Przez dekady nie mogliśmy doczekać się prawdy o ludobójstwie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Przez dziesięciolecia ofiary czekały na choćby symboliczne upamiętnienie.W końcu, po dziesiątkach książek i naukowych konferencji, po latach edukacji, wreszcie po wstrząsającym filmie „Wołyń”, wydawało się że przywróciliśmy pamięć o ofiarach tych strasznych dni. Ale także o katach. O zwykłych sąsiadach – Ukraińcach, którzy pod wpływem spaczonej ideologii zamienili się w krwiożercze bestie.
Nic bardziej mylnego. Nad cichymi, bezimiennymi mogiłami na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej znów zapadła ponura zmowa milczenia. Terror poprawności politycznej skutecznie zasznurował usta wielu. Tych, którzy się nie ugięli dotknął zaś ostracyzm. Nie za rewanżyzm. Nie za chęć zemsty, bo przecież ta dawno się w nas wypaliła. Jedynie za głoszenie prawdy. I za wołanie o dziejową sprawiedliwość. Bowiem nawet rosyjskie bomby spadające na Ukrainę nie zmyją krwi z rąk banderowców. Nie zmyją także hańby z tych, którzy czczą dziś morderców.