polish internet magazine in australia

NEWS: POLSKA: Prokuratura Okręgowa w Warszawie skierowała w środę do Sądu Rejonowego Warszawa Praga – Południe w Warszawie akt oskarżenia przeciwko europosłowi Grzegorzowi Braunowi. Rzecznik prokuratury Łukasz Skiba poinformował, że akt oskarżenia wobec Grzegorza Brauna obejmuje siedem czynów, w tym zgaszenie świec chanukowych w Sejmie. * * * AUSTRALIA: Według nowych danych Australijskiego Urzędu Podatkowego chirurdzy są najlepiej opłacanymi specjalistami w Australii. 4247 osób zgłosiło średni dochód podlegający opodatkowaniu w wysokości 472 475 dolarów w latach 2022–2023” — czytamy w raporcie. Drugie i trzecie miejsce zajęli anestezjolog i pośrednik finansowy z odpowiednio 447 193 USD i 355 233 USD. Na czwartym miejscu uplasowali się specjaliści chorób wewnętrznych z kwotą 342 457 dolarów, a na pitym psychiatrzy z kwotą 288 146 dolarów. * * * SWIAT: Protesty antyprezydenckie i antyrządowe rozlewają się na Ukrainie. Na placu Iwana Franki w Kijowie już trzeci dzień trwa akcja protestacyjna przeciwko ustawie ograniczającej niezależność Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) i Specjalistycznej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAP). Na demonstrację w stolicy przyszło we środę ponad 4000 osób. Manifestują studenci w Charkowie, Lwowie, Dnieprze, Odessie, Iwano-Frankowsku, Zaporożu, Czerniowcach, Winnicy, Łucku, Krzywym Rogu, Tarnopolu, Żytomierzu, Równem, Połtawie, Chmielnickim, Czernihowie i Krzemieńczuku.
POLONIA INFO:

sobota, 12 marca 2011

Kataklizm w Japonii. Alarm na Pacyfiku




Ogromne trzęsienie ziemi o sile około 9 stopni w skali Richtera nawiedziło kilkanaście godzin temu Japonię.

 W następstwie niszczycielskiego trzęsienia ziemi premier Japonii Naoto Kan ogłosił alarm atomowy, choć w sąsiedztwie elektrowni jądrowych nie wykryto jakiegokolwiek zagrożenia radiacyjnego. Udało sie ugasic  pożar w elektrowni atomowej w Onagawa - podała Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej. 

Japonia jest jednym z najbardziej narażonych na trzęsienia ziemi krajów świata. Niestabilność geologiczna wywołuje ok. tysiąca wstrząsów rocznie. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat Japończycy nauczyli się tak konstruować budynki, aby zminimalizować straty spowodowane przez wstrząsy. Mimo to w Tokio zawaliło się kilka budynków, wiele obiektów ogarnęły pożary. 
W wyniku trzęsienia ogromna fala tsunami wdarła się do nadbrzeżnych miast, wyrządzając ogromne szkody. Fala, przetaczająca się przez tereny nadbrzeżne, miała początkowo około 10 metrów wysokości.  Śmierć poniosły już setki osob.

 Wielka fala tsunami zagraża teraz wschodnim wybrzeżom Rosji, Chin i całemu rejonowi Pacyfiku, łącznie z zachodnim wybrzeżem USA. Najbliższe godziny mogą być dramatyczne, bo fala jest wyższa niż niektóre wyspy.

Hawajskie Centrum Ostrzegania przed Tsunami ogłosiło alarm dla Rosji, Filipin, Papui-Nowej Gwineii, Hawajów, Australii, Nowej Zelandii i zachodniej Ameryki Południowej.


piątek, 11 marca 2011

O hip-hopie i nie tylko. Rozmowa z Mezo

Mezo podczas występu w Ashfield. Fot K.Bajkowski

Tuż przed koncertem hip-hopowym , chyba pierwszym tego rodzaju w Klubie Polskim w Ashfield rozmawiałem z jego głównym wykonawcą  - Mezo czyli Jackiem Mejerem , znanym poznańskim raperem, który kilka ostatnich tygodni spędził w Australii. 

Krzysztof Bajkowski: Czym dla Ciebie jest hip-hop?

Mezo: Generalnie jest to muzyka, którą kiedyś w młodych latach interesowałem się i jest to wygodna forma przekazu treści, czyli pozwala ona przekazac dużo treści. Dla mnie najważniejszy jest tu rymowany message w oprawie muzycznej.  Hip-hop jak wiadomo to jest szerokie pojęcie. Jest to całe kultura ze swą modą, grafitti, breakdance itd.

Jaki talent trzeba miec aby być dobrym hip-hopowcem?

Mezo: Raczej używam określenia raper niż hip-hopowiec. Raper to po prostu ten, który  rapuje. A ja rapuję.  Jaki talent? No trzeba miec jakieś tam poczucie rytmu, to jest niezbędne. Czuć muzykę ogólnie. A poza tym mieć głowę otwartą na świat, potrafić przekazywać swoje wnioski z obserwacji właśnie wpostaci fajnych zwrotek. Rap podobny jest trochę do dziennikarstwa, trochę do pisarstwa. Wszystko zależy jak się uprawia  rap.  Bo można uprawiać publicystycznie, można rapować o miłości. Rap pozwala na wiele. Ktoś kto jest tzw. hardcorowym raperem może rapować o życiu na pograniczu prawa. Z tego też rap jest znany na ogół i tak postrzegany.  Rap daje pełną ofertą wypowiedzi . Potrzeba tylko trochę  talentu, samozaparcia i konsekwencji w działaniu.

Kiedy zaczęleś interesować się rapem?
Mezo: To była połowa lat 90-tych. Miałem wtedy 12 lat. Pokazywały się pierwsze kasety, jeszcze pirackie i po przesłuchaniu ich zaczęłem  nieudolnie rapować. Potem wiele lat praktyki, nagrywanie płyt tzw. własnym sumptem dla ludzi z bloku, ulicy, osiedla. W końcu poznałem ludzi, którzy mają swoją wytwórnię muzyczną. W 2003 roku wydałem pierwszą prawdziwą płytę, która okazała się sukcesem i od tej pory działam zawodowo na tym polu. Jest to moja główna praca, źródło dochodów i źródło realizacji pasji.

Studiowałeś politologię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Skończyłeś ?
Mezo: Byłem tzw. wiecznym studentem. Od pól roku - przykro mi - nie jestem nim. Dziewięć lat studiowałem w sumie. Gdy wydałem płytę w 2003 roku zrobiło się takie zamieszanie, że nie byłem w stanie chodzić na zajęcia, na egzaminy. Muzyka pochłonęła mnie na całe cztery lata. Po czterech latach udało mi się wrócic z sukcesem. W zeszłym roku obroniłem pracę magisaterską. Tak więc  jestem magistrem politologii. W sumie warto mieć kontakt z wyższą uczelnią, nie wykluczam, że jeszcze postudiuję. Lubię uczyć się, studiować , choć, muszę przyznać, nie lubię czekania na dyżurze po wpis do indeksu.

Można powiedzieć, że jesteś politologiem mówiącym językiem hip-hopu...
Mezo: Można. Jestem takim obserwatorem życia społecznego.

Czy jesteś rozpoznawalny w polskim środowisku hip-hopu?
Mezo: No chyba tak. Wystepowałem na festiwalu w Sopocie, dwa razy w Opolu. Tak więc mam odbiór nie tylko wsród nastolatków, ale również wsród starszej publiki. Tak wiec przez te udziały w festiwalach, choć nie wszyscy to popierają, uważając to za skok zbyt za daleko, w jakiś sposób jestem rozpoznawalny. Czasem jest to miłe, czasem nie.

Jaki jest Twój głowny cel tego co robisz?
Mezo: wiesz co, po pierwsze przekaz, bo to co robię daje wiele materiału do refleksji nad życiem. Często dostaję emaile, gdzie ktoś pisze: w tym numerze było coś, jabyś opisywał moje życie. Lub: coś mi to pomogło, zmotywowało. Tak więc często robi się materiał czysto motywacyjny. Pisałem pracę magisterską  n.t. motywacji. Pobudzanie ludzi do życia,. To jest ciekawe. Rano ktoś wstaje, puści sobie moją piosenkę i jest gotowy na nowe wezwania, które niesie dzień.

W 2006 roku uczestniczyłeś w projekcie Poznański Czerwiec 56. Co to było?
Mezo: to było świetne doświadczenie. Obdywało się to w ramach obchodów 50 rocznicy Poznańskiego Czerwca.  Wymyśliliśmy wraz z moim kolegą Owalem, też raperem, specjalny utwór na tę okazję. Utwór, który nie miał specjalnej promocji. Był zagrany w finale koncertu jubileuszowgo. I numer zostal bardzo dobrze przyjęty. Graliśmy go później na obchodach 30 rocznicy Solidarności. Bardzo sobie go cenię. Wydaje mi sie całkiem dobry i przede wszystkim ważny, bo nie wszyscy młodzi ludzie są świadomi istoty tych wydarzeń. Dla nich to już prehistoria, dla mnie też znana tylko z książek, filmów i dokumentów.

Jesteś tu w Australii właściwie na wakacjach. Pierwszy raz na antypodach?
Mezo: Tak . Pierwszy raz.

Jak odbierasz ten kraj?
Mezo: To już końcówka naszych ( bo jestem tu z żoną) wakacji . To było fantastyczne 6 tygodni. Widziałem pewnie małą część Australii. Większość czasu spędziłem w Sydney. Tydzień w Melbourne i tam miałem okazję być na turnieju tenisowym Australia Open. Jestem wielkim fanem tenisa, bo gram w tenisa. Byłem świadkiem na tamtejszych kortach świetnych meczy. Obejrzałem grę Agnieszki Radwańskiej. Odwiedziłem Agnieszkę osobiście i zobaczyłem od kuchni jak wygląda ten turniej. Tak więc pobyt w Melbourne, to był numer 1  podczas tego wyjazdu. A oprócz tego standardowo zwiedzilismy tutejsze parki, byliśmy dwa tygodznie na Gold Coast. Ta wiec w sume świetny czas, który pozwolił ominąć nam  Polską zimę. Zamiast -minus 20 st.C, doświadczałem ciepła trzydziestostopniowego. I to jest miłe.

Jeszcze wróćmy do hip-hopu. Jak sądzisz, w jaki sposób hip-hop zapisze się w historii muzyki rozrywkowej, tak jak powiedzmy jazz, rock, soul?

Mezo: Dla mnie hip-hop jest kolejnym krokiem jakby w tworzeniu muzy równej dla wszystkich. Nie musisz mieć wielkich zdolności wokalnych aby rapować. Jeśli masz dobrze poukładane w głowie, jakiś talent liryczny, możesz rapować o wszystkim co cię otacza.  Nie musisz mieć specjalnie drogiego sprzętu . Rap daje duże szanse każdemu nastolatkowi, niezależnie od statusu materialnego, od jakichś historii rodzinnych itd.  Możesz pokazać się światu w bardzo prosty sposób. To jest  podobnie jak   z piłką nożną w sporcie. Po prostu możesz kopać piłkę, którą kupisz  w każdym  sklepie za 10 złotych. Tak też jest w hip-hopie: nie potrzba dużo: kartka papieru i długopis. Potem już idzie wszystko samo, jeśli jesteś wystarczająco zmotywowany.

Jak  przewidujesz? Co będzie po hip-hopie?
Mezo: Obawiam się, że to już się dzieje, bo jest teraz w muzyce taki przepych technicznych nowinek, głos można modulować przez wokadery, autotuny. To już jest tak futurystyczne, że ja sam do końca tego wszystkiego nie rozumiem mimo, że jestem stosunkowo młodym człowiekiem.

W ramach Twoich wakacji również występujesz . Dziś w Ashfield.
Mezo: Tak. No nie mam tu swojego zespołu i wokalistki. Ale ten dzisiejszy koncert może się odbyć dzięki pomocy Ani Spice, wokalistki, która będzie mnie wspierać na mikrofonie, ktora kiedyś probowała swych sił w Polsce a od 7 lat mieszka w Australii. Chciałbym przy tej okazji jej bardzo podziękować jak również DJowi Ice.

Dziekuje za rozmowę, życzę dobrych rymów, sukcesów w karierze,  niezatartych miłych wspomnień z Australii  i szczęśliwego powrotu do Poznania. Pozdrów ziomków. Też stamtąd pochodzę!

Rozmawiał Krzysztof Bajkowski

Cała Polska nosi wąsy dla Małysza!

Najbardziej oczekiwane wydarzenie zimowego sezonu sportowego odbędzie się 26 marca br. na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Jego gospodarzem będzie sam Adam Małysz.
 Zaproszenie najwybitniejszego i najbardziej utytułowanego polskiego sportowca przyjęli najlepsi skoczkowie narciarscy świata. „To będzie niesamowita impreza. Marzyłem o niej od kilku lat. Zapraszam wszystkich kibiców. To trzeba zobaczyć na żywo” – zaprasza Adam Małysz.
Czołówka Pucharu Świata będzie rywalizować o najlepszy wynik w niecodziennej konkurencji – skokach do celu.
Tego dnia w Zakopanem Adamowi podziękują kibice, gwiazdy sportu i ekranu. Na hasło: Pokażcie, jak kochacie Adama, wszyscy zgromadzeni na Wielkiej Krokwi założą wąsy. I pomachają nimi Małyszowi na pożegnanie.

26 marca wąs a la Adam stanie się najmodniejszym hitem sezonu! Opanuje całą Polskę i świat. Sumiasty, na muszkietera, doklejany, czy malowany … każdy się liczy!

Tydzień temu Adam Małysz ogłosił zakończenie kariery. W ciągu kilkunastu lat dostarczył  polskim kibicom mnóstwo emocji.

Więcej: Wirtualna Polska
Zobacz, kto już "zapuścił" wąsy dla Małysza: Facebook

czwartek, 10 marca 2011

Gillard chce podatku od CO2 . Australijczycy mówią: nie



Lider Zielonych Bob Brown
i premier  Australii, Julia Gillard
  Po ogłoszeniu przez rząd Julli Gillard  szczegółów planu wprowadzenia podatku od CO2 zawrzało w australijskiej polityce. Lider opozycji, Toni Abbott powiedział, że jest to atak na australijski standard życia. Szef koncernu staloweg mówi, ze propozycja ta , to wandalizm ekonomiczny, a wyborcy gwałtownie odwrocili się od rządzącej Partii Pracy dając najgorsze od czasu upadku rządu Paula Kittinga poparcie dla tej partii.

Toni Abbott zapowiedział, że będzie zwalczał ten plan i nie wierzy, że zostanie on wprowadzony oraz spodziewa się buntu Australijczyków. Oświadczenie premier o wprowadzeniu podatku nazwał straszną zdradą narodu australijskiego.
Premier Julia Gillard zapowiedziała kilkanaście dni temu wprowadzenie podatku od CO2 w połowie 2012 r. i wprowadzenie systemu handlu uprawnieniami do jego emisji w ciągu 3-5 lat. Ustawa wprowadzająca podatek ma zostać uchwalona do końca br. Środki zebrane z podatku będą wykorzystywane na rekompensaty dla gospodarstw domowych i firm oraz na finansowanie programów związanych ze zmianami klimatycznymi. Cena emisji CO2 będzie co rok podwyższana.
Według opublikowanego w prasie australijskiej sondażu, 48% Australijczyków jest przeciwnych proponowanemu przez rząd podatkowi od CO2. Podatek od CO2 poparło 35% ankietowanych, 18% było niezdecydowanych.

Lider opozycji w  Nowej Południowej Walii, Barry O'Farrell, który za kilka tygodni po wyborach może zostać nowym premierem stanowego rządu zapowiedział, że nie będzie wspierał podatku od dwutlenku węgla.

 O'Farrell powiedział w trakcie debaty telewizyjneji z obecną panią premier Kristiną Keneally, że podatek od CO2 będzie kosztował australijskie rodziny kolejne 500 AUD rocznie w rachunkach za prąd i że nie może poprzeć tego podatku.
Propozycje federalnego rządu laburzystowsko-zielonego Julii Gillard w sprawie opodatkowania  od CO2 zagrażają więc szansom wyborczym  Partii Pracy, która obecnie sprawuje władzę  w Nowej Południowej Walii.

 

Wg sondażu przeprowadzonego w NSW przez konsultanta opozycyjnej Partii Liberalnej, 3/4 wyborców nie jest przekonanych, że podatek od CO2 pomoże środowisku naturalnemu. Z badania opinii publicznej wynika, że 51% ankietowanych postrzega ten podatek jako zagadnienie związane z podwyższeniem kosztów życia, 25% - jako środek dla rozwiązania problemów ekologicznych oraz 21% - jako "pokaz przywództwa narodowego".


Paul O'Malley, prezes koncernu stalowego Bluescope Steel, uważa, że wprowadzenie podatku od CO2 zaszkodzi przemysłowi wytwórczemu i utrwali zależność Australii od zasobów naturalnych.

 O'Malley powiedział, że wysoka wartość australijskiej waluty i wysokie stopy procentowe tworzą trudne warunki dla przemysłu wytwórczego, edukacji i turystyki, ponieważ gospodarka Australii korzysta głównie z boomu surowcowego. W tych warunkach powinno się spodziewać takiej polityki gospodarczej, która pomoże ekonomii, gdy boom na surowce się skończy. Wprowadzenie podatku od CO2 jest sygnałem, że politycy nie chcą rozwoju żadnego innego sektora poza sektorem surowcowym.  -To wyrażny wandalizm ekonomiczny – powiedział O’Malley.

Na środę, 23 marca zapowiadane sa demonstracje przed siedzibami parlamentów stanowych (Brisbane, Adelaide, Perth)  i federalnego  w Canberze  oraz 12 marca w Melbourne i 4 kwietnia w Sydney, przeciwko planom wprowadzenia podatków klimatycznych.  No Carbon Tax Rally


O złamanej obietnicy przedwyborczej Julii Gillard niewprowadzania podatku od CO2 , oraz mistyfikacji politycznej problemu tzw. „globalnego ocieplenia” na podstawie hipotez a nie analizy wg zasad nauk empirycznych, pisze prof. Bob Carter w Quadrant – prestiżowym australijskim magazynie polityczno-literackim.
 Quadrant: Shhsshh...don't talk about the science

Online Petition: Stop Gillard's Carbon Tax

środa, 9 marca 2011

Harcerska wyprawa: Alice Springs - Darwin


Budzimy się rano w Alice Springs w samochodzie na parkingu. Było bardzo duszno więc postanowiliśmy spać przy otwartych oknach i drzwiach. Prawie do północy Kasia pełniła wartę. Później jednak czuwaliśmy wszyscy zrywając się na każdy dźwięk. W nocy komary dały nam popalić. W dodatku około godziny 6 słońce zaczęło wstawać, więc w samochodzie zaczeło robić się goręcej. Przedpołudnie postanowiliśmy spędzić w tej uroczej miejscowości Aborygenów poznając ich kulturę i obyczaje. Alice Springs to małe nowoczesne miasto zamieszkane przez około 22 tysiące osób. Większość mieskzańców stanowią tu Aborygeni,   będący rodowitymi mieszkańcami tych ziem.


Spacerując po głównej ulicy Alice- bo tak mówi się o miasteczku- wchodziliśmy do każdego sklepu z pamiątkami. Ale, wiadomo jak to sklepy z suwenirami- wszędzie pamiątki z pobytu w Australii „made in China”. Bardzo nam się to niepodobało więc szukaliśmy prawdziwych wytworów sztuki aborygeńskiej. Na ulicy od jednej kobiety kupiliśmy tkaninę z rysunkami- jak nam tlumaczyła była to tęcza. Od innej Aborygenki natomiast kupiliśmy kamień w kolorowe kropki. Ta również tłumaczyła nam, że to tęcza. Nam nadal było mało, więc spacerując tak w upale natknęliśmy się na likwidujący się sklep, po którym pozostał jedynie brud i kilka pamiątek. Dla nas prawdziwy raj. Wygrzebaliśmy w sklepiku 3 didgeridoo- ceremonialny aborygeński instrument muzyczny,  australijską tablicę rejestracyjną, kapelusz  oraz kilka innych oryginalnych pamiątek po wyjątkowo niskiej cenie- pół darmo. Humory więc bardzo nam dopisywały. Druhowi Albertowi jednak było mało. Caly czas gnębiło go przeczucie, że w tym „czarodziejskim” sklepie ukrywa się coś jeszcze.

 Postanowiliśmy więc wrócić. Sklep jednak był zamknięty. Podjechaliśmy  do KFC, ale tylko po to, by skorzystać z toalety i dziwnym trafem spotkaliśmy tam właścicieli sklepu. Odczekawszy nim zjedzą posiłek wróciliśmy z nimi do skarbca z aborygeńskimi pamiątkami. Druhowi Alberowi udało się jeszcze wynaleźć kilka fantastycznych rzeczy. Miejmy tylko nadzieję, że uda nam się to przewieźć w całości do Polski. Kolejnym punktem zwiedzania Alice miały być ciepłe źródełka, które jak opisywał nasz przewodnik są doskonalym miejscem na piknik i orzeźwiającą kąpiel. Spragnieni wody poszukiwaliśmy tego miejsca, jednak po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Próbujac wydostać się z miasteczka skręciliśmy jeszcze do skansenu stacji telegraficznej, która prowadziła z południa (Adeljda) na północ do Darwin. Poszukując dogodnego miejsca na przyrządzenie obiadu natrafiliśmy na jeziorko. Woda jednak nie nadawała się do kąpieli, więc szybko wcinając pyszny obiad (makaron z sosem pomidorowym i mięsem) ruszyliśmy w stronę Darwin. Droga przebiegała pomyślnie, wszystko szło zgodnie z planem opracowanym jeszcze w Polsce. Wieczorem w miejscowości Tennant Creek postanawiamy zatankować nasze auto, gdyż stacyjka wskazuje już rezerwę. I tutaj właśnie, na stacji benzynowej, rozpoczyna się niezaplanowana przez nikogo przygoda. A zacząła się ona tak: dojeżdżamy na stację. Jest godzina 21 i pan właśnie przkręca na drzwiach tabliczkę „close”. Szybka akcja. Albert wyskakuje, łapie za pistolet do tankowania, Iwona mówi, że pan zamyka, Kasia powtarza, jednak trochę za cicho. Więc powtarza jeszcze raz, jednak w tym samym czasie Albert odklada pistolet. Kasia powtarza, tym razem głośniej: pan już zamyka. Albert odwraca się by znów wziąć pistolet, który podaje mu Krzsztof i tankuje. Iwonka płaci i wszystko wygląda jak byłoby w najlepszym porządku. Wychodzi ze stacji i…. okazuje się, że zamiast diesla zatankowaliśmy benzynę bezołowiową. No i skucha. Prosimy pana o pomoc jednak on już idzie do domu i nie jest w stanie nam pomóc. Dzwoni do szefa i okazuje się, że około 4 rano na stację przyjedzie właściciel. Spychamy więc samochód na bok i czekamy do rana. Całe szczęście, że nie odpaliliśmy silnika. Wtedy mielibyśmy jeszcze większe kłopoty. Sprzedawca ze stacji zostawił na kluczyki do toalety, gdzie był prysznic. To był plus całego tego wydarzenia. Gdy jednak zobaczliśmy toalety mina nam zrzedła. Wszedzie były duże zielone koniki polne (nie wiem, czy w Australii tak one się nazywają, ale w Polsce na pewno). Szlak pod prysznic przetarła Kasia, która wykąpała się pierwsza. Próbujemy zasnąć w samochodzie. Gorąco, wszędzie bzyczące komary, po drugiej stronie ulicy hałasujący Aborygeni. Wraunki mało sprzyjające zaśnięciu, jednak zmęczenie po całym dniu daje się we znaki. Szybko zasypiamy. Wstajemy około 4:30 by porozmawiać z właścicielem stacji o naszym „big problemie”. Okazuje się, że mechanik może przyjechać dopiero o 8. Zapadamy więc spowrotem w drzemkę. O 8 podjechał do nas mechanik. Opowiedzieliśmy mu, co nam się przytrafiło i kazał nam chwilę poczkeać. Wrócił już innym samochodem ze swoim pracownikiem i scholowali nas do zakładu mechanicznego. Spuścili źle zatankowaną benzynę i wlali kupionego przez nas diesela. Przyszedł momemt zapłaty. Wystraszeni ruszliśmy do biura, nastawieni na opowiadanie o naszych dokonaniach z projektu „Korona Ziemi”, o   nas jako skautach z Polskich, „no money” i innych kawałków, byleby cena za usługę była jak najniższa. Bossa nie było. Okazało się jednk, że nic nie musimy płacić. Wow!!! Dla nas pozytywny szok. Wręczamy pracowikowi nasz folder z wyprawy, robimy sobie pamiątkowe zdjęcie. „Good luck” i jedziemy dalej. Zaczynając wyciągać wnioski z naszej przygody dochodzimy do wniosku, że więcej w niej plusów niż minusów. Humory znów są dobre, wszyscy się śmieją i jest super.

Droga  do Darwin. Ponad 1500 kilometrów. Straciliśmy trochę czasu więc teraz musimy nadrobić. Śniadanie (płatki z mlekiem i kanapki z tuńczykiem) jemy w samochodzie w czasie jazdy. Krajobraz za oknem zaczyna się zmieniać. Pojawia się coraz więcej wysokich drzew, a trawa w tych okolicach w porze deszczowej rośnie do 9 metrów na miesiąc. Akurat wypada pora deszczowa, więc co chwila doganiamy deszcz. Jednak ciepłe krople nie są orzeźwieniem dla organizmu. Coraz częściej przy drodze pojawia się znak „floodway”, a kilka metrów dalej woda na asfalcie. Ciągle rozglądamy się na boki poszukując coraz większych kopców termitów. Jak na razie największy miał około 2 metrów wysokości nad powierzchną ziemi. Znów zapala nam się lampka kontrolna. Następna stacja za 114 kilometrów, więc z duszą  na ramienu jedziemy przed siebie. Okazuje się jednak, że stacja, która przez ostatnie kilometry była naszym celem spaliła się. Niedaleko stoi „hotel”, gdzie mają na sprzedanie paliwo, ale dwa razy droższe niż na stacji. Jednak jest to nasza ostatnia deska ratunku, więc bierzemy 10 litrów za $30. Przy tym „hotelu” zwiedzamy zoo z krokodylami, dużą ilością kolorowych papug oraz małym kangurkiem. Ruszamy dalej przed siebie i po kilkudziesięciu kilometrach dojeżdżamy na stację. Bezpiecznie tankujey diesla, sprawdzając trzy razy co tankujemy.
Wieczorem dojeżdżamy do Darwin 1 marca przejechane w sumie ponad 6000tys kilometrów od jutra juz tylko w dół.

Iwona Waśkiewicz