Za 22 miesiące Melbourne będzie gościć 13. Festiwal Kultury i Sztuki Polskiej - PolArt. W stolicy Wiktorii już teraz rozpoczęły się przygotowania do tej największej polskiej imprezy na ziemi australijskiej. 10-osobowy Komitet Koordynacyjny, powołany przez i zatwierdzony przez Radę Naczelną Polonii Australijskiej ma już za sobą rejestrację, logo, otwarcie konta bankowego, założenie skrytki pocztowej I okres rozeznania i planów. Publicznym zebraniem w niedzielę, 9 lutego rozpoczął akcję docierania do wszystkich Polaków i organizowania potrzebnych dużych funduszy. O przebiegu zebrania i wstępnych przygotowaniach pisze Stanisław Szczepański z Melbourne.
Nie spodziewałem się tak pięknej prezentacji. Jechałem do Richmond z dużą
dozą niechęci. Zwyciężyła jednak ciekawość. Chciałem posłuchać o tym, co ci
młodzi ludzie wymyślili i jak sobie wyobrażają organizację przyszłego Pol-Art-u.
Uczestniczyłem przez jakiś czas w przygotowawczych pracach ostatniego Pol-Art-u
w Melbourne w roku l997 i doskonale pamiętam niebywałe zmagania ówczesnego Komitetu
zakończone imponującymi galeriami, sztukami teatralnymi, wspaniałymi koncertami
folklorystycznymi i mniej popularnymi występami polskich muzyków i piosenkarzy,
polskim filmem, literaturą i finansowym fiaskiem. Pozostało nam bardzo dużo
egzemplarzy pięknie wydanych Programów, których nikt nie chciał kupować i sporo
rozgoryczenia. Odezwały się wspomnienia. Zachęcony publikowanymi w mediach zaproszeniami
mimo gorąca ruszyłem do Richmond.
Filip Cuprych: Basiu, Polonia Restituta za promocję polskiej kultury za granicą - jakie emocje towarzyszyły Ci, kiedy dowiedziałaś się, że ten order został Ci przyznany?
Basia Trzetrzelewska: Chyba rok temu usłyszałam o tym po raz pierwszy i wydawało mi się, że to był jakis żart (śmiech). W ogóle nie potraktowałam tego poważnie, ale po jakimś czasie ta sama informacja dotarła do mnie znowu, tyle że już z innego źródła. I wtedy zaczęłam się nad tym zastanawiać. Ale, że nie było żadnego odzewu ze strony naszej Ambasady czy kancelarii Prezydenta, więc znowu stwierdziłam, że to pewnie żart. Na poczatku grudnia ubiegłego roku Ambasada skontaktowała się z moją managerką i wreszcie to do mnie dotarło. Wystraszyłam się trochę. Wydawało mi się, że sobie na to nie zasłużyłam. Dzisiaj, już na spokojnie, przyznaję, że rozpiera mnie niesamowita duma i naprawdę jestem tym wszystkim onieśmielona. Tak naprawdę, to jeszcze do mnie nie dotarło. To, że coś tak poważnego stało się moim udziałem za moją skromną pracę.