń władz japońskich i stałe monitorowanie informacji zamieszczanych na stronie internetowej polskiej ambasady w Tokio oraz w japońskich mediach.


Japońskie miasta zrownane z ziemią - video

Kataklizm w Japonii. Minuta po minucie

wtorek, 15 marca 2011

Harcerska wyprawa: Darwin - Cairns

DARWIN
Jesteśmy w Darwin. Jest to nowoczesne 80-tysięczne miasto. Ma bardzo ciekawą historię. Mianowicie, miasto w Boże Narodzenie 1974 roku zostało niemal zrównane z ziemią przez cyklon „Tracy”, wiejący z prędkością 290 km/h. Na rumowisku powstało najbardziej z podmiejskich australijskich miast z centrum, osiedlami domków na przedmieściu, pasażami handlowymi, kinami, sieciami fast foodów i kasynem.
Część miasta już spała, zaś ścisłe centrum tętniło życiem. Wszędzie pełno było młodzieży i turystów dobrze bawiących się w pubuch. Postanowiliśmy udać się na wieczorny orzeźwiający spacer ulicą Esplanade. Orzeźwienia nie było, gdyż wilgotność powietrza w tym mieście sięga około 80%. Ale spacer był przyjemny. Na kolacje pozwoliliśmy sobie zjeść lody w McDonald’s i cheesburgery. Zmęczeni upałami i ilością przejechanych kilometrów postanowiliśmy poszukać dogodnego miejsca na nocleg, a nie było to proste zadanie. Wszędzie gromadzący się Aborygeni lub dobrze bawiąca się młodzież.  Przejeżdąając pół miasta wzdłuż i wszerz  postanawiamy zaparkować nasz dom na kółkach na stacji benzynowej.  Widząc niezmniejszający się ruch na stacji zastanawialiśmy się czy spać z otwartymi oknami i drzwiami? Obawialiśmy się nieproszonych ciekawskich gości. Wytrzymać jednak w samochodzie bez stałego dostępu tlenu nie dało rad. Zasnęliśmy. Nad ranem, gdy było już widno na krawężniku obok naszego auta dwie Aborygenki postanowiły zjeść pizzę. Aborygeni znani są również z donośnego głosu i hałaśliwego zachowania. Tej nocy się o tym przekonaliśmy!! Na szczęście służba pilnująca porządku zwana policją przyszła nam na ratunek uciszając naszych nieproszonych gości. Próbowaliśmy zasnąć ale było już widno i gorące powietrze wlewające się przez drzwi i okna nam na to nie pozwalało. Wstaliśmy więc i postanowiliśmy jechać na plażę, by skorzystać z kąpieli wodnej i słonecznej.


Zaskoczyło nas, że w takim nadmorskim mieści znajduje się jedynie kilka plaż, w tym większość są to plaże hotelowe. Udało nam się odnaleźć jedną z nich. Poranna kąpiel (około godziny 9) była dla nas doskonałym orzeźwieniem. Po śniadaniu ruszyliśmy w stronę centrum miasta Darwin w poszukiwaniu trzech rzeczy. Wesołym trafem, wszystkie rzeczy były na literę ‘i’: internet, informacja turystyczna, isklep J  Informację turystyczną znaleźliśmy szybko, gdyż poprzedniej nocy przejeżdżaliśmy obok niej kilka razy. Tam zdobyliśmy informację o atrakcjach turystycznych w okolicy Darwin, a mianowicie Parkach Narodowych Litchfielda i Kakadu, które nas najbardziej interesowały, oraz farmie krokodyli. No i najważniejsza dla nas informacja: Wi-Fi (czyt. kontakt ze światem). W Australii każda biblioteka wyposażona jest w Wi-Fi i każdemu oferuje darmowy dostęp do internetu. Biblioteki publiczne znajdują się w każdej troszkę większej miejscowości. Wystarczy 10 tys. mieszkańców i jest biblioteka. Zawsze okazała, z klimatyzacją, miłą obsługą, komputerami. Zupełne przeciwieństwo naszych polskich publicznych bibliotek. Tutaj stanowi to takie centrum kulturalne. Jest to coś, czego w Polsce zdecydowanie brakuje L Szybki kontakt z rodzinami, sprawdzenie poczty, kilka fotek na stronę hufca. Czas nagli…
Dwa miejsca na literę ‘i’ odhaczone. Czas na isklep. Robimy szybkie zakupy w sieciowym markecie Coles. Zwracamy uwagę na cenę każdego zakupionego produktu. Przez pomyłkę można kupić ten sam produkt kosztujący kilka dolarów australijskich więcej. A nas nie stać na taką pomyłkę. Kasia wypatrzyła ekstra bananowe ciasto-oczywiście z przeceny- za $2 zamiast $6. Super!! Pozwalamy sobie na odrobinę szaleństwa i kupujemy J

CROCODILE PARK
Ruszamy. Tym razem na podbój krokodyli do Crocodile Park, znajdujący się na obrzeżach Darwin. Na terenie farmy trzyma się ponad 7 000 zwierząt!! Do parku przenosi się często wyjątkowo agresywne osobniki zagrażające społecznościom. Wejście do parku znajduje się w sklepie. Można tu nabyć wszystko co da się „wycisnąć” z krokodyla, zaczynając od torebek i portfeli ze skóry, naszyjników i kolczyków z zębów, kończąc na kiełbaskach i befsztykach z krokodyli. Tutaj rozpoczęła się dyskusja. Iwonka stwierdziła, że nie zjadłaby mięsa z krokodyla, reszta raczej bez problemu by spróbowała. Spacerując w australijskim upale po platformie nad specjalnymi basenami podziwialiśmy przedstawicieli różnych gatunków krokodyli i aligatory. Największy krokodyl mierzył ponad 4 metry i ważył ponad 600 kilogramów!! W parku znajdowało się również mini-zoo z różnymi gatunkami zwierząt-niekoniecznie australijskimi. Były tam m.in. lwy i tygrysy, strusie emu i kangury. Kończąc naszą wycieczkę po parku natrafiliśmy jeszcze na karmienie krokodyli. Wielkie gady były wstanie wynurzyć się z wody nawet na kilka metrów nad powierzchnię wody. I robiły to naprawdę szybko i zwinnie. Albert i Iwonka pod okiem naszej przewodniczki karmili krokodyle, podając im na kiju surowe mięso. Na koniec mogliśmy jeszcze dotknąć „baby crocodile”- małego krokodylka, który dla zachowania bezpieczeństwa miał zaklejony pyszczek. To było nasze pierwsze spotkanie z krokodylami. Ciekawe czy będzie następne??

PARK NARODOWY LITCHFIELDA
Następny punkt programu: wodospad Florenc w Parku Narodowym Litchfielda. W drodze na wodospad skręciliśmy do miejsca, gdzie znajdują się największe kopce termitów, jakie do tej pory widzieliśmy. Należy tu zaznaczyć, że kopce zapisały się w codzienny krajobraz widziany zza okna naszego pojazdu, więc mieliśmy porównanie i te były naprawdę ogromne. Wodospad Florenc…. Nic lepszego nie mogliśmy sobie wyobrazić. Efektowny wodospad ginący w gąszczu rozciągających się niżej wilgotnych lasów tropikalnych. Z tarasu widokowego długo podziwialiśmy ten 212-metrowy: „diament” Parku Litchfielda. W przewodniku wyczytaliśmy, że jest do doskonałe miejsce do kąpieli. I była to prawda J Kąpiel w czystej chłodnej wodzie, dookoła skały w kolorze pomarańczy, las tropikalny, wodospad, kolorowe rybki… Było cudownie!!! W drodze pod wodospad na drogę przed nas wyszedł mały kangurek. Albert zdrowo się wystraszył J Kangurek był śliczny i  wcale się nas nie bał. Dał się sfotografować po czym pokicał wgłąb lasu. Spotkaliśmy jeszcze żółtą żmiję, która szybko wspinała się po gałązkach i liściach na czubek drzewa.
KAKADU PARK
Najedzeni, odświeżeni, szczęśliwi ruszyliśmy dalej przed siebie: do Parku Narodowego Kakadu. Jest to największy Park w Australii (a jest ich tutaj około 400) i zajmuje ponad 20 tys km kwadratowych dziewiczych, tropikalnych obszarów. Do parku wjechaliśmy już po zmroku, więc postanowiliśmy gdzieś zaparkować nasze auto na noc, by od samego rana podziwiać jego piękno. Nocleg wypadł w miejscowości Jabiru.
Rano ruszamy podziwiać faunę i florę Parku Kakadu. Cała droga prowadzi przez las tropikalny. Pierwszym punktem na mapie parku, który chcieliśmy zobaczyć była Skała Nourlangie. Jest to fascynująca, ciemnoczerwona piaskowcowa formacja skalna, gdzie znajdują się malowidła naskalne sprzed 20 000 lat.
Chcieliśmy jeszcze zobaczyć „Yellow water” (Żółta woda). Rozlewisko potoku Jim Jim jest doskonałym miejsce dla ptactwa wodnego, któremu towarzyszą krokodyle różańcowe. Niestety droga jest zamknięta. Mamy porę monsunową a to oznacza, że wiele dróg jest zalanych i niedostępnych. Pora monsunowa charakteryzuje się częstymi krótkotrwałymi opadami deszczu. Zauważyliśmy, że ostatnie deszcze są coraz mocniejsze i dłuższe, ale za to dają więcej orzeźwienia. Musimy już opuszczać teren parku. Jeszcze ostatnie pamiątkowe zdjęcie przy bramie wyjazdowej i rozpoczyna się następny- najdłuższy- etap naszej wyprawy.
Kierunek: Cairns, długość: 2850 km.

DROGA DO CAIRNS
Droga do Cairns- miasta będącego najdogodniejszą bazą wypadową na Wielką Rafę Koralową, jest najdłuższym etapem naszej wyprawy. Wyruszyliśmy w czwartek wieczorem a dotarliśmy do miasta w piątek w nocy, śpiąc po drodze zaledwie 4 godziny. Droga nie była taka zła, jednak infrastruktura w stanie Queensland znacznie odbiega od pozostałych stanów- przynajmniej przez pierwszy jej tysiąc kilometrów. Toalety i zajazdy są tutaj znacznie rzadziej. W czwartek w nocy, gdy za kierownicą siedziała dh. Iwonka załapała nas straszna burza. Całe niebo czarne, dookoła tylko błyski i grzmoty i ulewa trwająca ponad 4 godziny!!
W Cairns jest ponad 30 stopni, wilgotność ponad 90%. Rano ruszyliśmy na Green Island, gdzie z maskami i rurkami nurkowaliśmy podziwiając Wielką Rafę Koralową, pływając wraz z kolorowymi rybkami i naprawdę dużymi żółwiami wodnymi. Specjalnym statkiem ze szklanym dnem wyruszyliśmy na tę część rafy, do której nie można było dopłynąć o własnych siłach. I widok dna nas zaskoczył… było cudownie. Wielkie kolorowe ryby były fantastyczne. Cały dzień spędzony na Green Island był dla nas wspaniałym relaksem po przejechaniu tylu tysięcy kilometrów.
Kasia Krawczyk

poniedziałek, 14 marca 2011

Pełna widownia na "Amerykańskim wspólniku"

Bogusław Szpilczak
Dwa lata temu polonijny  zespół Teatru Fantazja w Sydney  wystawił komedię pióra Pawła Mossakowskiego zatytuowaną “Roszada”.
"Roszada"wystawiana była  aż 10 razy, co jest pewnego rodzaju ewenementem w naszej polsko-australijskiej społecznosci.
 W tym roku Joanna Borkowska-Surucic, rezyser teatru, dokonała kolejnej adaptacji komedii tegoż autora - tym razem komedii  romantycznej pt. "Amerykański wspólnik".  Bohaterowie sztuki poznają się przypadkowo, on -wlasciciel firmy paliwowej, z ambicjami do wielkich kontraktów, ona- aktorka, absolwentka Panstwowej Wyzszej Szkoly Teatralnej  z ambicjami do wielkich ról. Łączy ich... zwykla chęc zarobienia pieniedzy. Z Ameryki przylatuje upragniony wspólnik, kontrakt już prawie w kieszeni, ale jest pewien problem. Wspólnik uwielbia polska kuchnię i tradycyjną polską rodzinę. Bohaterowie probują uporać się z tego typu wymaganiami i starają się zachwycic starego polonusa, spragnionego smaku flaków i aromatycznego rosolu.  Jaka była  puenta tej historii, o tym dowiedziali się widzowie szczelnie nabitej sali Klubu Polskiego w Ashfield podczas wczorajszej premiery. 
Przezabawna historia, wspaniały relaks na niedzielne popołudnie, przyjemny odbiór gry aktorów a szczególnie  wyjątkowo świetna gra Michała Maciocha, który w Polsce otarł się o szkołę aktorską  słynnego Jerzego Machulskiego. Było to widać, słychać i czuć.    

Za tydzień drugie przedstawienie w Klubie Polskim w Bankstown.
(kb)

Oto wybrane sceny z wczorajszej premiery spektaklu, którego role bohaterów obsadzili:  Bogusław Szpilczak, Ela Chylewska, Jolanta Szewczyk, Ewa Kubeł, Michał Macioch oraz Jacek Samborski.


 Zdjęcia Krzysztof Bajkowski

Ela Chylewska i Bogusław Szpilczak

Michał Macioch
Jolanta Szewczyk
Bogusław Szpilczak i Ewa Kubeł
Jacek Samborski i Michal Macioch
Jacek Samborski i Ewa Kubeł

Michał Macioch i Bogusław Szpilczak


Michał Macioch i dziecięcy gang


niedziela, 13 marca 2011

Spotkanie z legendą "Piwnicy pod Baranami"

Konsulat RP w Sydney i australijski Instytut Spraw Polskich  zapraszaja na spotkanie z panią Barbarą Nawratowicz, współzałożycielką legendarnego krakowskiego kabaretu „Piwnica pod Baranami” oraz autorką książki na temat pierwszych lat kabaretu. Spotkanie, organizowane odbędzie się w piątek 18 marca, początek o godz. 19.00. Wstęp wolny.

Wędrówka idei -Ballets Russes


Pamiętam, jak idzie z rozwianym szalem do naszej „budy”, z teczką wypchaną projektami scenograficznymi. To nasza ukochana nauczycielka Irena Lorentowicz, córka Jana Lorentowicza, malarka, znana scenografka, odnosząca sukcesy w Paryżu i w Stanach Zjednoczonych. Tym razem na lekcji opowiedziała nam o roli scenografii i kostiumów w operze i balecie. Zapamiętałem na zawsze, że kostium ma charakteryzować postać, odzwierciedlać jej charakter, wskazywać na upodobania. I wielokrotnie, gdy „sklejałem” wizję reżyserowanego przedstawienia jej bezcenne uwagi były moim kompasem. Uważała, że na sukces spektaklu, czy to teatralnego, czy operowego składają się wszystkie ich elementy: gra aktorska, śpiew, reżyseria, scenografia, kostiumy, muzyka i światło, a także kreatywna współpraca między artystami teatru, czy opery.
I za przykład znakomitego porozumienia między artystami podała zespół baletowy Ballets Russes Diagilewa, który na początku 20 wieku zaszokował Paryż swoimi baletami. Teraz, po tylu latach mam szansę zobaczyć i wyobrazić sobie, co mogło szokować paryską publiczność, a co więcej, zrozumieć tę niesamowitą rewolucję artystyczną, która odmieniła na zawsze świat baletu.

Jedziemy, więc do Canberry, by zobaczyć fragmenty historii zapisanej w kostiumach baletów Siergieja Diagilewa, krytyka sztuki i twórcy sławnego na świecie rosyjskiego zespołu baletowego. W latach osiemdziesiątych 19-go wieku Diagilew bierze lekcje śpiewu i kompozycji, ale Rymski Korsakow zniechęca Diagilewa do komponowania twierdząc, że nie ma on do tego talentu. Diagilew więc do 1910 roku koncentruje się na rozwijaniu nowej muzyki do baletów, a głęboka wiedza muzyczna pozwala mu na aranżacje znanych już utworów. Diagilew, pochodzący z bogatej rodziny, handlującej wódką staje się zatem inspiratorem i kreatorem swego własnego zespołu i umie zachęcić współczesnych jemu artystów do współpracy. Będąc bardzo popularnym w muzycznych i towarzyskich kręgach Petersburga, i mając szerokie znajomości wśród artystów rozwija swoje artystyczne idee i już w 1909 roku, po premierze Borysa Godunowa w 1908 w Paryżu, przywozi do stolicy Francji swój egzotyczny balet Kleopatra z Idą Rubinstein, pięknie wyglądającą w kostiumie zaprojektowanym przez Baksta.  Balet szokuje Paryż oryginalnością wystawienia!

Po paryskim sukcesie, od 1912 roku Diagilew nie ogranicza się już do aranżacji istniejących utworów, ale zamawia wiele oryginalnych kompozycji do baletów u znanych kompozytorów, między innymi u Erika Satie, Claude’a Debussy, Manuela de Falli, Maurice’a Ravela. Igor Strawiński jest jego najbliższym współpracownikiem. Pracują dla niego także wybitni malarze jak Picasso, Chirico, Bakst, Gris, Derain, Utrillo, Matisse i inni projektując kostiumy i scenografię. Także pracują dla niego wybitni choreografowie, tacy jak Natalia Gonczarowa, Michel Fokin i George Balanchine, Gruzin, który stworzył podwaliny pod New York City Balet. A także tańczy w jego zespole mesmeryczny na scenie Wacław Niżyński, z którym Diagilew pozostawał przez jakiś czas w relacjach intymnych.

Ta ścisła współpraca między artystami różnych gatunków sztuki, inspirowana przez Diagilewa przyniosła niezwykłe efekty artystyczne i zmieniła oblicze sceny baletowej.  Niestety, mimo sukcesów zespół balansował na granicy bankructwa. Może też i dlatego kostiumy używane do baletów nigdy nie były prane, a może traktowano je jako dzieła sztuki, które miały trwać jak najdłużej?

Wchodzimy na wystawę. Moją uwagę przykuła natychmiast, ustawiona w holu, zaraz przy wejściu, odlana rzeźba z brązu. Piękny „smok”, nie wawelski w prawdzie-pomyślałem- ale ciekawy i zrobiłem zdjęcie. To Hababuk Maxa Ernsta, znakomitego przedstawiciela surrealizmu. Personel natychmiast mnie informuje, że w całym budynku zdjęć robić nie można. W Luwrze, w Galerii Uffizi fotografowałem dzieła mistrzów i nikomu to nie przeszkadzało, ale bez flesza, w innych muzeach europejskich było podobnie. Tu nawet opisów nie można fotografować, więc trzeba polegać na pamięci. Jednakże, pozwolono nam zrobić pamiątkowe zdjęcie w makietach kostiumów Chirico wystawionych w hollu.

Kolejki, jak przy impresjonistach nie ma, ale mamy tylko 7 minut na każdą salę. Więc pośpiesznie weszliśmy do pierwszej sali. I od razu czuje się teatralną atmosferę - to zasługa umiejętnie zaaranżowanego światła. I tak przez wszystkie sale. Oglądamy 140 kostiumów pięknie odrestaurowanych,  z 34 baletów wystawionych w latach 1909-1939.
Przed nami rozwinęła się barwna historia baletów sławnego zespołu. Dokładne opisy wystawień. Rzeczywiście, gdy porówna się ten korowód baletów Diagilewa do baletów tradycyjnych można zrozumieć tę szokującą w tamtym okresie gwałtowną rewolucję, jakiej dokonał zespół i jego następcy. Inspirując artystów, „entrepreneur” Diagilew odrzuca tradycyjne, konwencjonalne idee baletowe. Łączy w swoich baletach tradycyjną opowieść, którą ubiera w nowoczesne formy taneczne, muzyczne, scenograficzne i kostiumowe, korzystając także z folkloru rosyjskiego, czy tematów orientalnych. Jednakże bez jego talentu umiejętnej współpracy z twórczymi i wybitnymi artystami tego okresu, nie mógłby chyba tego dokonać.
Po śmierci Diagilewa powstaje wiele zespołów, rozwijających jego idee. Z najważniejszych  należy wymienić Les Ballets Russes de Monte Carlo założony w Monaco, w roku 1932 przez Wasyla Basil. I tu mamy wątek australijski. W latach 1936-1939 zespoły Basila o różnych nazwach odwiedzają trzy razy Australię, kilku artystów zostaje i tworzy podwaliny pod rozwój rodzimego baletu australijskiego.
I tak, to widzimy efekt otwarcia na inną kulturę, a także przenikania artystycznych idei.

Andrzej Siedlecki

Przefotografowane zdjęcia kostiumów pochodzą z magazynu Antiques & Art in New South Wales, December 2010-May 2011 i z broszurki National Gallery of Australia.